• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
[09-12.09.1972] Ból straty, nigdy nie zniknie...

[09-12.09.1972] Ból straty, nigdy nie zniknie...
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#1
24.09.2025, 01:48  ✶  

9 – 12 września 1972r.
Kamienica Mulciberów (Anglia) / Dom Mulciberów (Oslo)


9 września


Po rozmowie ze Scarlett, która postanowiła sprawdzić, czy nic mu nie jest, Richard znów w tej kamienicy pozostawał sam. Jego córka postanowiła wrócić do kuzyna. Nie zatrzymywał. Nie było takiej potrzeby, kiedy widział, że dawała sobie radę. Że nic jej się nie stało. Być może powinien być o to spokojny, jednakże byłby bardziej, gdyby zgodziła się tymczasowo przenieść do Sophie. Przeczekać, aż sytuacja się w miarę możliwości ustabilizuje w mieście. Czy zaś, w kraju. Mulciber nie miał pojęcia, na jak szeroką skalę trwał ten atak. Ale tym samym, przypomniały mu się słowa bratanka. Wspominał o wojnie. Która tym razem rozpoczęła się na dobre. Coś, czego jego brat nie doczekał. Lecz może widzi to z miejsca, w którym teraz przebywa jego dusza. Nie sądził, aby utknęła w tej kamienicy. To nie mogły być odciski jego dłoni.

Widząc ślady, czy odciski dłoni pojawiających się na ścianach, raz jeden podszedł bliżej, aby przyłożyć do tego śladu swoją dłoń. Po chwilowym zawahaniu, uczynił to. Jakby chciał sprawdzić jej wielkość. Czy pasowała do jego. Gdyby tak było, to czy chciałby uwierzyć w obecność brata tutaj? Było jednak inaczej. Rozmiar dłoni, nie pasował do jego. Nie zostawiła również śladu na jego wnętrzu, kiedy spojrzał. Przez chwilę spoglądając na nią w milczeniu. Na powrót założył rękawiczkę. Powoli świtało. Lecz przez ciemne chmury na niebie, nie było tego za bardzo widać. Czy może tymi chmurami był unoszący się wciąż nad miastem dym pożarowy?

Były auror wyjrzał za okno od strony ulicy. Upewniwszy się, że nie ma żywej duszy. Prostym zaklęciem naprawił uszkodzone okna. Aby zimne powietrze, nie wchodziło do środka i więcej dymu oraz pyłu. Krajobraz ten uległ drastycznej zmianie. Nie przypominał tego, który znał.

Richard potarł dłonią czoło, zmierzając do kuchni, aby sprawdzić jak wyglądają zapasy jedzenia. Schowane, nie powinny ulec zabrudzeniu upierdliwym pyłem. Coś znalazł, ale jakoś nie miał na jedzenie ochoty. Zamknął szafki i chlebak, opuszczając pomieszczenie, udał się do biblioteki. Wciąż jednak różdżkę trzymał w dominującej, lewej dłoni. Oświetlił wnętrze, badając jego stan. Spoglądając na ilość cennych książek dla Roberta. Zatrzymując spojrzenie na tych, które on sam dla niego zdobył ze Skandynawii.

- Co ja mam z tym teraz zrobić?
Zapytał sam siebie. Wciąż wpatrując się w różnego rodzaju księgi. Podręczniki, zapiski. Nie zwróci tego, skąd wziął. A większość była własnością ich rodziny. Kolekcjonował ojciec, potem brat. To wszystko miała dostać Sophie. Gdyby tylko mogli mieszkać gdzie indziej. Gdyby tylko stary Mulciber nie wymyślił sobie mieszkać w dzielnicy mugolskiej. Może byłoby im łatwiej?

Westchnął, podchodząc po chwili do jednej z półek, na której stała znana mu książka z runami. Ta, którą sam sprezentował Robertowi. Pożądaną przez lata, trudną do zdobycia. Przekład językowy norweski, ale została przetłumaczona przez Richarda. I choć sam ją przez te tłumaczenia czytał, niewiele zrozumiał i zapamiętał. Nie jemu przecież była potrzebna. Zdjął ją z półki i przejrzał. Dostrzegając zagięcia i drobne zapiski znanego mu charakteru pisma brata. Zamknął i odłożył na miejsce. Wspomnienia powracały. Wciąż nie docierało do Richarda, że go nie ma. Podparł się dłonią o półkę, biorąc głębsze wdechy i wydechy. Jakby chciał uspokoić swoje wnętrze. Po czym, opuścił bibliotekę.

Swoje kroki skierował do gabinetu. Azylu ojca i brata. Uprzątnąłby to miejsce prostymi zaklęciami, ale niestety, nic to nie dawało. Klątwa tego miejsca trzymała się jak rzep psiego ogona, jak to mawiają mugole. Mógł opuścić to miejsce, ale pozostał. Jakby chciał je chronić. Własny dom. Chcąc być może w nim nawet zginąć.

Tego dnia, nikt więcej nie zjawił się w tej kamienicy. Z ważnych rzeczy, które wykonał Richard, napisał i wysłał list do swoich synów z zapytaniem, czy są bezpieczni i nic im nie jest. Nie opisując nic odnośnie swojej sytuacji. Całą resztę dnia, przesiedział na przeglądaniu dokumentów ojca i brata, które były ukryte za obrazem. Wypalił przy tym kilka papierosów, popijał alkoholem, jaki jeszcze został w ich barku. Rozpalił kominek, aby uznane przez siebie dokumenty, móc spalić od razu. Nie zamierzał tego wszystkiego trzymać bez odpowiedniego nadzoru, jeżeli wróci do Norwegii. Nie mogą trafić nawet przypadkiem, w nie odpowiednie ręce. Co uznał za ważne i przydatne, zostawił, schował. Co zaś mało istotne, wrzucał do kominka. Tak zszedł mu cały dzień, że na list od swoich chłopców nie odpisał. Jedynie odebrał od sowy i odczytał. Nie udzielając odpowiedzi na pytania z ich strony. Ów list pozostał na blacie biurka. A Richard zaczął opróżniać drugą karafkę.

Nie myślał o zjedzeniu czegoś. Nie myślał o tym, aby się jakoś ogarnąć. Włosy miał w nieładzie, zmieszane z popiołem. Na twarzy widoczny zarost. Jego ubranie także pokrywała w wielu miejscach sadza. Gdyby Robert go widział, miałby idealne podstawy do tego, aby znów wyzwać go od menela. Może tego Richardowi teraz brakowało? Tych ich wspólnych docinek.

Gdy zapadł wieczór, siedział w tym momencie na podłodze oparty plecami o biurko. Obok znajdowała się popielnica wypełniona wypalonymi papierosami. Nie tylko jego papierośnica była opróżniona, ale i dodatkowe dwie paczki papierosów. W dłoni trzymał najpewniej trzecią karafkę z alkoholem. Stracił nad tym umiar, kontrolę. Jakby wszystko było mu już jedno. Gdy wymęczony organizm zmuszał do zamknięcia oczu, coś innego nie pozwalało mu zasnąć. Uczucie podduszenia. Jakby czyjaś dłoń zaciskała mu szyję. Aż wyprostował się, mając przymknięte oczy, zmuszone do otwarcia ich. Zacisnął zęby, czekając na koniec, który nie nastąpił. Ta niewidzialna siła klątwy go puściła. Odkaszlnął, dotykając się szyi. Nie miał pojęcia, że ów uścisk pozostawiał swój ślad sadzy na jego ciele. W okolicy szyi.

Miał to jednak gdzieś. Opóźniając kolejną butelkę z alkoholem, nie zarejestrował faktu, że ktoś pojawił się w kamienicy. Po prostu odpłynął, wyczerpany całymi dniami i ostatnią nocą. Był łatwym celem.


10 września



Otwierając powoli oczy, Richard niezbyt pamiętał co się stało. Tym samym nie kojarzył, jak znalazł się na kanapie. Próba podniesienia się, zwiastowała mu silny ból głowy. Od razu dotknął skroni, mrużąc oczy. Łeb mu pękał. Nie kojarzył też za bardzo, czy przespał całą noc, czy miewał koszmary budzenia przez duszenie się. Słysząc znany sobie głos, który zakomunikował, że się obudził, odszukał tę osobę.

Charles.

Chwilę później pojawił się jego starszy syn, Leonard, z przygotowanym najpewniej eliksirem leczniczym na ból głowy. Wyjaśnili mu, że zaniepokoił ich swoim stanem zdrowia. Tym, że znaleźli go dosłownie schlanego. Co było widocznie potwierdzającym dowodem na to, że nie radził sobie ze śmiercią Roberta. Do tego Richard, nie chciał się przyznać. Obaj chłopcy dodali także, że jego milczenie, brak odpowiedzi na list od nich, zaalarmował, aby sprawdzić osobiście, czy wszystko w porządku. Kolejny temat jaki podjęli, to wyrażenie zgody na powrót do domu w Norwegii. Wrócić do siebie. Londyn nie był już ich domem.
Najbardziej zaniepokojony sytuacją Richarda, był jego młodszy syn, który nie chciał go na dłużej pozostawiać samego. Wciąż najpewniej mając uraz do siostry, że nie zajęła odpowiednio ich rodzicem.

Kiedy tylko Richard odszedł w miarę do siebie, że ból głowy ustąpił, udał się do łazienki, aby doprowadzić do porządku. Jak bardzo nie miał na to ochoty, tak kiedy spojrzał na swoje odbicie w lustrze dostrzegł ślady na szyi. Dotknął śladu dłoni, układając swoją dłoń na szyi tak, jakby to sam miałby sobie to zrobić. Wtedy coś do niego dotarło. Poddawał się. A być może nie powinien. Chciał aby jego żywot się zakończył. Lecz widocznie los daje mu znaki i szansę by żyć dalej.
Pytanie: dla kogo? Dla jakiego celu? Miał już tylko swoje dzieci i brata z rodziny. Znajomych w Skandynawii. Mógł przecież dokonać zemsty. Na tych, którzy skrzywdzili według niego, skrzywdzili Roberta i doprowadzili do zniszczenia go.

Ogarnął się w końcu i dołączył do synów, którzy przygotowali jakiś posiłek, zorientowawszy się najpewniej, że ich ojciec nie dbał o siebie. Dali mu odczuć, że mimo nieprzyjemnych doświadczeń i przeżyć w tej kamienicy, w tym mieście, nie zostawili go samego sobie.


11-12 września



W kamienicy nie dało się spać spokojnie. Richard cierpiąc na bezsenność, nie był wstanie i tak zasnąć. Nie zgodził się na nocowanie u chłopców w mieszkaniu. W ciągu dnia pozamykał kilka spraw. A wraz z pomocą bratanka, zamknął sklep Olibanum w Podziemnych Ścieżkach. Nie rezygnował ostatecznie z prowadzenia interesu rodzinnego. Przynajmniej na razie.


Dnia następnego, chłopcy zjawili się w kamienicy, aby wraz z Richardem móc z pomocą świstoklika, udać się do domu w Norwegii. Richard jednak nie uniknął uwag na temat tego, że nie oszczędza się. Kolejna nieprzespana noc była mocno na nim widoczna.
Nim podjęli podróż, Richard wysłał list do córki z informacją, że wraz z jej braćmi, wraca do Norwegii. Gdyby czegoś potrzebowała, niech sowy kieruje już tam. Nie do kamienicy w Londynie.

Ów budynek został przez Richarda porządnie zamknięty i zabezpieczony. Wszelka ważna dokumentacja, została z nim zabrana do jego domu w Skandynawii. Zanim tam się udali, Mulciber zasugerował pierw odwiedzić Sophie. Sam chciał mieć pewność, że bratanica trzyma się dobrze. Zdając sobie sprawę z tego, że ktokolwiek go widzi, ujrzy też jego bliźniaczą duszę brata. W końcu z wyglądu byli identyczni.


Powrót do Norweskiego domu w Oslo przyniósł Richardowi uczucie, jakby znów oddalał się od brata. Gdyż jego ciało spoczywało na cmentarzu w rodowej posiadłości Mulciberów, w pobliskim cmentarzu. Tym samym, powrót do codzienności, będzie jeszcze trudniejszy.

Tradycyjnie przywitani zostali przez ich stałego skrzata Agnarra, który jak zawsze, pod ich nieobecność, utrzymał dom w czystości i porządku. Z jednej strony, dobrze było wrócić do swoich osiadłych i znanych stron. Lecz z drugiej, było to bolesne.



__________________________
Ustalone z Charlesem i Leonardem. Ich postacie pozostają w Norwegii.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Richard Mulciber (1578)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa