• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[2.08.1972] Doppelganger, czyli Thoran jak ja cię kurwa nienawidzę | Stan & Victoria

[2.08.1972] Doppelganger, czyli Thoran jak ja cię kurwa nienawidzę | Stan & Victoria
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#11
30.06.2024, 19:59  ✶  

To było bardzo hojne myślenie ze strony Victorii o tym, aby poinformował resztę współpracowników o swoim odejściu - zarówno Aurorów jak i brygadzistów. Inne departamenty powinien też powiadomić? A może przynieść jeszcze pożegnalne ciasto, aby następnie mogli się wspólnie pośmiać przy akompaniamencie ministerialnej lury, która nazywana była przez niektórych kawą. Cóż, brzmiało to co najmniej nieźle ale musiało niestety poczekać. To nie był czas na takie fanaberie.

- Umm... Ekhhem... - odchrząknął - Nie? Zresztą kto by się przejmował jakoś szczególnie - wzruszył ramionami. Fakt był Aidan, który mógł się odrobinę zdenerwować... ale na brodę Merlina - chyba tylko on zareagował w taki sposób. Brenna to się zapewne ucieszyła co nie miara, a trzy czwarte to pewnie nawet nie wiedziało co się wydarzyło.

- No, sam jestem w szoku - zgodził się z Victorią, wszak nie bardzo wiedział co mówił. W końcu w ogóle się na tym nie znał. Ostatnimi czasy miał jednak pewne postępy w kwestii uprawy roślin i wiedział, że taka uprawa ogórków to zajmowała trochę czasu, więc i robienie tych eliksirów mogło być odrobinę dłuższe. No ale tak kilka tygodni, aby zrobić jeden eliksir? No dramat. Dobrze, że nie musieli czegoś takiego robić w Hogwarcie... a może musieli ale Stanley'a akurat nie było na tych zajęciach albo wysłał Maeve, aby poszła za niego. To drugie wydawało się dużo bardziej prawdopodobne.

Uśmiechnął się pod nosem na swoje małe zwycięstwo. To nie był niby jakiś pojedynek, ale dobrze było usłyszeć słowa uznania od kogoś, kto mógłby być mentorem w niektórych dziedzinach naukowych. Poprawka - we wszystkich, bo Lestrange to miała raczej bardziej pozytywne oceny, niż negatywne.

- Dzięki - odparł na jej słowa, bo było to pokrzepiające, że nie chciała mu robić trucizny - No, no. Wiem przecież, nie? Trzeba mieć jakąś rodzinną pasje, którą przekazuje się z pokolenia na pokolenie - skwitował, odrobinę przymykając temat. Co miałby powiedzieć o własnej rodzinie? Zarówno jednej jak i drugiej? Może to, że nie dało się w życiu gorzej trafić jak na połączenie Borginów i Mulciberów, bo jedni zajmowali się rodzinnymi sprawami i przedmiotami magicznymi, które miały najróżniejsze pochodzenie. Druga zaś zajmowała się wyrobem świeczek o różnym kształcie i ustawianiem książek do perfekcji. No bombowa mieszanka.

- Jasna sprawa. Przypilnuje - zapewnił. Nie chciał, aby Sauriel musiał ocieplać swoje relacje z nim samym zważając na to, że ich dziecku mogła stać się krzywda. Znaczy nie ich, że Stanleya i Sauriela, a raczej Lestrange i Rookwooda. I w sumie to nie dziecka, ale to już zdążył sobie wytłumaczyć w myślach. Wiadomo było o co chodzi.

Pokiwał głową na słowa Victorii i zajął się rolą kociej opiekunki. Nie miał pojęcia, że właśnie chciała mu udowodnić jak długo robi się niektóre eliksiry. Jakieś tam ciach, ciach czy pach. To wszystko dało się usłyszeć. Tak samo jak dało się usłyszeć jakieś zielarskie czary czarno magiczne. Czyżby nie zdawała sobie sprawy o tym, że mogła skończyć w Azkabanie? No bo co to miało znaczyć "dwie garści"? Trochę jakby miała przemycać jakiś szmelc przez granice. Borgin jednak nie był kapusiem, aby donosić gdzieś na nią - na przykład do Ministerstwa.

Ogólnie to Victoria się kręciła po tym pomieszczeniu i nie dawała sobie pomóc. Każda próba podejścia do kociołka kończyła się jednym - wygonieniem. W takim wypadku nie pozostało mu nic innego jak dalsza obserwacja kota, ale i poszukiwania pewnego artefaktu. Tak, Stanley zaczął się rozglądać za miednicą... ale nie taką ludzką, a taką no, miskową? Chyba nawet taka tutaj stała?

Później był tak zajęty czytaniem nazw etykiet, że nawet nie wiedział jak czas szybko leciał. Oczywiście zerkał na kota, którego miał pilnować i nie działa jej się krzywda, więc nie musiał interweniować.

- O! - odezwał się zaskoczony, odwracając się od jakiejś szafki, która miała równie dziwne nazwy w jakimś nieznanym mu języku - Wspaniale - zerknął na zegarek - Trochę to zajęło, ale pachnie jakby się miało udać - stwierdził, podchodząc odrobinę bliżej tego "czegoś". Zrobił krok w bok w formie uniku, kiedy Victoria machnęła różdżką. Ot, taki odruch bezwarunkowy.

- Jasne - zgodził się. Co innego miałby zrobić? - Wyszorować, czekać pięć minut. Nie połykać. Jasne i klarowne. Potem przepłukać - wydukał niczym jakąś formułkę, odbierając remedium na swoje dolegliwości - No dobra. Sprawdźmy to cacko - dodał i ruszył powoli w kierunku drzwi - Którędy mogę trafić do wyroczni zwanej również łazienką? - zapytał, nie chcąc paradować po nieswoim domu. W końcu był tutaj gościem i już wystarczająco nadwyrężał dobroć Victorii.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#12
06.07.2024, 16:35  ✶  

– No cóż, niektórzy się przejmowali. Myśleli, że coś ci się stało, dlatego przestałeś przychodzić do pracy – to, że sprawa wyglądała inaczej… cóż. Snatley musiał mieć za uszami znacznie więcej, niż dawał po sobie poznać. Victoria nie miała zielonego pojęcia, co odwalił, ale mogła tylko zgadywać, że musi być to coś grubego i jednocześnie, że Ministerstwo nic na niego nie ma… Bo inaczej nikt by go nie wypuścił. Ewentualnie same podejrzenia względem jego osoby tak uraziły jego męską dumę, że postanowił się ewakuować bez słowa i nawet nie dał znać kolegom. Absurdalne, nie? Dlatego tę opcję Victoria bardzo szybko wykreśliła. Wiedziała, że Sauriel jest jednym ze Śmierciożerców, przymusowo, ale jest, a robiąc bardzo duży myślowy krok… cóóóż. Staley… też mógł, prawda? Sklejałoby się to z całą resztą tej dziwacznej sprawy, o którą pytać nie zamierzała, bo w tym wypadku im mniej wiesz… Musiała go jednak zapytać o coś innego.

– Wyjaśnisz mi za to co innego? – Victoria uśmiechnęła się uprzejmie, ale prawda była taka, że wcale nie było jej do śmiechu. – Po jaką cholerę się ukrywasz, a potem pierwsze co robisz, kiedy Prorok Codzienny publikuje nieprawdziwy artykuł o Laurencie Prewettcie, to piszesz do niego list i podpisujesz go własnym imieniem? – a skąd o tym wiedziała? Bo przeglądała prywatną korespondencję Laurenta Prewetta. Bo zajmowała się tą sprawą całkowicie służbowo (prywatnie też…) i co prawda jeszcze nie napisała raportu do Moody, ale była w kropce co ma zrobić ze Stanleyem. – Wiesz jak zajebiście jest to podejrzane? Zwłaszcza biorąc pod uwagę atak na New Forest? – czy to był opierdol? Tak, w sumie to tak, Victoria przyjęła jeden z tych tonów, które Stanley tak dobrze znał ze szkoły. Nie podniosła głosu, co to, to nie, nie musiała. Westchnęła zaraz jeszcze. – Wiesz, że będę to musiała ująć w raporcie, nie? Że napisałeś ten głupi list – on istniał, wiedziała o nim ona i Laurent. No nie miała tutaj zbyt wielkiego pola do popisu, mogła co najwyżej odrobinę to odwlec w czasie, ale też nie za długo. Powiedziała to jednak dużo bardziej miękko niż poprzednio. Bo naprawdę… Potrzebowała Stanleya wolnego i żywego. Fakt, jej raport nie sprawi, że go złapią, może co najwyżej zaczną się bardziej nad nim zastanawiać. Bo obecne brzmienie listu gończego jeszcze nie było tak straszne.

Miednica… Miednica, a nawet trzy różnej wielkości miednice stały sobie w szafce, którą Stanley mógł rzecz jasna bez problemu otworzyć, nie była zamknięta na kłódkę, ani nic z tych rzeczy i nie było żadnego krzyku czy komentarza, kiedy jej myszkował po piwnicy. Luna się wtedy nawet zainteresowała nową „zabawką” (szafką) i próbowała do niej dostać, nawet Kwiatuszek zerkał zaciekawiony jednym otwartym ślepiem. Zaś etykiet do czytania też było tutaj sporo. Książek z obrazkami też.

– Masz na myśli, że śmierdzi? – powiedziała to z kamienną twarzą, ale zaraz się rozpogodziła, dając znać, że to w sumie żart. Znaczy… no śmierdziało, ale to był fakt, a ona nie zamierzała się za to obrażać. – Chodź za mną – zaprowadziła go tam, gdzie trzeba i pozwoliła mu samemu wejść sobie do łazienki, a sama czekała sobie na korytarzu, bawiąc się w tym czasie z kotem, który próbował złapać piórko. Te próby skoków na pewno były dla Stanleya słyszalne.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#13
23.07.2024, 21:40  ✶  

Jedno powinno zostać ustalone. Stanisław Andrzej z Borginów był poszukiwany za niewinność, a takie dobre chłopaki - jak on - to patrzą na świat zza krat. Stanley oczywiście nie chciał patrzeć na świat zza krat. Nie chciał też nikogo pozdrawiać do więzienia - może po za Brenną, której taka odsiadka by się przydała, ponieważ mogłaby przemyśleć swoje zachowanie.

- Nic  wielkiego się nie stało - zapewnił. Nie chciał, aby młoda mama musiała się czymś przejmować. Jeszcze by zeszła na jakiś zawal serca i Sauriel zostałby sam z dwójką małych kociąt. To oczywiście było bardzo nie rozważne, wszak sam momentami był jak tamie małe kocię. Też się kładł tam gdzie było wygodnie, też lubił pokazać pazurki, a i mruczeć potrafił jak chciał. No po prostu człowiek orkiestra.

- Jeżeli będę potrafił - przyznał. No bo co miał jej odpowiedzieć? Znając Victorię to zaraz go zapyta o definicję mitochondrium czy rolę miednicy w życiu człowieka. Na szczęście Stanley już wiedział. Miednica służyła do trzymania ogórków! Takie to było proste. Ale czy to mogło znaczyć, że każdy człowiek trzymał jakieś ogórki przy sobie w każdym momencie? To brzmiało jak pytanie z jakiegoś rozszerzonego fakultetu na który Borgin nie uczęszczał... Może i lepiej.

Cóż, to nie było zadne podchwytliwe pytanie. Znaczy było, ale nie z pszyrki. Dlaczego Lestrange musiała taka być? Stanley zaczął aż współczuć Rookwoodi. W końcu Victoria też musiała go bombardować setkami pytań odnośnie jakichś pokręconych tematów przyrodniczych. To pewnie było tak - Sauriel bawił się z ich kociętami, przychodziła szanowna pani nie-Rookwood-a-Lestrange i rzucała mu pytanie o definicję rozkładu atomowego marchewki wśród bakłażanów, które zostały wysiane na początku maja. I co miał wtedy zrobić biedny wampirek? No załamać się psychicznie albo wyjść z siebie i stanąć obok.

- Po pierwsze to nie ukrywam. Sauriel dobrze wie gdzie może wie ze mną spotkać, a to jest najważniejsze - odparł po mistrzowsku pierwszy zarzut. Te lekcje ocieplania relacji z jego funflem to nie poszły jednak na marne! Po drugie to najważniejsze osoby wiedziały gdzie go spotkać, więc gdzie problem? Nie rozumiał - No i co w tym złego? Nie można już napisać listu do własnego kumpla z którym dzieliło się dormitorium przez 7 lat? A po drugie nie wiedziałem, że Laurent taki jest. Myślałem, że mamy umowę - starą jak świat, że do własnego gniazda się nie sra. Co więcej, byli przecież połączeni krwią czy inne takie dyrdymały po tym całym statku, a tutaj pan Prewett postanowił zrobić przysłowiową sześćdziesiątkę na swojego koleszke. No nie miło, nie miło.

- Cóż, może? Dowiedziałem się o tym tylko i wyłącznie z gazety. Zresztą dlaczego miałbym chcieć krzywdzić Laurenta? Niczym mi w życiu nie zaszkodził - bronił się jakby właśnie zwracała mu uwagę, że się znęca nad Prewettem. A tak przecież nie było! Aż się chciało powiedzieć proszem paniom, ale Laurent jest cool kidem razem z nami, chociaż Victoria pewnie by tego nie zrozumiała i Borgin dostałby jakąś karę. Tragedia.

- Jasne. Możesz ją ode mnie pozdrowić - dodał z sarkazmem w głosie. Nie chciał mieć nic wspólnego z tą starą bzdźiągwą, którą niektórzy nazywali własną szefową - Wspominaj. Nic takiego nie było tam napisane. Nic co by sprawiło, że nagle stałbym się bardziej poszukiwany od sama wiesz kogo - wyjaśnił. Lestrange robiła to co do niej należało i tyle mógł zrobić. Nie mógł jej zabronić tego robić, bo jeszcze kazałaby mu pokazać swoje notatki, a tych przecież nie miał przy sobie, a w biurku w Głębinie.

Ze wszystkich trzech szkodników, które się teraz kręciły po jej pracowni, to właśnie Stanley był najmniej kumaty w te całe pszyrkowe rzeczy. Już pewnie te dwa koty więcej wiedziały od niego i to tylko dlatego, że przebywały z Victorią. Cóż, tak się zdarza.

- Eee.... mhm - zgodził się. Nie chciał jej obrażać, bo miała asa w rękawie o którym dobrze wiedziała. Była perfekcyjnie przekonana o tym jak wywołać u niego palpitacje serca. Był taki jeden trick...

Poszedł grzecznie za Victorią i czym prędzej zajął się czyszczeniem własnego uzębienia.

Kiedy tylko przymknął drzwi, stanął naprzeciwko lustra i zaczął się zastanawiać. Kurwa. Jak to było? Co tam Victoria się tak produkowała? Wyszoruj zęby, coś tam potrzymaj przez kilka minut? Dobra. Jakoś tak. Postanowił zrobić to według jednej idei - tanio, za to byle jak.

Za drzwiami to był chyba jakiś remont albo Sauriel przyszedł, bo takie skoki to były tylko w jego stylu. Stanley jednak się nie przejmował i szorował tym czymś swoje zęby.

- Dobra, wysripipi, a nie wykipi. Nie trzeba tego trzymać pięć minut - oburzył się po jakichś trzynastu sekundach i czym prędzej wypluł, płucząc przy tym zęby - Ile można to trzymać w buzi. Jeszcze żeby to było jakieś rumiankowe czy miętowe, to nie... - marudził do samego siebie, aż w końcu wyruszył do drzwi. Te zaraz otworzył i się wyszczerzył.

- I jak? Działa? - zapytał Lestrange, bo sam po przepłukaniu tego nie sprawdził. To oczywiście nie mogło zadziałać, bo ćwierć minuty nie jest nawet blisko do pięciu minut. Cóż, Borgin już tak miał z tymi wszystkimi wybrykami przyrodniczymi. Nie ufał im i było to pewne.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#14
25.07.2024, 22:53  ✶  

Prawdę powiedziawszy, to Stanley strasznie się mylił sądząc, że regularnie zamęcza ludzi różnymi pytaniami, żeby tylko udowodnić swoją wyższość i wzbudzić jakieś poczucie… że jest się nikim. Nie łaziła i nie zadawała pytań o te wszystkie przyrodnicze zagadnienia w zasadzie nikogo… Ani biednego Stanleya, od którego zażądała zeszyt tylko wtedy, gdy sam poprosił o pomoc nad ogórkami (i co, proszę jak wyrosły dorodnie!), ani Sauriela również. Zadawała mu pytania, a i owszem, ale dotyczące jego wampirze natury, chcąc uporządkować wiedzę i dzieląc się swoimi pokręconymi myślami i pomysłami, ale żeby go bombardować podchwytliwymi pytaniami? Niee… Nie bardzo.

– Ale Sauriel nie pracuje ani jako brygadzista, ani auror – naprawdę… To, że Sauriel wiedział, gdzie się Stachu podziewa, to była inna inszość i nie o to chodziło. – Słuchasz mnie, czy robisz to wybiórczo? Na New Forest był atak. Ś m i e r c i o ż e r c ó w. Byłam przy tym. Musiał mi pokazać tonę listów, jaką dostał tamtego dnia, wiesz, ile ja tego przewaliłam? Nie nakapował na ciebie, on nawet nie wie, że jesteś poszukiwany – bo skąd miał wiedzieć? Victoria nic nie mówiła, nie wynosiła rzeczy z pracy. – Po prostu widziałam twój list – a nie chciała, żeby przypadkiem przez taką głupotę wyszło, że ukrywa poszukiwanego. Nie wiedziała, gdzie siedzi, wiedziała, z kim ma kontakt, a teraz sama rozmawiała z nim w cztery oczy. To trzeba było rozgrywać ostrożnie i nie wyłożyć się na takiej głupocie jak przeczytany list zaadresowany do Laurenta. – Nie mówię, że to byłeś ty. Mówię tylko, że to wygląda podejrzanie i żebyś pilnował do kogo i kiedy wysyłasz listy, to wszystko – i aż złapała się pod boki, mierząc Stanleya wzrokiem.

Uśmiechnęła się naprawdę paskudnie złośliwie, kiedy zgodził się z nią, że śmierdziało. Dobrze. Miało cuchnąć. Nie ułatwiała mu tego, może nawet trochę celowo; ludzie często zapominali, że ta kobieta nie bez powodu, z całym swoim zestawem charakteru i łagodnością, mimo wszystko trafiła do Slytherinu nieprzypadkowo. I nieprzypadkowo odrobiiinkę się teraz wyzłośliwiała, ale to nie były wielce szkodliwe złośliwostki. Stanley zamknął za sobą drzwi do łazienki, ona zaczęła się bawić z koteczkiem i nagle… No pięć minut to nie minęło, najdalej minuta, drzwi się otworzyły i Stanley wyszczerzył się do niej.

Lestrange zamarła z piórkiem w dłoni i popatrzyła na niego niedowierzająco, wręcz spiorunowała go wzrokiem.

– Kusisz los, Borgin. Pięć minut. Albo sama ci je wyszoruje, chcesz? – była pewna, że nie chciał. Ale za to widziała, że zęby z czarnych zrobiły się… trochę bardziej szare. Więc coś tam zadziałało. To, co zrobiła, miało szansę całkowicie wyczyścić mu te zęby na błysk. Ale mówiąc, że sama mu je może wyszorować, przeturlała swoją różdżkę w palcach, jakby gotowała się do tego, już rozgrzewając palce, a kąciki ust lekko jej się uniosły. – Szoruj, bo mam do ciebie biznes.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#15
30.07.2024, 21:27  ✶  

No i co z tego, że Sauriel nie pracował w brygadzie? Gdyby chciał to mógłby tam pracować. W końcu nadawał się jak mało kto. Zresztą, Stanleyowi chodziło o to, aby podkreślić informacje dotyczącą tego, że kto ma wiedzieć gdzie Borgin jest, ten wie. Tylko tyle i aż tyle.

- No rozumiem. Mam tylko nadzieję, że nic mu się nie stało - odparł krótko ale za to szczerze. Nie miał interesu w krzywdzeniu Laurenta. Trochę inaczej wygląda sprawa w kwestii tego samego wraz z ubraną maską i przywdzianą szatą. Nie mniej jednak, Vulturis, też nie widział sensu w rujnowaniu życia młodego Prewetta. Były ważniejsze cele od jego kompana z dormitorium, a już przynajmniej w mniemaniu Borgina.

Miał pilnować się z tym do kogo wysyła listy? Cholibka. Jakby to miał jej wytłumaczyć... Przede wszystkim to dlaczego psuła jego marzenia? Stanley już miał opracowany plan. Victoria pewnie mogłaby się zapytać jaki, a odpowiedź była prosta - otóż kurwa sprytny, polegający na wysyłaniu wyklejonych listów przez cały sierpień do swojej ulubionej współpracownicy jaką była Brenna Longbottom. Niby nie pracował już w Ministerstwie, ale z drugiej strony nie złożył de facto wypowiedzenia, więc mógł ją nadal nazywać koleżanką z pracy, chociaż bardziej pasowałoby coś w stylu demona bez serca.

Dla bezpieczeństwa powodzenia swojej misji, nie wspomniał o tym Lestrange i jedynie pokiwał głową ze zrozumieniem. Jeszcze by doszło do tego, że Brenna mogłaby się zorientować odnośnie adresata tych wiadomości. Wszyscy przecież wiedzieli, że liczył się element zaskoczenia. To właśnie chciał osiągnąć Stanley.

Tak Victoria trafiła do Slytherinu. Trafił tam też Stanley. Co się jeszcze trafiło? Brenna. Nie. Ona akurat - i na całe szczęście - trafiła do Gryfindoru. Trafił się fakt, że Lestrange była naczelnym prześladowcą Borgina. Oczywiście według niego. W końcu jej głos to śnił mu się po nocach. Borgin nie biegaj... Jak do cholery miał nie biegać, skoro był już spóźniony na zajęcia?! I to w dodatku te z zielarstwa! Nie widziała jak bardzo było mu wtedy śpieszno?

Na całe szczęście tamte czasy minęły i mogli je nawet wspominać z jakimś uśmiechem na ustach czy odrobiną grymasu. Ale niesmak pozostał. I to nie z tego jak zachowywała się Victoria, a raczej z powodu mazi, która mu przygotowała. Jakie to było kurwa okropne.

Pomyśleć, że jeszcze się dziwiła faktem, że nie mógł wytrzymać. Sama tego nie próbowała! Pierdolony Thoran Yaxley. Niech Cię, kurwa, kule biją przeklinał go w myślach, bo dostał niesłuszny opierdol. Ponownie. Za niewinność. Biedny Sauriel.

- No dobrze, dobrze. Pięć minut. Zrozumiałem przecież - odparł atak, wzdychając przy tym teatralnie. Nie czekając na to, aż Victoria spełni swoją groźbę, odwrócił się na pięcie i zamknął drzwi. Nie miał wyboru - musiał albo popełnić rytualne sudoku albo umyć te zęby. Postanowił na to drugie, chociaż pierwszego nie odpuścił - rozwiąże je po powrocie do Głębiny.

Borgin to, Borgin tamto. Borgin, kurwa, sramto. Zawsze to samo. Pogrzeje mnie z nimi Odgrażał się w myślach, wcierając te pastę w każdy, nawet najmniejszy, zakamarek. Tym razem to mucha nie siadała. Siabadaba, tu i tam. Pach. Gotowe.

Co prawda miał wrażenie, że zaraz się przekreci na drugi świat, bo trzymał to nawet z 6 czy 7 minut. I to wszystko po to, aby Lestrange nie spełniła swojej groźby. Bo nie spełni jej skoro ładnie je wyszorował, prawda?!

Kiedy pozbywał się tego "czegoś" ze swoich ust, postanowił zerknąć w lustro. No, no. Ale wspaniały... no i zęby też niczego sobie Puścił sobie oczko, pstrykając palcami do własnego odbicia. Grunt, że teraz były czyste. No i mógł wyjść do przyszłej - miał nadzieję - pani Rookwood.

- Voila! - zakomunikował, wychodząc z łazienki. Powiedział to z taką dumą, jakby co najmniej własnymi siłami napisał egzamin z zielarstwa, a tak się przecież nie stało. Chyba nigdy nie podszedłem do tego egzaminu na własną rękę ale cóż, trzeba sobie pomagać, czyż nie?

- Czy teraz jest w porządku? Wszystkie rygory zostały spełnione? - zapytał - No i co to za biznes? - dodał po chwili, szczerząc odrobinę ząbki. A co mu tam - niech Victoria też podziwia efekt jego ciężkiej pracy. No dobra... ich ciężkiej pracy.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#16
13.08.2024, 13:31  ✶  

Zgadzała się z tym, że Sauriel, gdyby chciał, to mógłby pracować w brygadzie i prawdę mówiąc to by do niego bardzo pasowało. Z tym jego łbem do wszystkich formułek, z kondycją,  tym, że się nie męczył i nie spał – nocki mogłyby być jego i uważała, że byłby w tym bardzo skuteczny. I zarabiałby niemało. Gdyby tylko chciał… ale Sauriel był leniwym kotem.

– Nie, na szczęście nie – ale pewnie by się coś stało, gdyby nie jej przewrażliwienie. Jej, Brenny, jego siostry… Bo mogło się to skończyć naprawdę różnie. Może niekoniecznie fizyczną krzywdą Laurenta, ale na pewno psychiczną.

Tak, lepiej dla Stanleya, że nie wiedziała nic o jakże sprytnym i mądrym planie wysyłania „anonimów” do Brenny. O, tu nastąpiłby kolejny wykład, który zostałby zwieńczony tym, że Victoria to by wymyśliła Stanleyowi kilka różnych zajęć i zadań do zrobienia, byle mu tylko wybić te durnoty z głowy. Skąd on to w ogóle brał? Jak ktoś taki był milimetr od awansu na aurora? Przecież nie był głupi! A jednak czasami zachowywał się jakby gdzieś tam któraś klepka nie do końca stykała. I przy tym rzeczywiście zachowywał się trochę jak ten zieciak, którego znała ze szkoły, przy czym „nie biegaj” to była najmniejsza z uwag, jakie mógł usłyszeć. Najzabawniej było, kiedy z innymi Ślizgonami siedzieli w rogu pokoju i knuli, a za ich plecami, niczym ten demon, nagle materializowała się Victoria z cichym „odrobiliście już zadanie domowe?” na ustach. Wcale nie potrzebowała umiejętności czytania w myślach, by wiedzieć, że nie odrobili jej wcale. Ale to nie tak, że tylko psuła im zabawę – czasami z westchnieniem i zrezygnowaniem, czasami bez nich, po prostu im te zadania domowe sprawdzała i mówiła co dopisać, albo w której książce poszukać właściwych informacji. A potem znikała bez słowa, by kiedyś znowu pojawić się w najmniej odpowiednim momencie.

Ale Stanley był dość prosty w obsłudze jakby nie patrzeć. Wystarczyła mała groźba tutaj, niewinny uśmieszek tam, przypomnienie, że Victoria zawsze mogła rzucić na Borgina Upiorogacek, jak się nie będzie zachowywał iii już grzecznie odmaszerował do łazienki. Lestrange chwilę w ciszy obserwowała drzwi, nasłuchując czy zabrał się do roboty, czy może za chwilę drzwi znowu się otworzą, po czym wróciła do zabawy z małym, atencyjnym kiciusiem, który podskakiwał i domagał się zabawy. W tym czasie Kwiatusek też pojawił się na schodach i przysiadł sobie na górze na ich końcu, obserwując wszystko z odległości. Widać było, że ten kot nie czuł się tu jeszcze do końca swobodnie i Victoria nie mogła się dziwić, był tu dopiero dzień. Dawała mu przy tym przestrzeń, by mógł jej dom eksplorować na własnych warunkach.

– Bardzo ładnie, Stanley – pochwaliła go, kiedy wyszedł z łazienki i zaprezentował swój uśmiech reklamowy. – Mógłbyś pracować jako model – gdyby inaczej pokierował swoimi wyborami życiowymi to znaczy. Victoria z zadowoleniem przyjęła do wiadomości, że jej obrzydliwy eliksir spełnił swoje zadanie śpiewająco i że dało się pozbyć tego czarnego, smolistego nalotu na zębach Stanleya. A co się tyczyło biznesu… – Potrzebuję małej pomocy, to rodzinna sprawa, nie martw się, nic związanego z pracą – jakby przyszło mu to do głowy, to wolała to wyjaśnić już teraz. – Wiem, że moja babcia robiła interesy z twoją rodziną, przekazała mi nawet wiadomość, że gdyby któreś z przedmiotów nawaliło, to mam się do was zgłosić – oparła się jedną dłonią o poręcz schodów znajdujących się obok, parząc uważnie na Stanleya. – Dorwałam się do jej wspomnienia i czegoś szukam. Mogłabym pewnie zapytać moją matkę, ale jakby ci to powiedzieć, nie dogadujemy się ze sobą ostatnio za dobrze – co prawda przynajmniej już znowu ze sobą rozmawiały, ale atmosfera nadal była pomiędzy nimi napięta. – Byłbyś w stanie się dowiedzieć, czy coś, co zamówiła, zostało w ogóle wykonane i przekazane w jej ręce? To raczej dość stara sprawa, moja babcia od dawna nie żyje – liczyła na to, że Borginowie może prowadzili jakieś stare rejestry, albo może nestor rodu może mieć o tym wiedzę, może coś pamiętał, kojarzył, cokolwiek…

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#17
24.08.2024, 21:33  ✶  

Stanley był święcie przekonany, że Brenna doceniała jego starania w dbaniu o ich jakże trudną i przeklętą relację. Pomyśleć, że pierwszy poziom ich relacji, który opiewał tylko na uśmieszkach i miłych słówkach, właśnie ewoluował. Jednostronnie, ale ewoluował. Teraz czekała ich już tylko świetlana przyszłość, która była sygnowana wierszykami spod pióra Borgina. Te, oczywiście, były pisane tylko i wyłącznie dla tej przeklętej Longbottom. To miała być niejako kara za to wszystko, co musiał z nią przeżyć (i jak bardzo musiał się męczyć).

Victoria miała to szczęście, że spotkała Sauriela i ten, jako porządny kawaler, ustawił ją do pionu, tłumacząc to i tamto. Dzięki temu, a może i przez to, unikała teraz tej nieprzyjemności jaką były listy-anonimy kierowane do jej osoby. W Hogwarcie była niczym pirania, która poszukiwała krwi i ofiar. Na całe szczęście, w Ministerstwie, była już jak najbardziej w porządku. No i potrafiła ukisić ogórki! To był dopiero talent!

Tym razem, ku własnemu niezadowoleniu, musiał się posłuchać. Lestrange brzmiała jakby nie żartowała, ale nic straconego. W końcu miał zamiar donieść na nią do pewnego rodzaju instytucji, tudzież osoby jaką był jej przyszły - w niektórych względach aktualny - małżonek Rookwood Sauriel i to we własnej osobie. Już jej załatwi pogawędkę na ten temat. Szkoda tylko, że znając jego Ananaska, to odpowie mu coś w stylu "ok", a później zapomni o całej sprawie. Ciężko był to żywot Saurieliatką i musiał mu wybaczyć, bo co innego miał zrobić? Obrazić się i tupnąć nóżką? Bez szans. Już ostatnio się na siebie obrazili i wysyłali listy z biura do kuchni, a za sowę robił Francis, który po prostu przenosił te kartki papieru na przestrzeni 15 metrów jakie dzieliły ich dwójkę.

Ta, pracować jako model. Chyba w Azkabanie. Wtedy tytuł "Mistera Azkabanu" miałbym co roku Komentował we własnych myślach, nie chcąc podzielić się tą uwagą z Victorią, bo jeszcze by mu zrobiła jakąś krzywdę. Obcowanie z nią było niczym ryzyko zawodowe, którego był świadom, ale nie był na nie gotowy.

- Dzięki. Uznam to za komplement w takim razie - odparł mimo wszystko, aby nie puszczać takich słów mimo uszu. W końcu nie była to kolejna przypierdolka, co było zaskakujące - Jak chcę, to umiem się postarać - zapewnił z lekko zawadiackim uśmieszkiem. Jeden opierdol tu czy tam i człowiek chodził jak w Szwajcarskim zegarku.

Dla Victorii może nie była to praca, ale dla Stanleya już owszem. Wszelkie tematy związane z działalnością Borginów były przecież ich pracą - całego rodu. Nawet jeżeli ktoś nie był de facto zatrudniony w ich sklepie, dalej udzielał pomocy i służył radą, aby wszystko mogło funkcjonować w jak najlepszy sposób.

- Czy to znaczy, że jakiś przedmiot nawalił? - zapytał - Mam przekazać jakąś reklamację moim krewniakom? Jakaś rekompensata? Czy może coś innego preferujesz? - dodał jako propozycję rozwiązania problemu. Zależało mu przecież na dobrej opinii ich działalności. Dobrej na tyle, na ile się dało, a wiadomo jak z tym było.

- Ah... rozumiem - pokiwał głową - Hmm.... - zamienił się dalej w słuch, chcąc zrozumieć resztę rzeczy, które chciała mu przekazać.

- A wiesz może kiedy przedmiot został zakupiony? Tak mniej więcej? Pewne rejestry są prowadzone i zapewne można by było to sprawdzić... Może będzie tam coś zapisane? Jakieś informacje, które mogą być dla Ciebie przydatne - odparł, przejeżdżając po brodzie - Musiałabyś mi powiedzieć co dokładniej byś chciała się dowiedzieć. Tylko o to czy zostało zamówione, wykonane i przekazane w jej ręcę? Czy jeszcze coś? - tłumaczył - Bo jeżeli tylko to... To wystarczy, że podasz mi imię i nazwisko oraz szacunkową datę. Resztą już się zajmę na własną rękę - dokończył, mając nadzieję, że przedstawił sprawę wystarczająco jasno.

Długi należało spłacać i jeżeli mógł się odwdzięczyć Victorii, cóż... czemu miałby tego nie zrobić?



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#18
01.09.2024, 18:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.09.2024, 15:57 przez Victoria Lestrange.)  

– Mądrze, bo to był komplement – bo jak zrobił uśmiech firmowy numer 5, to nadawałby się do reklamowania specyfików zmieniających kolor zębów, a te jego teraz to były śnieżnobiałe, zwłaszcza w kontekście do tego, jakie były czarne jeszcze chwilę temu. Może to był pomysł na biznes? Porzucić Ministerstwo i zająć się stomatologią estetyczną? Była to myśl ulotna, ułamkosekundowa, bo zaraz puściła ją w niepamięć. Musiałaby się użerać z ludźmi bardziej niż to lubiła, to nie było tego warte.

– Nie, nic nie wybuchło – rzuciła „żartem” dla rozładowania napięcia, bo Borgin aż się zrobił nad wyraz aż poważny, a tu nie było się czym denerwować, czy spinać, bo Lestrange miała problem zupełnie innej natury. Pomachała też w powietrzu ręką, żeby odgonić te myśli Stanleya o tym, że tu potrzeba jakiejkolwiek rekompensaty. Tak po prawdzie to Victoria nie miała nawet bladego pojęcia, ile w ogóle takich przedmiotów od Borginów mieli w domu i ile z nich mogłoby koncertowo nawalić. Bardzo się zresztą zdziwiła, kiedy usłyszała o tym, że w razie problemów udać się do nich, bo nie miała świadomości, że babcia robiła z nimi interesy. Ale im dłużej nad tym myślała, tym miało to coraz więcej sensu, tym bardziej, że któregoś razu wpadła na Nokturn i szukała nie wiadomo czego, nie poznając sklepów i tak dalej. I te myśli o Podziemnych Ścieżkach… Babcia robiła najwyraźniej bardzo dużo nielegalnych interesów, to zawsze kręciło się po ich rodzinie w ten czy inny sposób najwyraźniej.

– To jest właśnie problem, nie wiem kiedy. Na pewno nie wcześniej niż trzydzieści lat temu, pewnie nawet więcej… Czterdzieści. Pięćdziesiąt? – mogła tak zgadywać i gdybać, ale im dłużej to trwało, tym bardziej uświadamiała sobie, jak wiele babcia miała tajemnic. Nie wiedziała nawet kiedy została przemieniona w wampira, jak długo nim była, kiedy to się skończyło… – Nie, za dużo. Gdzieś od dwudziestu pięciu do czterdziestu lat temu, tak sądzę – uznała w końcu, że to był prawidłowy przedział czasowy, bo jej matka już wtedy żyła… Chyba że to wszystko za mocno zmiksowało się w jej głowie i to nie do końca było tak? Tak miało sens w każdym razie. – Moja babcia nazywała się Elizabeth Parkinson. Ale mogła być zapisana jako Parkinson-Crouch albo samo Crouch – odparła od razu. Jeśli Stanley już tego nie wiedział, to teraz już z łatwością mógł zgadnąć do jakiej rodziny należała Victoria, prócz tego, że do szlachetnego rodu Lestrange: Parkinson. – I tak, tylko czy zostało zamówione, wykonane i wydane. To co szukam, to biżuteria – dodała jeszcze, bo sądziła, że to może nieco zawędzić pole poszukiwań. Dokładniej to chodziło o kolię… Ale wolała wiedzieć, czy było tego więcej. Wiedziała na pewno o co najmniej jednym pierścieniu – i najwyraźniej Elizabeth miała słabość do pięknej biżuterii… Tego naprawdę mogło być więcej. – Będę ci naprawdę wdzięczna, jak to sprawdzisz – a było to dla niej cholernie ważne, wolała jednak nie mówić za dużo. To było coś, o czym nie powiedziała absolutnie nikomu; sprawa była na tyle delikatna, że wolała się upewnić i dowiedzieć na własną rękę, żeby nikt jej nie dyszał za plecami. – Dzięki – dodała jeszcze i uśmiechnęła się całkiem pogodnie.

– Nie pal już może niczego od niesprawdzonego źródła, co? – rzuciła, bo nie mogła się powstrzymać. – I może lepiej na wszelki wypadek nie wychodź drzwiami. Możesz się stąd teleportować gdziekolwiek się teraz chowasz – bo o ile Stanley nie miał do niej jeszcze jakiegoś interesu, to najpewniej mogli się rozejść. Było późno i co prawda Victoria była przyzwyczajona do siedzenia po nocach, ale to był długi dzień i po części też był nerwowy, chociaż nie z powodu Borgina, a pierdolonego Thorana Yaxleya.


Postać opuszcza sesję
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#19
16.12.2024, 22:30  ✶  

Wybuchnąć to mógł akurat Stanley, bo przebywanie z Victorią było niczym tańczenie wokół beczki z prochem. Nigdy nie było wiadomo kiedy padnie jakieś losowe pytanie, które nie do końca było w smak Borginowi i to wcale nie chodziło o pytanie pokroju Beltane czy jego aktualnego miejsca zatrudnienia. O nie. Nic z tych rzeczy. To było coś dużo gorszego. Coś, co się nie godziło. No bo nie oszukujmy się, co jak co, ale pytania o przyrodę? No na brodę Merlina i litość Boską! Tak się nie robiło innej osobie!

Słuchał słów Victorii dotyczących przedmiotu o którym wspomniała kilka chwil temu. Bardzo dużo ogólników, a mało szczegółów. Z drugiej strony było to tak wiele informacji, że pozwalały na pewnego rodzaju manipulację i zakrojone poszukiwania. Lepiej było mieć więcej informacji i następnie je okrajać do odpowiedniej formy, niż wiedzieć, że "coś takiego miało miejsce".

- Elizabeth Parkinson... Parkinson-Crouch... Crouch... Biżuteria... - powtarzał pod nosem jak jakąś mantrę, aby przypadkiem nie zapomnieć - Mniej więcej 30 lat temu... Okej... - pokiwał głową - Postaram się dowiedzieć jak najwięcej albo chociaż pospisywać jakieś strzępki informacji. Lepsze to, niż nic - zapewnił - Nie masz za co. To ja dziękuję - odparł całkiem sprawnie i zgodnie z prawdą. On dla Victorii jeszcze nic nie zrobił, a ona dla Stanleya już całkiem dużo. No bo jednak podanie tej "pasty" było jakimś dobrym uczynkiem. Trochę terrorystycznym i zakrawającym o zamach o życie Borgina, ale jednak uczynkiem.

Westchnął ciężko na słowa Lestrange. Przecież nie moja wina, że Thoran jest taki, a nie inny. Mogłabyś zapytać czemu jest taki? Znaczy jaki... Ale to nie dało by nic... Pokręcił tylko przecząco głową na samą taką myśl. Nie było sensu, aby się nad tym rozwodzić.

- Ekheem... - odchrząknął - No i ten... No... Dzięki za to... - zaczął odrobinę gestykulować rękoma, próbując ubrać to jakoś w słowa - Coś? Za tą wspaniała przygodę... - podrapał się po czole - Znaczy, może... Ja już lepiej... pójdę? - wzruszył ramionami, odrobinę zrezygnowany - Tak, właśnie tak - odwrócił się na pięcie, szykując do teleportacji, zgodnie z zaleceniem Victorii - Dzięki raz jeszcze. Ratujesz życie - rzucił na odchodne i czym prędzej zniknął.

Aportował się gdzieś nieopodal Nokturnu, aby czym prędzej wrócić do swojego domu. No teraz te ząbki to nówka funkiel. Z trzy stówki zaoszczędzone na wizytach. Może to nie było, aż takie złe? Zastanawiał się, wchodząc do swoich włości.

To był szalony wieczór.


Koniec sesji


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (5640), Stanley Andrew Borgin (6592)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa