• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[09.09.1972] Pochłonie was ogień

[09.09.1972] Pochłonie was ogień
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#1
17.09.2025, 19:35  ✶  
Dora trzęsła się niczym osika, czując ból w piersi - łapała się go, tak samo myślą, jak i fizycznie, błądząc dłonią po materiale bluzki i ściskając go mocno, jakby palce miały przedrzeć się przez materiał, skórę, kości i wedrzeć się gdzieś wewnątrz. Jakby mogła objąć swoje własne serce i w ten sposób uleczyć. Teraz, kiedy zamaskowany śmierciożerca uciekł, a dookoła zapanował spokój - na tyle na ile w ten sposób można było określić zaistniałe warunki - czuła jak powoli rozpada się coraz bardziej. Jak naruszone kawałki duszy osypują się gdzieś wewnątrz niej. Jak odwaga znika, uciekając wraz z falą adrenaliny, a szok sprawia że wszystko robi się nieco bardziej mętne. Chciała oddychać, ale nie ważne jak głębokie oddechy brała, to było za każdym razem jakby odrobinę za mało.

– Już wszystko dobrze... Już go tu nie ma.

Czekolada, która została jej wciśnięta do ręki, przez chwilę tylko topiła się pod wpływem ciepła skóry, a Dora patrzyła na znajdujący się na niej znajomy znak. Nie powinna była chodzić sama - tak powiedziała Brenna. Powinna teleportować się prosto do kawiarni, tej samej z której czekoladę teraz trzymała w ręku. Pociągnęła nosem, czując jak nagle oczy wilgotnieją na nowo i wsunęła słodycz do ust, wiedząc że przynajmniej powinna zmusić się do zjedzenia jej, nawet jeśli organizm odmawiał.
- Byłeś w kawiarni Nory? Nic im tam nie jest? - zapytała, jakby nagle tchnięta jakąś nadzieją, że może wiedział o kogo chodziło, a nie był to tylko całkowity przypadek. Czuła na sobie jego ręce, jak obejmują ją i trzymają w całości, a w tym momencie było to jedyne czego chciała, by nie rozpaść się na jeszcze mniejsze kawałki, tak jakby miała je przez to pogubić po drodze.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#2
20.09.2025, 12:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.09.2025, 12:21 przez Dearg Dur.)  
Cerdrik miał stanowczo po dziurki w nosie tej nocy, ale też za bardzo nie miał wyjścia. Życie turkotało na przód, życie wymuszało na nim podejmowanie akcji. Życie kurwa było beznadziejne.

A jednak teraz, kiedy podtrzymywał drżące ciało tej nieszczęsnej dziewczyny, czuł, że życie było beznadziejne trochę mniej. Ona mogła już nie żyć, jak wiele, wiele osób tego dnia. Mogli nie usłyszeć gwizdka, mogli ją znaleźć kluczowe sekundy później, gdy już tocząca pianę szarpała się śmiertelnym spazmem. Nie podpowiadała mu tego wyobraźnia. Robiły to wspomnienia.

Czekolada pomogła mu je na jakiś czas wyciszyć. Czekolada pomogła mu ogarnąć się i po prostu iść przez to piekło w nadziei, że kiedyś wstanie świt.

Jeszcze nie wiedział, że w Londynie świt wstanie za kilka dni, że dopiero wtedy przeklęte czarne chmury rozwieją się.

Teraz jednak liczyła się tylko ona. Uratowana dusza. Dwóch starszych kolegów skupionych na pościgu, na walce, na adrenalinie, było gdzieś za plecami. Pomógł jej wstać, nie wypuszczał jej z rąk, jakby sam trochę potrzebował wsparcia. Może potrzebował być wsparciem dla kogoś, żeby samemu się nie rozsypać.

– Ja... ee... tak, chyba tak. To była Nora Figg, rzeczywiście, teraz jak mówisz, ja byłem wtedy... byłem wtedy w złym miejscu. – Zupełnie jakby to miejsce nie było kurwa złe. Nie. Było lepsze. Dziewczyna przeżyła. Kogoś udało się uratować. – Nie wszedłem do środka, to ona wyszła do mnie. Ale... ale to miejsce stało, zdaje mi się, że było tam dużo ludzi. To Twoja znajoma? Chcesz, żeby odprowadzić Cię tam, czy... czy może powinienem odprowadzić Cię do Munga? W ogóle jestem eee funkcjonariusz Porter. Cedrik Porter. – PROCEDURY, gdzie one były, gdy ich potrzebował? Tak rozpaczliwie tak gwałtownie, przecież nie tak to powinno wyglądać. Odwrócił głowę w poszukiwaniu starszych kolegów, jakieś zeznania, może kobieta rozpoznała swojego napastnika, czy powinien zostać z nimi, co właściwie się działo. Miał mętlik w głowie. Nie był na skraju ataku paniki, ale wciąż kotłowało mu się od dymu i krzyków. Dlaczego w ogóle zapisał się do brygady? Dlaczego czuł że jako mugolak ma wypisany cel na plecach. Czemu jego koledzy jeszcze nie wrócili? Co jeśli śmierciożerca właśnie ich zabił i zaraz wróci tu po nich? Myśli nieznośnie nabierały rozpędu w bardzo złym kierunku, więc sam nadgryzł magicznej czekolady, ostatniej deski ratunku.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#3
20.09.2025, 18:13  ✶  
Dobrze, że było już tak późno, a może już wcześnie rano? Świadomość, ze było już grubo po północy, że za parę godzin miał wstać świt, jakoś pocieszał w tej całej, jakże beznadziejnej sytuacji. W końcu światełko w tunelu zawsze było nadzieją; nie ważne czy w gruncie rzeczy było faktycznym z niego wyjściem czy może rozpędzonym pociągiem - wskazywało na to, że można było iść dalej i nie było się zmuszonym do tkwienia w mroku w nieskończoność.

Czekolada rozlała się słodyczą po podniebieniu, oblepiając je i przez moment chyba faktycznie była tym, czego Dora potrzebowała. Zdecydowanie też pomagał fakt, że brygadzista trzymał ją w objęciach, nie pozwalając by nogi ugięły się pod nią, a nawet pomógł jej wstać. Dopiero kiedy zaczął mówić coś więcej, rozbiegane spojrzenie dziewczyny zogniskowało się na nim nieco uważniej, studiując jego rysy twarz i z pewnym zdziwieniem odnajdując w nich znajome detale.

- Nic ci się nie stało? - zapytała z troską, jakby nagle to jego bezpieczeństwo było ważniejsze od jej własnego. Dla niej nie było niczego dziwnego w martwieniu się o innych, szczególnie tych których znała i lubiła, nawet jeśli nie widziała ich od ukończenia szkoły. A Cedric przecież sam właśnie powiedział, że był wtedy w złym miejscu. - Nie - powiedziała nagle, uświadamiając sobie co powiedział dalej i machinalnie zaciskając mocniej palce na jego ręce. - Znaczy, nie trzeba. Nic takiego mi nie jest... - powiedziała powoli, ale przecież wciąż trzymała się go kurczowo, w znajomości jego osoby odnajdując o wiele większe oparcie, niż chciałaby to przyznać. Ta twarz nie kryła się za maską, nie była okrutna i miała dobre słowa - była przeciwieństwem tego, co właśnie ją spotkało. - Nora... tak, to moja znajoma. Ale nie, ja... ja muszę wrócić do domu... - coś ciągnęło Dorę za żołądek i czuła się trochę, jakby nałykała się kamieni. Na Śmierciożercę wpadła przypadkiem i mimochodem, do tego miała zmienioną twarz, ale... nagle uderzyła w nią świadomość i jakieś trwożne pytanie, że co jeśli jej rodzeństwu i ojcu także groziło niebezpieczeństwo.

ZZZZDRRRRRRRRRRRAJCY...

Zaszumiało jej w głowie i nagle szarpnęła się nerwowo, oglądając za siebie, jakby co najmniej kolejny śmierciożerca właśnie wyrósł im za plecami.
- Słyszałeś?


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#4
30.09.2025, 12:47  ✶  
Świt miał nie nadejść.

A przynajmniej nie ten prawdziwy.

Nikt jeszcze o tym nie wiedział, że chmury pozostaną na niebie, strasząc wszystkich, napełniając trwogą, że tak już będzie zawsze, że w każdej chwili ponownie spadnie na nich popiół.

Dla Cedrika jednak świt już nadszedł, bo udało im się kogoś uratować. Bo trzymał za rękę teraz roztrzęsioną ale jakże żywą dziewczynę, a nie trupa z twarzą wykrzywioną zakazaną magią, z powyginanymi rękoma i nogami, ze skórą przypalaną od środka bulgoczącą energią zadającą nic tylko ból.

Dla niego to ona była świtem. Nadzieją, że kogoś udało się uratować.
- Och mi oczywiście, oczywiście nic - nieudolnie kłamał, głos mu się trząsł, ale jeśli tylko poczuł że mocniej zacisnęła dłoń na jego dłoni, tak obijął ją ramieniem w geście pełnym komfortu.

Nie poznał jej oczywiście, zmieniona twarz może nie zmieniła głosu, ale minęło kilka lat, a okoliczności zdecydowanie nie sprzyjały zastanawianiu się z kim właściwie rozmawia. Objął ją ciaśniej, chcąc by wiedziała, że złe minęło, choć tak na prawdę mogło jej się przydarzyć jeszcze tysiąc złowrogich rzeczy. Gdzieś z zaułka wychyneli brygadziści, którym umknął zamaskowany skurwiel, Gdzieś znów ktoś krzyknął, łoskot i wrzask był wszechogarniający.

Zostań z nią! krzyknęłi tamci, świadomi, że złamana duma śmierciożercy mogła nie pozwolić mu odpuścić dziewczynie. Poza tym była świadkiem. Możliwe że teraz szok nie pozwalał jej na odtworzenie detali, ale może była w stanie rozpoznać człowieka w masce, może później, gdy będzie w ciszy opowie chociaż z czego była zrobiona jego różdżka...

Tymczasem uratowana chciała wrócić do domu i Porterowi zacisnęło się znów serce. Czy ten dom jeszcze stał czy zjadły go płomienie? Widział, że grupy cywili biegają i gaszą, że część ludzi pomaga sobie nie czekając na służby, których było tak drastycznie i przerażająco za mało. Może stał. Tak bardzo chciałby,  żeby stał...
- Odprowadzę Cię - powiedział wielce nieprofesjonalnie, ale chciał, tak bardzo chciał ze wszystkich nieudanych misji, ze wszystkich ciał przez które musiał przebiegać tej koszmarnej nocy, chciał później myśleć o tej jednej osobie, której zdołał pomóc. Chciał móc zobaczyć, jak się uśmiecha, jak śmieje. Chciał pamiętać czemu zgłosił sie do brygady. Czemu to w ogóle miało jakikolwiek sens.

Nagle spłoszyła się czymś. Odwróciła wzrok i on odwrócił go, niepewny czy rzeczywiście zamaskowany mężczyzna nie powrócił zgodnie z jego najstraszliwszymi obawami.

- Powiedz mi gdzie jest ten dom, musimy stąd odejść jak najszybciej. - wyrzucił z siebie, nie bardzo pewny co takiego miał usłyszeć. Spróbował ruszyć w dowolnym kierunku, byl się tylko stąd oddalić, nawet jeśli oznaczało to, że pójdą w zupełnie inną część miasta.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#5
08.10.2025, 04:23  ✶  
Świt miał nie nadejść, ale Dora świtu łapała się teraz jak tonący brzytwy. Było coś w pierwszych przebłyskach porannego światła i w szarzejącym horyzoncie. Coś, czego teraz bardzo potrzebowała, a czego w przeciwieństwie do Cedrica nie miała na wyciągnięcie ręki - bo przecież nikogo dzisiaj nie uratowała. A przynajmniej tak sobie tego nie wyobrażała. Kiedy myślała o dzisiejszej nocy, o tym co stało się zanim wyrósł spod ziemi śmierciożerca, myśląc o tej nieszczęsnej dziewczynie w schowku Białego Wiwerna. To było straszne, okrutne i jej zdaniem o wiele gorsze niż to co się jej przytrafiło. I myślała tez o tym, ze nie mogła nic zrobić.

Nie była kimś, kto nie wierzył kiedy coś się jej mówiło, a szybkie spojrzenie na Cedrica pozwalało chyba stwierdzić, że był jako tako w jednym kawałku. Wiedziała, ze nawet gdyby był ranny, to nie dałby sobie pomóc póki był w stanie się sam poruszać. To była jakaś cecha brygadzistów i aurorów chyba. Gdyby natomiast był tak ranny, ze ruszać by się nie mógł, to by go tutaj w ogóle nie było, bo starsi koledzy usadziliby go w lecznicy, zwyczajnie odsyłając ze służby.

Słowa Portera były miłe, ale nie miały w sobie pokrycia. Nie mógł jej odprowadzić i nie chodziło tutaj o jego służbę. Nie. Dora zwyczajnie nie mogła mu na to pozwolić. Bardzo chciała, bo dzięki temu może poczułaby się bezpieczniej, ale wciąganie Cedrica w to, co działo się dookoła niej, było zwyczajnie niewłaściwe.

Pokręciła głową krótko, zanim nadgryzły ją lęki i zanim dym przemówił wreszcie wyraźnie. Całą tę noc goniło ją coś, co trudno jej było opisać. Jakiś niepokój i przeczucie, że nie była sama, że coś ciągnęło do niej. Coś, co zupełnie nie powinno. Nie wiedziała co takiego zrobiła, że te popielne potwory chciały pożreć akurat ją, ale chyba była to jej wada nadana z urodzenia - że nie rozumiała czemu była celem ataków, nawet jeśli doskonale to wiedziała.

To było trochę, jakby dym nauczył się od widm, szczególnie tego ostatniego, które przyszło jej oglądać. Syczało, wiło się, podążało za - i całe szczęście, że znowu nie wydawało z siebie skrzekliwej próby głosu Derwina. Dora nie potrzebowała wiele, żeby mieć na nowo łzy w oczach i dobrze może, że przed momentem Cedric zacisnął uścisk nieco mocniej.

SZLAAAAAAAAMYY...

- Nie, nie nie - Dora przez moment nie była pewna czy mówi do niego, czy może do tego co czaiło się w dymie. Spojrzeniem jednak wodziła po wzbijających się ku górze kłębach, znowu malutka i bezbronna. Porter chciał stąd odejść, ale przecież nie mógł z nią iść. Jeśli to za nią goniło całą noc to coś...? - Nie możesz ze mną iść. Cedric, nie możesz ze mną iść do domu - złapała go za rękę, ale tylko dlatego, że chciała w ten sposób odciągnąć tę, którą trzymał, a nie mogła się tak zwyczajnie szarpać.

POCHŁONIE WAS OOOGIEŃ...

Po twarzy Dory pociekły łzy, niemożliwe już do powstrzymania. Może była przerażona, bo to wszystko to było dla niej zwyczajnie za dużo, a może tak bardzo się bała bo za bardzo żerowało to na jej własnej historii i doświadczeniach jej matki. Całe jej życie było utkane ze strat i ostrożności. Oddawała małe kawałeczki siebie, starając się zachować pogodę ducha, ale przecież wiedziała jak świat wyglądał naprawdę.
- Musisz mnie puścić. On tu jest. Oni tu są i chcąc zrobić krzywdę wszystkim, którzy są tacy jak my. Ja... ja muszę wracać. Przysięgam, nic mi nie będzie. Ja potem wam... ja potem komuś z brygady wszystko opowiem, przysięgam...


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#6
13.10.2025, 10:41  ✶  
Był skołowany. Był oszłomiony jej gwałtowną reakcją. Sam nic nie słyszał, stety niestety, choć pewnie niewiele by to pomogło. Miał poczucie, że są sami. Że w całym kilkumilionowym mieście nie ma nikogo więcej. Huk pożaru go ogłuszał. Krzyki. Gwizdy. Świsty.

Chciał uratować tylko ją, ale sparaliżował go strach.

Wysmyknęła mu się z rąk i wiedział, z szeroko otworzonymi oczyma wpatrując się w krzyczącą ku niemu twarz, w potykającą się wciąż osłabioną od obrzydliwych czarnomagicznych praktyk dziewczynę, wiedział że ten widok stanie się jego koszmarem.

– Nie czekaj, nie możesz iść sama... – spróbował pobiec za nią, nagle jego imię wybrzmiało z zupełnie innej strony. Cedrik szybko! – znajomy głos detektywów do których dołączył, odwrócił się na moment w rozdarciu, w braku decyzyjności nieopierzonego brygadzisty, który zaczął pracę ledwie kilka miesięcy temu, by znaleźć się nagle i nieoczekiwanie w samym środku piekła. – Uważaj na... – urwał, bo gdzieś między dziejącym chaosem zniknęła mu z widoku. Jak duch, jak cień. Nawet nie spisał jej danych, ale kto jutro będzie patrzył na biurokrację, kto będzie w stanie uzupełniać raporty? Otarł brudnym rękawem twarz i zamiast pobiec jej szukać, jego kroki poprowadziły ku towarzyszom broni, którzy właśnie próbowali wyciągnąć starszego pana z pułapki na złodziei, w którą wpadł uciekając ze swojego zadymionego sklepu. I tak jak nigdy nie był zbyt religijny, tak teraz machinalnie wykonując polecenia bardziej doświadczonych i trzeźwych na umyśle stróży prawa, modlił się żarliwie o to, żeby jej droga do bezpiecznego miejsca była... bezpieczna. Gdziekolwiek to miejsce było. Jakiekolwiek nosiła imię.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#7
7 godzin(y) temu ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 7 godzin(y) temu przez Dora Crawford.)  
Oboje byli oszołomieni, a Dora definitywnie uciekała gdzieś w środek siebie, niemożliwie wręcz zbita z tropu tym, co działo się dookoła niej. Nie przeszło jej bowiem przez myśl, że to nie działo się naprawdę i że dla innych mogło to wyglądać zupełnie inaczej - ogień i dym były zwyczajnie straszne, wyciągając po nią nieustannie ręce. Wszystko tylko pogłębiało się właśnie przeżywanym bólem i wciąż rozedrganą duszą, którą próbowała przytrzymać w miejscu, wciąż trzymając jedną z dłoni na wysokości serca.

Nie mogła iść sama, bo przez to że sama chodziła, przed chwilą skończyło się tragedią. Nie mogła iść sama, bo zwyczajnie nie chciała zostać w odosobnieniu. Ale musiała. Cofnęła się, krok za krokiem, z pewnym rozczarowaniem czując, że nie czuje już jego ciepła na swojej ręce, że nic już jej nie trzyma w miejscu. Przez moment jeszcze wahała się, czy nie powinna skończyć w klubokawiarni, ale świadomość że skupiłaby na sobie uwagę innych, tylko dodatkowo ją przytłoczył. Nie chciała ich teraz rozpraszać. Zwyczajnie nie mogła. W tym wszystkim też zwyczajnie zapomniała, że dobrze byłoby poinformować o wszystkim Brennę - przecież miała ze sobą lusterko i wiedziała, że przyjaciółka na pewno będzie się o nią martwić. Ale nie myślała teraz trzeźwo. Nie była w stanie.

- Cedric, dziękuję. Uważaj na siebie - powiedziała, ale nie mógł jej słyszeć. Jej mała modlitwa była jednak dla niej wiążąca i w pełni mocy, kiedy kierowała ją do Matki, przez moment opierając się o chłodną ścianę uliczki w której się znalazła. Musiała zebrać się w sobie - parę głębokich oddechów, które miało wyrównać oddech było zaledwie doraźną pomocą, ale musiało wystarczyć. Ścisnęła mocniej różdżkę, czując wciąż słodki posmak czekolady na języku. Musiała wracać do domu, więc teleportowała się z cichym trzaskiem.

Koniec sesji


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Dora Crawford (1504), Dearg Dur (1053)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa