• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[11.09.1972] can you remember who you were | Geraldine & Astaroth

[11.09.1972] can you remember who you were | Geraldine & Astaroth
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#11
06.06.2025, 23:14  ✶  

Astaroth wrócił do tej znajomej formy, chyba udało mu się jakoś zapanować nad tą nową wersją jego osoby, a może to były tylko pozory, kto go właściwie wiedział, co siedzi w jego głowie. Na pewno nie ona. Próbowała. Naprawdę starała się zrozumieć, postawić w jego sytuacji, ale szło jej to fatalnie, nie miała pojęcia, co powinna zrobić, aby do niego dotrzeć, zresztą powoli powątpiewała, że kiedykolwiek uda jej się to zrobić. Nie miała w zwyczaju się poddawać, oczywiście, że zamierzała walczyć do końca, ale nie zmieniało to faktu, że podchodziła do tego wszystkiego dość pesymistycznie.

- Przecież tu jesteś, też tu jesteś, jak to nie Ty? - Nie chciało jej się wierzyć, że zamierzał się poddać, że pozwoli bestii przejąć władzę nad swoim życiem. Astaroth był silny, kurwa mać był jej bratem, na pewno sobie z tym poradzi. Musiał to zrobić. Miała świadomość, że to musiało być bolesne, polować na potwory, a później stać się jednym z nich, ale nikt inny nie mógł odnaleźć się w tym lepiej, w końcu widział ile krzywdy potrafią wyrządzić, miał powody, aby z tym walczyć.

- To, że pragnie krwi to nic takiego, chodzi o resztę, o to, że umiesz się mu postawić, przecież ciągle z tym walczysz, jesteś silny... - Przynajmniej tak się jej wydawało, brat nie dał jej powodów, aby myślała inaczej. Umiał nad sobą zapanować, nie biegał po Londynie zabijając ludzi, to świadczyło samo o sobie. Wiedziała, że nie jest mu lekko, że ta druga natura może próbować przejąć dowodzenie nad jego ciałem, ale póki co nie było tak źle.

- Matka nie ma na to wpływu, sam jesteś kowalem swojego losu... - Nie sądziła, aby wiara mogła coś tutaj zmienić, Yaxleyówna nie wierzyła w siłę wyższą, jej zdaniem wszystkie podejmowane decyzje miały wpływ na to, jak wyglądało życie. Mógł twierdzić swoje, ale nie wydawało jej się aby miało to większy sens. Sam musiał tego chcieć, a nie zrzucać odpowiedzialność na Matkę.

Ledwie kilka sekund temu znajdował się nad ziemią, przecież widziała go, jak dotykał rękoma mchu, próbował chyba gdzieś tutaj odnaleźć resztki siebie, a teraz wyrwał się do przodu, próbował skoczyć w jej kierunku. Musiała zareagować szybko, nie mogła zwlekać, wiedziała do czego to może doprowadzić. Mógł ją ugryźć, wyssać jej krew, przemienić ją? Chuj jeden wiedział, czego właściwie chciał. Musiała reagować szybko, odruchowo.

Najlepszą obroną był atak, czyż nie? Właśnie dlatego Yaxleyówna zamiast uciekać, gdy zobaczyła ruch skierowany w jej stronę, to skoczyła niemalże od razu przed siebie, z kolanem wycelowanym w jego stronę. Jeśli on ją chciał zaatakować, zamierzała odwdzięczyć się tym samym, a może nawet być pierwszą? Dlaczego by nie. Skoczyła praktycznie od razy w jego kierunku z kolanem uniesionym w powietrzu chcąc pierdolnąć nim w ciało swojego brata.



af na atak w stronę brata ◉◉◉◉◉
Rzut W 1d100 - 55
Sukces!

Rzut W 1d100 - 45
Sukces!

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#12
11.06.2025, 20:57  ✶  
Byliśmy nadzwyczajnie sprawni fizycznie. To było oczywiste, że mój pierwszy atak nie odniesie sukcesu, tak samo jak jej kontratak. A jednak nie przewidziałem, że postanowi zaatakować. Powinienem. Znałem ją. Znałem jej styl walki. Niejeden raz się sparingowaliśmy, kiedy byłem jeszcze człowiekiem. Znałem ją, a mimo to... Ten głos. Ten podszept. Ta usilna potrzeba... One mieszały mi w głowie.
To było dobre. I złe.
Wiedziałem, dlaczego złe. A dobre...? Bo jeszcze się do niej nie dorwałem. Jeszcze. Choć bardzo tego chciałem. Modlitwa do Matki schodziła na dalszy plan, tonęła gdzieś w cieniu pragnienia, które rosło we mnie niebezpiecznie. Pragnienia krwi.
A potem zderzyliśmy się. Niefortunnie. Remis. Impas. Może coś pomiędzy, o ile coś się tam znajdowało.
Ale...
Ale...
Ale...
Chwila.
Moment.
Jak to, to nie byłem ja? Po prostu. Poddawałem się. Pozwalałem mu, temu we mnie, przejmować stery. Dawałem się owładnąć, a przecież byłem silny. Sama to powiedziała. I sam to wiedziałem. A mimo to poddawałem się, jak gdybym był pierwszym lepszym tchórzem. Ale... nie byłem. Czy to znaczyło, że umiałem się mu postawić? Że mogłem? Tylko... to byłem ja? Jak miałem walczyć z samym sobą? Z pragnieniem tak silnym, że aż bolało?!
A jednak... bolało też zadawanie bólu. Konsekwencje, wspomnienia, myśli.
Konsekwencje.
Wspomnienia.
Myśli.
Koszmary.
Sny.
Nieprzespane noce.
Budzenie się bez potu, choć powinien być.
Byłem martwy. Ale czy wciąż mogłem być sobą? Względnie. Musiałem to zwalczyć. Musiałem. Ten głos, ten kuszący szept.
Byłem przerażony tym, co czułem. Tym, czego nie powinienem czuć. Tym, co chciałem czuć, choć nie mogłem. Podszepty mieszały jedno z drugim, potem z trzecim, i już sam nie wiedziałem, czego tak naprawdę chcę.
Jak to nie wiedziałem?!
Gryźć.
Ssać.
Pić.
Jeść.
Pożywiać się.
Czuć się żywym. Tak prawdziwie żywym.
Ale to nie było prawdziwe uczucie. To był fałsz. Podsuwany przez głód. Przez krew. Zawsze byłem martwy. Nawet wtedy, kiedy piłem. Nic się nie zmieniało, poza moimi emocjami. A te mnie zdradzały. Strach je pogłębiał. A jak miałem się nie bać?
Dostałem z pięści od Geraldine. Broniła się? Nie. To był kontratak.
Była wojowniczką. Silną. Niezwykłą. I chyba zaczynała wychodzić na prostą. Może. Może nie. Ale niezależnie od tego, gdzie teraz była w swoim życiu, ja powinienem ją chronić. Jak starałem się to robić do tej pory. A nie próbować ją zjeść, na bogów! To było chore. To było pojebane.
Dlatego się odsunąłem. Raz. Drugi. W osłupieniu. W zamyśleniu dotknąłem policzka. Czy bolało? Tak. Ale nie tak, jak powinno. Powinno mocniej.
– Przepraszam. Potrzebuję tych eliksirów. Nie śpię. Po prostu... rozmyślam. Jestem taki... – urwałem, czując, jak głos więźnie mi w gardle. – Nie chcę... Ja cię przepraszam – dodałem w końcu, drżąc. Stojąc na krawędzi. Tuż przed niechybnym uzależnieniem. Przed tą znajomą, upiorną potrzebą utraty kontroli.
Mogłem odpłynąć chociażby drobną chwilę. I jednocześnie nie skrzywdzić nikogo. Potrzebowałem jedynie jej pozwolenia.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#13
12.06.2025, 20:28  ✶  

Sparingi w ich przypadku nie były niczym nowym, robili to kiedyś, bardzo często, musieli utrzymać swoje ciała w idealnej formie, bo przecież były one ich narzędziem do pracy. Polowali. Jeden zły ruch mógł ich kosztować życie, chwila nieuwagi, zbyt wolny unik, nietrafiony strzał. Właściwie tak to się zakończyło. Astaroth umarł jej na rękach, przestał oddychać, stał się zimny. Była pewna, że go straciła, że już nigdy nie będzie mogła z nim porozmawiać, że nigdy nie usłyszy jego śmiechu, że nigdy znowu nie będą mieli szansy pokłócić się o kolejną pierdołę, nigdy więcej nie przyjdzie do jej pokoju z jakąś bardzo ważną sprawą, którą będzie musiała mu pomóc ogarnąć natychmiast, nigdy nie poczuje ulgi, że gdzieś tam jest, cały i zdrowy, chociaż niekoniecznie tuż obok.

Zmieniło się to kiedy wrócił. Może niezupełnie taki sam, ale jednak dostał kolejną szansę od losu. Może nie najprostszą, może wcale jej nie chciał, ale jednak ciągle to był on, gdzieś tam głęboko, naprawdę w to wierzyła. Dla niej nie był potworem, nie on, mimo tego, że stał się bestią, przynajmniej teoretycznie.

Nie spodziewała się, że to wyjście do lasu zakończy się kolejną bójką. Siedziała w nich złość, nie do końca radzili sobie z tymi emocjami, które ich wypełniały. Nigdy nie byli mistrzami w dzieleniu się swoimi uczuciami, ich rodzina była dość oschła, surowa, nie rozmawiano o takich rzeczach, raczej po prostu starano się rozładować napięcie w inny sposób.

Właśnie to robili, po raz kolejny próbowali do siebie dotrzeć tak, jak potrafili, jak ich nauczono, czy było to zdrowe? No niekoniecznie, kto normalny w ten sposób załatwiał problemy? Wieczna walka, próba pokazania dominacji poprzez siłę fizyczną... to nie powinno mieć miejsca, a jednak znowu wybrali tę drogę.

Chciał ją wystraszyć, może go wkurzyła, może ten wampiryzm demonstrował się przez jej podejście, nie miała pewności, czy robił to specjalnie, czy przypadkowo, to jednak się stało. Nie miała zamiaru się bać, nie chciała okazywać lęku, więc wybrała przemoc - kurewsko rozsądne rozwiązanie.

Nie powinni dopuszczać do takich starć między sobą, ale jakoś tak się to wszystko potoczyło. W ich przypadku walka mogła trwać godzinami, byli bowiem na podobnym poziomie sprawności fizycznej, może ona miała lekką przewagę, drobną, bo ostatnio poświęcała sporo czasu na to, aby szlifować swoje umiejętności, a on jednak siedział w domu, pił te swoje eliksiry... był jednak wampirem, to wiązało się z dodatkowymi przewagami, tyle, że w pewnym momencie się od niej odsunął. Otrzeźwiał? Skoro odszedł kilka kroków, to przystanęła w miejscu, nie zamierzała rzucać się na niego z pięściami, cholera jasna - była jego siostrą, nie wrogiem.

- One Ci nie służą. - Uzależnił się od tych eliksirów, miała wrażenie, że one potęgowały to, co się z nim stało, że przez nie zupełnie sobie przestał radzić, stały się jego odskocznią, ale to nie była metoda, nie na dłuższą metę.

- Nie zrobiłabym Ci tego, gdybym znalazła inne wyjście. - Powiedziała cicho, ale na pewno ją usłyszał. Nie chciała zamykać go w piwnicy, ale w tej chwili nie widziała innego rozwiązania. Musiał przywyknąć do egzystencji bez tych nieszczęsnych eliksirów nasennych. Później wszystko się jakoś ułoży. - Chcę Ci pomóc Roth, naprawdę. - Może w to nie wierzył, ale zależało jej na tym, by wyszedł na prostą.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#14
17.06.2025, 12:41  ✶  
Zamknąłem oczy, nie chcąc pokazywać jej, jak bardzo cierpię. Potrzebowałem tych eliksirów. Potrzebowałem ich jak cholera. Jak diabli. Jak tlen. Nie byłem pewien, jak mógłbym pokazać jej skalę tej potrzeby... Może nie była to potrzeba tak pierwotna jak głód, bo ten... tego nie dałoby się opanować, nawet gdyby zamknęła mnie w piwnicy i zostawiła na tydzień. Ale to... To było coś innego.
Sypałem się. Kruszyłem w środku, kiedy zachowywałem trzeźwy umysł. Kiedy nie mogłem zmrużyć oczu, bo te okropne obrazy wracały jak Irytek, zalewały mnie krzykiem od środka, wygryzały dziury martwym śmiechem w głowie. Wisiały nade mną całe dnie, póki nie wstawałem. A kiedy już wstawałem i nie miałem nic do roboty, jak teraz, w ostatnim czasie, zaczynała się kolejna tura katorgi.
Bezczynność była dla mnie torturą. Cisza była krzykiem. A świadomość, że nie mogę tego zatrzymać... była wyrokiem. Nienawidziłem się coraz bardziej. Każdego dnia. Dlatego potrzebowałem tego. Potrzebowałem.
– Chcę zasnąć i spać. Przespać cały dzień, choćby tydzień, i wypocząć w końcu jak człowiek. Odkąd Kim wyjechała, nie śpię dobrze, a te skrawki snu, które się trafiają, i tak są przetkane koszmarami... W nich widzę siebie. I wszystkich po kolei. Nawet ciebie — przyznałem cicho, spuszczając wzrok. Wzdrygnąłem się, bo w głowie znowu mignęła mi jedna z tych wizji. Nie sen, tylko wspomnienie przefiltrowane przez coś mrocznego, coś, co nadpisywało obrazy krwią, bólem, jękami. Może mieszały mi się z rzeczywistością, ale przecież ta wcale nie była lżejsza. Tyle śmierci. Tyle winy. Tyle bezsilności, która paliła od środka.
– Potrzebuję tego, Ger – wyszeptałem z taką szczerością, że aż sam się jej przestraszyłem. – Nie po to, żeby uciekać. Po to, żeby przetrwać do jutra.
Wpatrywałem się w swoje dłonie, ale ich nie widziałem. Miałem przed oczami kolejne wyssane przeze mnie ofiary i to uczucie niewysłowionego, nienasyconego głodu. Potrzebę walki o każdą kolejną kroplę. I tę manipulacyjną część swojej natury, którą dopiero poznawałem, bo kiedyś... kiedyś nie potrzebowałem uciekać się do matactwa. Radziłem sobie sam świetnie, więc o co chodziło? Nie chciałem nikim manipulować, podpuszczać, grozić. Pragnąłem być dobry i szczery.
Ale najwyraźniej tak się nie dało.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#15
17.06.2025, 20:13  ✶  

Nie tak trudno było się domyślić tego, że Roth jest wrakiem człowieka. Znaczy, może nie do końca był człowiekiem, ale nazewnictwo nie było w tej chwili istotne. Rozsypywał się, a ona nie była w stanie mu pomóc. Naprawdę próbowała, ale co jeśli faktycznie nie potrafiła dać mu tego, czego potrzebował w tym momencie? Miała wrażenie, że wszystkie metody, których próbowała zawodziły i było z nim tylko gorzej. Nie chciała doprowadzić brata na skraj, ale nie zamierzała też pozwolić mu szukać ukojenia w eliksirach, to niczego nie dawało, było tylko chwilowym przyniesieniem ulgi, a nie o to jej przecież chodziło. Musieli wypracować jakiś system działania, znaleźć mu zajęcie, co do tego nie miała wątpliwości.

- Sam mi powiedziałeś, że nie jesteś w stanie zasypiać bez eliksirów, nie możesz dalej funkcjonować w ten sposób, to Ci nie pomoże. - Miała zamiar zostać przy swoim, wiedziała, że aktualnie nie widział innego sposobu, ale to musiało się zmienić, nie mógł ciągle ratować się medykamentami.

- Wiem, że koszmary nie są niczym przyjemnym, ale może musisz coś zmienić w swoim bytowaniu, żeby odeszły. - Nie wspomniała o życiu, bo obawiała się tego, że spowoduje to w nim gniew i znowu skupi się na tym, że przecież już nie żył. Naprawdę starała się być delikatna, chociaż raczej nie miała tego w naturze, raczej nie należała do osób które uważały na wszystkie słowa, które padały z jej ust.

- A co będzie jutro? Jutro znowu po to sięgnąć, żeby przetrwać następny dzień, następną noc? - Nie wydawało jej się to szczególnie dobrym pomysłem, musieli znaleźć inny sposób na to by dotrwał do jutra.

- Zorganizować Ci jakieś zajęcie, poszukać zleceń, czego potrzebujesz? Dam Ci wszystko poza tymi cholernymi eliksirami, bo one nie pomagają, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej odsuwają Cię od świata. - Nie zamierzała zmieniać swojej opinii, w tej chwili podawanie mu mikstur wydawało się jej być równoznaczne z kopaniem mu grobu, a tego chciała uniknąć. Mogła zaangażować się w inny sposób, podpytać kilkoro znajomych, czy nie potrzebują jakiegoś wsparcia, może to odsunęłoby te jego okropne myśli?

- Zastanów się nad tym, wiesz, że zamknęliśmy Cię dla Twojego i naszego dobra, kto wie, jak zareagujesz na odstawienie, ale trochę się przemęczysz i to minie. - Czas był im potrzebny, w tym wypadku nie dało się znaleźć rozwiązania od ręki, musiał to zrozumieć, no i musiał sam chcieć tej zmiany. Na siłę trudno będzie im osiągnąć jakikolwiek sukces.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (3806), Astaroth Yaxley (3093)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa