16.03.2025, 19:57 ✶
- Może być ciężko, brat zawsze mi powtarzał, że pękłabym gdybym miała nie odzywać się dłużej niż kilka minut - odpowiedziała, ocierając pot z czoła. Strasznie chciało jej się pić ale wiedziała, że cytrynówka czy co to tam Scarlett przyniosła ze sobą nie ugasi jej pragnienia. Więc sięgnęła do jednej z beczek, a zebrała ich kilkanaście, żeby po prostu napić się deszczówki. Do tego czynu musiała wstać co też uczyniła i to z hałasem, bo towarzyszyło temu głośne uff. Nie kłopotała się z jakimkolwiek naczyniem, po prostu wsadziła dłonie do beczki i nabrała w nie wody. Wychłeptała kilka takich garści, nie przejmując się w zasadzie tym, że to nie wypadało, że Scarlett mogłaby o niej pomyśleć, że zachowuje się jak zwierzę. Musiała się też obmyć z kurzu, który osiadł na jej skórze, ale do tego przecież nie będzie używała wody z beczek - miała na górze prysznic.
Gdy przyjaciółka wspomniała o dobrym wrażeniu, Faye z powrotem usiadła na trawie. Potargała swoje kasztanowe włosy w zamyśleniu, a potem sięgnęła po papierosa. Blondyna miała dużo racji, też odnosiła wrażenie, że coś tu było nie tak. Że czegoś im nie mówili. Ale żeby od razu deszczówką basen? Prychnęła.
- Nie no, basenu to się nie wypełnia deszczówką. A może? Nie wiem, ale mają tyle siana, że po co by chcieli pomocy innych ludzi? Nie wiem, może wiedzą coś, o czym my nie wiemy? Na przykład... Nie wiem, ostatnio głośno było o tej całej akcji z Kambodżą czy czym tam. Anthony to robił i dopinał wszystko, więc może z Longbottomem próbują jakoś nie wiem. Podreperować reputację? Może walczą o coś, co jest daleko poza zasięgiem naszego rozumu? Wiesz, jakieś polityczne przepychanki i w ten sposób chcą zdobyć głosy ludzi? Że niby tacy dobrzy są i w ogóle.
Nie była pewna czy to był właściwy tok rozumowania, ale no lepszej teorii nie miała. Poczęstowała Scarlett papierosem, samej jednocześnie zaciągając się tym, którego obracała między palcami. Gdy powiedziała, że to trochę przykre, przytaknęła jej cicho. Milczała przez zaledwie kilka sekund, których potrzebowała, by zebrać myśli.
- Wiesz co, bogaci tak mają - powiedziała w końcu, zerkając na blondynkę. - Mają się za lepszych, bo mają więcej pieniędzy. Pewnie nie każdy tak uważa, wiadomo, ale jednak większość właśnie takie ma mniemanie o sobie. Mają więcej kasy niż reszta, to wolno im więcej. Wolno im przekupywać ludzi takimi śliskimi akcjami, żeby sobie zaplusować i w kajeciku odhaczać kolejne zadania, które wykonali. A potem przyjdą wybory na Mistera Czarownicy i wszyscy będą chwalić ich jacy to dobrzy panowie byli, bo mało bili a mogli mocniej.
Nie to, żeby Faye wyznawała zasadę eat the rich, ale zdecydowanie nie przepadała za osobami, które były bogate i wykorzystywały swój status majątkowy do tego, by wykorzystywać innych. One we dwie jakoś teraz to ogarnęły, bo chciały dobrze zjeść, ale co z tymi, którzy faktycznie dali się nabrać na te zasrane ogłoszenie?
- Świat jest przykry, wiesz? - zapytała, chociaż wesoły i pogodny ton wcale nie pasował do powagi rozmowy. Traversówna wzruszyła ramionami. - I niesprawiedliwy. My uganiamy się za pełnym talerzem, a oni będą do tej deszczówki szczać. Gdyby nie to, że mam misję by Longbottom zbankrutował przez nasze żołądki, to pewnie rozdałabym tę wodę potrzebującym w Londynie. Wiesz, na Nokturnie chociażby.
Gdy przyjaciółka wspomniała o dobrym wrażeniu, Faye z powrotem usiadła na trawie. Potargała swoje kasztanowe włosy w zamyśleniu, a potem sięgnęła po papierosa. Blondyna miała dużo racji, też odnosiła wrażenie, że coś tu było nie tak. Że czegoś im nie mówili. Ale żeby od razu deszczówką basen? Prychnęła.
- Nie no, basenu to się nie wypełnia deszczówką. A może? Nie wiem, ale mają tyle siana, że po co by chcieli pomocy innych ludzi? Nie wiem, może wiedzą coś, o czym my nie wiemy? Na przykład... Nie wiem, ostatnio głośno było o tej całej akcji z Kambodżą czy czym tam. Anthony to robił i dopinał wszystko, więc może z Longbottomem próbują jakoś nie wiem. Podreperować reputację? Może walczą o coś, co jest daleko poza zasięgiem naszego rozumu? Wiesz, jakieś polityczne przepychanki i w ten sposób chcą zdobyć głosy ludzi? Że niby tacy dobrzy są i w ogóle.
Nie była pewna czy to był właściwy tok rozumowania, ale no lepszej teorii nie miała. Poczęstowała Scarlett papierosem, samej jednocześnie zaciągając się tym, którego obracała między palcami. Gdy powiedziała, że to trochę przykre, przytaknęła jej cicho. Milczała przez zaledwie kilka sekund, których potrzebowała, by zebrać myśli.
- Wiesz co, bogaci tak mają - powiedziała w końcu, zerkając na blondynkę. - Mają się za lepszych, bo mają więcej pieniędzy. Pewnie nie każdy tak uważa, wiadomo, ale jednak większość właśnie takie ma mniemanie o sobie. Mają więcej kasy niż reszta, to wolno im więcej. Wolno im przekupywać ludzi takimi śliskimi akcjami, żeby sobie zaplusować i w kajeciku odhaczać kolejne zadania, które wykonali. A potem przyjdą wybory na Mistera Czarownicy i wszyscy będą chwalić ich jacy to dobrzy panowie byli, bo mało bili a mogli mocniej.
Nie to, żeby Faye wyznawała zasadę eat the rich, ale zdecydowanie nie przepadała za osobami, które były bogate i wykorzystywały swój status majątkowy do tego, by wykorzystywać innych. One we dwie jakoś teraz to ogarnęły, bo chciały dobrze zjeść, ale co z tymi, którzy faktycznie dali się nabrać na te zasrane ogłoszenie?
- Świat jest przykry, wiesz? - zapytała, chociaż wesoły i pogodny ton wcale nie pasował do powagi rozmowy. Traversówna wzruszyła ramionami. - I niesprawiedliwy. My uganiamy się za pełnym talerzem, a oni będą do tej deszczówki szczać. Gdyby nie to, że mam misję by Longbottom zbankrutował przez nasze żołądki, to pewnie rozdałabym tę wodę potrzebującym w Londynie. Wiesz, na Nokturnie chociażby.