Astaroth wrócił do tej znajomej formy, chyba udało mu się jakoś zapanować nad tą nową wersją jego osoby, a może to były tylko pozory, kto go właściwie wiedział, co siedzi w jego głowie. Na pewno nie ona. Próbowała. Naprawdę starała się zrozumieć, postawić w jego sytuacji, ale szło jej to fatalnie, nie miała pojęcia, co powinna zrobić, aby do niego dotrzeć, zresztą powoli powątpiewała, że kiedykolwiek uda jej się to zrobić. Nie miała w zwyczaju się poddawać, oczywiście, że zamierzała walczyć do końca, ale nie zmieniało to faktu, że podchodziła do tego wszystkiego dość pesymistycznie.
- Przecież tu jesteś, też tu jesteś, jak to nie Ty? - Nie chciało jej się wierzyć, że zamierzał się poddać, że pozwoli bestii przejąć władzę nad swoim życiem. Astaroth był silny, kurwa mać był jej bratem, na pewno sobie z tym poradzi. Musiał to zrobić. Miała świadomość, że to musiało być bolesne, polować na potwory, a później stać się jednym z nich, ale nikt inny nie mógł odnaleźć się w tym lepiej, w końcu widział ile krzywdy potrafią wyrządzić, miał powody, aby z tym walczyć.
- To, że pragnie krwi to nic takiego, chodzi o resztę, o to, że umiesz się mu postawić, przecież ciągle z tym walczysz, jesteś silny... - Przynajmniej tak się jej wydawało, brat nie dał jej powodów, aby myślała inaczej. Umiał nad sobą zapanować, nie biegał po Londynie zabijając ludzi, to świadczyło samo o sobie. Wiedziała, że nie jest mu lekko, że ta druga natura może próbować przejąć dowodzenie nad jego ciałem, ale póki co nie było tak źle.
- Matka nie ma na to wpływu, sam jesteś kowalem swojego losu... - Nie sądziła, aby wiara mogła coś tutaj zmienić, Yaxleyówna nie wierzyła w siłę wyższą, jej zdaniem wszystkie podejmowane decyzje miały wpływ na to, jak wyglądało życie. Mógł twierdzić swoje, ale nie wydawało jej się aby miało to większy sens. Sam musiał tego chcieć, a nie zrzucać odpowiedzialność na Matkę.
Ledwie kilka sekund temu znajdował się nad ziemią, przecież widziała go, jak dotykał rękoma mchu, próbował chyba gdzieś tutaj odnaleźć resztki siebie, a teraz wyrwał się do przodu, próbował skoczyć w jej kierunku. Musiała zareagować szybko, nie mogła zwlekać, wiedziała do czego to może doprowadzić. Mógł ją ugryźć, wyssać jej krew, przemienić ją? Chuj jeden wiedział, czego właściwie chciał. Musiała reagować szybko, odruchowo.
Najlepszą obroną był atak, czyż nie? Właśnie dlatego Yaxleyówna zamiast uciekać, gdy zobaczyła ruch skierowany w jej stronę, to skoczyła niemalże od razu przed siebie, z kolanem wycelowanym w jego stronę. Jeśli on ją chciał zaatakować, zamierzała odwdzięczyć się tym samym, a może nawet być pierwszą? Dlaczego by nie. Skoczyła praktycznie od razy w jego kierunku z kolanem uniesionym w powietrzu chcąc pierdolnąć nim w ciało swojego brata.
af na atak w stronę brata ◉◉◉◉◉
Sukces!
Sukces!