10.05.2025, 18:56 ✶
Cały dzień nosiła w sobie wrażenie, że ktoś za nią chodzi. Nie raz i nie dwa odwracała się przez ramię, ale nikogo nie mogła zauważyć. Pod wieczór zaczęła się już nawet obawiać, że wpada w jakąś dziwną paranoję. Za dużo śledztw? Może faktycznie potrzebowała krótkiej przerwy od pracy? Ha, ciekawe, czy dałoby radę wziąć kilka dni urlopu. Zdecydowanie na odpoczynku od pracy nikt jeszcze źle nie wyszedł.
Gdy znalazła się wśród swoich czterech ścian, dokładnie zamknęła drzwi i upewniła się, że okna również nie stanowią łatwego celu, nawet odzyskała nieco spokoju ducha. Wreszcie też przyszedł czas na sen, a kładła się z ulgą, że nic więcej się nie wydarzyło – pomimo dziwnych przeczuć oraz szalejącej intuicji. Jeszcze nie wiedziała, że będzie to jedna z najdziwniejszych nocy w jej życiu, wyłączając te obarczone darem jasnowidzenia. Póki co, przyłożyła głowę do poduszki i zamknęła oczy, po kilku minutach przenosząc się w objęcia Morfeusza.
Gdy je otworzyła, ze zdziwieniem stwierdziła, że znajduje się na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu, niedaleko przejścia na ulicę Pokątną. I co ona niby tu miała robić? Zdecydowanie coś było nie tak, tylko jeszcze nie wiedziała co. Rozejrzała się, po dłuższej chwili dostrzegając dziwnego mężczyznę, który stał w cieniu, w głębi zaułka i przyglądał jej się bardzo intensywnie. Nie podobał jej się, budził niepokój i wydawał się całkowicie nie pasować dodaj tego snu. Tak, to zdecydowanie musiał być sen. Nie pamiętała, jak tu trafiła, a do tego pamiętała, że kładła się spać. Tak, to musiał być sen.
– Hestia?! – Zdziwila się, bo dostrzegła przyjaciółkę, gdy odwróciła się w przeciwną stronę, byle nie patrzeć na dziwnego mężczyznę. Dla samej Hestii tutaj również mogło być dziwnie, przede wszystkim dlatego, że cały świat pozbawiony był kolorów. Biel, czerń i różne odcienie szarości to jedyna paleta barw, jaka tutaj istniała. Tak widziała Cassandra. I tak też śniła. – Widzisz mnie? – Zapytała, podchodząc do kobiety, bo nie miała już w ogóle pewności, na ile to sen, a na ile jawa.
Gdy znalazła się wśród swoich czterech ścian, dokładnie zamknęła drzwi i upewniła się, że okna również nie stanowią łatwego celu, nawet odzyskała nieco spokoju ducha. Wreszcie też przyszedł czas na sen, a kładła się z ulgą, że nic więcej się nie wydarzyło – pomimo dziwnych przeczuć oraz szalejącej intuicji. Jeszcze nie wiedziała, że będzie to jedna z najdziwniejszych nocy w jej życiu, wyłączając te obarczone darem jasnowidzenia. Póki co, przyłożyła głowę do poduszki i zamknęła oczy, po kilku minutach przenosząc się w objęcia Morfeusza.
Gdy je otworzyła, ze zdziwieniem stwierdziła, że znajduje się na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu, niedaleko przejścia na ulicę Pokątną. I co ona niby tu miała robić? Zdecydowanie coś było nie tak, tylko jeszcze nie wiedziała co. Rozejrzała się, po dłuższej chwili dostrzegając dziwnego mężczyznę, który stał w cieniu, w głębi zaułka i przyglądał jej się bardzo intensywnie. Nie podobał jej się, budził niepokój i wydawał się całkowicie nie pasować dodaj tego snu. Tak, to zdecydowanie musiał być sen. Nie pamiętała, jak tu trafiła, a do tego pamiętała, że kładła się spać. Tak, to musiał być sen.
– Hestia?! – Zdziwila się, bo dostrzegła przyjaciółkę, gdy odwróciła się w przeciwną stronę, byle nie patrzeć na dziwnego mężczyznę. Dla samej Hestii tutaj również mogło być dziwnie, przede wszystkim dlatego, że cały świat pozbawiony był kolorów. Biel, czerń i różne odcienie szarości to jedyna paleta barw, jaka tutaj istniała. Tak widziała Cassandra. I tak też śniła. – Widzisz mnie? – Zapytała, podchodząc do kobiety, bo nie miała już w ogóle pewności, na ile to sen, a na ile jawa.