• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[08.08. Warownia] Wypełniona przepowiednia

[08.08. Warownia] Wypełniona przepowiednia
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#11
17.08.2024, 22:28  ✶  
– Będziemy musieli znaleźć czas na więcej treningów – powiedziała Brenna, tym razem ugodowo, bo już przyszło jej do głowy, że za mało ćwiczyli. I współpracę, i magię, nie wspominając już o tym, że należałoby zaoferować jakieś kursy szerszemu gronu. Problemem pozostawała nie tyleż organizacja, co właśnie znalezienie tego czasu, który zdawał się wręcz przeciekać pomiędzy palcami, ale po prostu musiała coś wymyśleć. Bywały chwile, że złościła się sama na siebie, że nie umie gospodarować tym kalendarzem tak, aby niczego nie zaniedbać – pracy, Zakonu, rodziny, przyjaciół i drobnych spraw, którymi należało się zająć. A jeszcze teraz w głowie trochę za często miewała kogoś, kto znaleźć się tam pewnie nigdy nie powinien.
Czasem prawie widziała niewidzialne nitki, wyślizgujące się jej z rąk.
– Czasem siedzę za biurkiem i wypełniam raporty, a wcale nie jestem pewna, czy to całe uzdrawianie jest aż tak mało męczące. I ej, Cedric, obrażasz mnie, naprawdę. Uważasz, że mogłabym zapomnieć o jedzeniu? I o słodyczach? Ja? No poważnie? Miałabym zdradzić pączki budyniowe? – spytała z udawaną urazą, ale zaraz posłała mu uśmiech. Nie zawsze starczało jej czasu na sen, a i bywało, że jadła faktycznie w biegu, ale Brenna na pączki patrzyła z nieodmienną miłością, lunch porywała z kuchni czasem nie tylko dla siebie, a jej kieszenie dalej były pełne cukierków i czekoladowych żab. Dokładnie jak za czasów Hogwartu. – Jestem przypalona, nie wyczerpana – dodała jeszcze z uporem, chociaż teraz wyczerpana była. Ale wszyscy byli. Koszmary i ciemność mrocznej wyspy dały się każdemu z nich we znaki, i Brenna przeczuwała, że Morpheus może być w gorszym stanie niż ona, nawet jeżeli jego żaden nieumarły nie próbował udusić.
Chwilę później skupiała się już całkowicie na innej opowieści. Brenna bywała hiperaktywna i zdarzało się jej robić dziesięć rzeczy na raz, ale w takich chwilach, gdy rozmowa schodziła na choć odrobinę istotniejsze tematy, rozmówca otrzymywał całą jej uwagę – przynajmniej póki nie musiała też wypatrywać zagrożenia, a takiego nie spodziewałaby się we własnym pokoju. Spojrzenie ciemnych oczu skupiło się na twarzy Cedrica, a kiedy w jego oczach zalśniły łzy, zachowała się tak, jak na pewno nie zachowałby się żaden terapeuta, ale prawdopodobnie powinna przyjaciółka. Przesunęła się nieco i wyciągnęła ręce, by objąć go, ostrożnie, tak by nie urazić poparzonych dłoni.
– Ceddy, skarbie, to nie brzmi ani jakbyś coś źle zrobił, ani jakby ona nagle się rozmyśliła – powiedziała w końcu z pewnym wahaniem, modląc się o to, aby się tutaj nie mylić. W pierwszej chwili założyła, że może Viorica po prostu uznała, że jednak nie chce umawiać się z „dobrym chłopcem”. Tacy dobrzy chłopcy i dobre dziewczynki często nudzili szybko tych „fajniejszych” ludzi, i Brenna boleśnie zdawała sobie z tego sprawę. Zwłaszcza, że sama w pewnym sensie była dobrą dziewczynką, nawet jeżeli to czystego serca Cedrica to jej było daleko. Płacz i mówienie o skrzywdzeniu… albo była doskonałą aktorką, albo… – To brzmi raczej jakby… odpaliła się jej jakaś trauma. Jakby się przestraszyła, że robi sobie nadzieję, gdy może nie wyjść albo przypomniała sobie jakąś przykrą relację i nie mogła sobie z tym poradzić.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#12
27.08.2024, 20:57  ✶  
Spodziewał się, że Brenna wyciągnie swoje racje i zacznie się z nim spierać. Ewentualnie stwierdzi, że to tylko wypadek przy pracy, a chwila nieuwagi zdarza się każdemu. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że się z nim zgodzi. Tak po prostu. Potrzebował kilku długich sekund, żeby to przetrawić i upewnić się, że dobrze ją usłyszał. Dlaczego tak po prostu przyznała mu rację? Było to co najmniej podejrzane. Przyjrzał się jej nieco podejrzliwie, czekając na kontynuację, która kryłaby w sobie jakieś niewygodne fakty, a gdy tak się nie stało, nieco zgłupiał. Bardziej nawet niż wcześniej. Przez kilka chwil miał ochotę temat pociągnąć dalej, ale ostatecznie zrezygnował. Przecież nie musiała mieć żadnych niecnych, ukrytych celów. Zwłaszcza że w tej konkretnej kwestii miał po prostu rację. Nagle jednak dotarło do niego kolejne, nowe znaczenie jej słów, które mimowolnie zmotywowało go do tego, żeby przerwać tę ciszę.
— Zaraz... będziemy musieli? My...? — rzucił powoli, zastanawiając się, czy dobrze to rozumie. Do tej pory był przekonany, ze jego rola będzie się ograniczała tylko do pomocy medycznej, ale może coś się zmieniło? Co tu dużo mówić. Alkohol, brak snu i przebodźcowanie były naprawdę średnim połączeniem.
— Dokładnie, czasem siedzisz. Ja natomiast praktycznie nigdy nie opuszczam szpitala, ale... niech będzie, że obie sytuacje mają swoje wymagania. Zadowolona? — mówiąc to, posłał jej nieco słaby, ale mimo wszystko uśmiech. Starał się zachować klasyczną dla niego pogodę ducha, co w jej towarzystwie było nieco łatwiejsze niż w domu czy pracy. Towarzystwo bliskich mu osób zdecydowanie pomagało. Nawet wtedy, gdy musiał ich najpierw połatać.
— Jestem przekonany, że nie zapominasz o słodyczach, ale co do reszty. Hm, ujmując to dyplomatycznie, mam podejrzenia, że w natłoku pracy zdarza ci się zagapić. Hmm? — dodał jeszcze, zerkając na nią, ciekaw jak odpowie na to. Wiedział, że przesadne naciskanie w przypadku jej osoby może odbić się czkawką. Zazwyczaj starał się nie przesadzać, ale odrobina procentów dodała mu nieco więcej animuszu. Nie dane mu było jednak sprawdzić, jak daleko mógłby pociągnąć ten temat. Wszystko przez to, że rozmowa przeszła nagle na niego. Może to dobrze, bo gdyby Brenna faktycznie się pogniewała, pogorszyłoby to tylko jego i tak chwiejną już psychikę. Nie, żeby rozmawianie o tym, co wydarzyło się na wyjeździe, miało być jakkolwiek przyjemniejsze.
Przez chwilę się wahał, ale ostatecznie postanowił jej o wszystkim opowiedzieć. Bo przecież mało było osób, którym ufał tak bardzo jak Brennie. Była dla niego niczym starsza siostra i chociaż nie zawsze pochwalał jej działania, to zawsze brał pod uwagę jej zdanie. Naprawdę chciał wierzyć w to, że uda się jej wyciągnąć z całej tej sytuacji więcej niż jemu. Bo chociaż zachowanie Vior nie pozostawiało raczej zbyt dużo miejsca na nadzieję to i tak nie potrafił o niej tak po prostu zapomnieć. Nie zakładał jednak, że wyciągnięcie na powierzchnię tych wspomnień aż tak mocno go zaboli.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że Brenna postanowiła go przytulić i chociaż w pierwszym odruchu chciał uciec, a najlepiej zapaść się pod ziemię, to zaraz po tym pojawiło się uczucie ulgi. W jego głowie wciąż panował nieskładny chaos, ale dobrze było wiedzieć, że nie jest w tym sam.
— Ja... naprawdę tak myślisz? — wychrypiał cicho, podciągając przy tym nosem. Oczy wciąż miał mokre od łez, ale teraz pojawiło się w nich coś nowego. Iskierka nadziei. Może nie wszystko było jeszcze stracone?
Jej dalszej wypowiedzi słuchał w ciszy, palce zaciskając nerwowo na kolanach. Świadomość, że ktoś mógł skrzywdzić dziewczynę taką jak Vior była bolesna, a jednocześnie frustrująca. Chciał coś z tym zrobić, ale... tak właściwie to nawet nie wiedział, od czego mógłby zacząć.
— Czyli to nie moja wina... chyba? — zaczął w końcu, próbując jakoś zebrać w głowie wszystkie myśli, które w tej chwili zlewały się w chaotyczną papkę. — Ktoś ją skrzywdził i boi się, że zrobię to samo. Czyli chyba zrobiłem coś nie tak? — przy ostatnim zdaniu dało się wyczuć w jego głosie nutkę bólu, ale i niepewności. — Co ja mam teraz zrobić, Brenn? Ona... to co mówiła, brzmiało, jakby nie chciała mnie już widzieć — głos znowu mu się urwał, a oczy raz jeszcze zaszkliły. Mimowolnie się do niej przytulił, czując, jak znowu zaczyna tracić kontrolę. Jego myśli znowu zalały wspomnienia ich pożegnania w Windermere.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#13
28.08.2024, 15:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.08.2024, 15:01 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna z uporem godnym lepszej sprawy dowodziła, że nic jej nie dolega, nie musi odpoczywać i tak dalej, ale w innych zagadnieniach była skłonna przynajmniej wysłuchać, co inni mieli do powiedzenia. Czasem się zgadzała, bo było to zgodne z tym, co sama myślała, jak tutaj, czasem dawała przekonać się argumentom, a czasem uznawała, że jednak nie zmieni zdania – i starała się wyjaśnić dlaczego, jak choćby gdy Erik uważał, że powinni mniej sprawdzać ludzi wciąganych do Zakonu.
– Mam na myśli Zakon. Jeśli będziesz chciał wziąć udział w treningach, to ci nie zaszkodzi. Nie mam zamiaru cię prosić, żebyś szedł walczyć ze śmierciożercami, ale każdy z nas powinien umieć skutecznie się bronić. Zwłaszcza po Beltane – powiedziała, po wahaniu krótkim niczym mgnienie oka. Nie było co udawać, że są bezpieczni. Każde z nich mogło znaleźć się w ogniu walki, i to nawet nie dlatego, że dostało jakąś wizję, a że śmierciożercy akurat napadną na ulicę, na której stoisz.
– Och, ja przecież w ogóle lubię jedzenie. Tosty na przykład, szybkie i to nie słodycze, tak? Przysięgam, nie głodzę się, z ręką na sercu, tę rękę sobie wyobraź, bo nie będę nią za bardzo ruszać – powiedziała, z pogodnym wyrazem twarzy. Czy zdarzało się, że nie miała czasu na porządne śniadanie i obiad? Tak, zdarzało się, ale jednak nie tak często, jak mogłoby się wydawać. Złapanie pudełka przygotowanego przez Malwę nie zajmowało wiele czasu, a jeśli Brenna miała już w domu te kilkanaście minut wolnego, robiła lunch, z rozpędu nie tylko dla siebie, a często też brata, Alka i Millie.

Poklepała Cedrica po włosach, trochę nieporadnie, nie chcąc urazić ręki, zanim się odsunęła. Normalnie zaczęłaby szukać chusteczki, ale powstrzymała się tym razem, bo i tak uwaliłaby ją, skoro na obrażenia świeżo nałożono różne dziwaczne, magiczne środki. Przed udzieleniem odpowiedzi wahała się chwilę – nie chciała dawać mu niepotrzebnych nadziei, i dlatego gdy mówił na początku zakładała, że Vior się rozmyśliła… ale to co mówił wskazywało albo na to, że była okropną kobietą i grała, by go pognębić, albo że faktycznie gdzieś w jej głowie uruchomiły się nieprzyjemne wspomnienia.
– Czasem boimy się, że ktoś coś zrobi, tylko dlatego, że to z jakichś powodów wydaje się nam logiczne. Nawet jeżeli wcale takie nie jest i ta osoba nic nie zrobiła – powiedziała łagodnie. Nie żeby sama ciągle nie analizowała, że właściwie to może się spodziewać takich rzeczy, prawda? – I myślę, że powinieneś teraz wziąć sobie chusteczkę, są tam w szufladzie, iść do domu, wyspać się i coś zjeść. A potem albo napisać do niej albo wpaść i się przekonać. Jeśli nie chce cię widzieć, po prostu nie odpisze albo wyjdziesz. Nic nie stracisz, nic się nie zmieni. Jeżeli faktycznie po prostu gorzej się poczuła, warto to chyba wyjaśnić? Może teraz jej też głupio, że tak się zachowała.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#14
03.09.2024, 01:22  ✶  
Brenna była naprawdę zdolną czarownicą, ale czasami zastanawiało go, czy na pewno zawsze poprawnie analizowała sytuację. Nie, żeby chciał umniejszać jej zdolnościom czy doświadczeniu, ale to, jak często wpakowywała się w przeróżne kłopoty i tarapaty, było po prostu martwiące. Naprawdę ciężko byłoby mu zliczyć, ile razy łatał ją po jakiejś nieudanej akcji, a przecież nie był jedynym, do którego się zwracała. Jej teczka w Mungu zajmowała kilka szuflad, a przecież składał ją również Basilius. Jedynym co mogło dorównać jej specyficznym zdolnościom pakowania się w tarapaty, był chyba tylko jej upór.
— Nie lubię używania siły, a już w szczególności przemocy, ale... — zaczął i chociaż ton jego głosu sugerował pewną niechęć to jego spojrzenie zdradzało wewnętrzny konflikt. — Niestety masz rację. Beltane stanowi dowód na to, że nie możemy się po prostu bronić. Daj mi znać, gdy będą te treningi. Przyjdę — dokończył w końcu. Już teraz wiedział, że zapewne pójdzie mu po prostu fatalnie, ale nie mógł tak po prostu nic nie robić. Jeśli dodatkowe lekcje mogły w przyszłości pomóc mu uratować czyjeś życie, to zdecydowanie warto będzie się trochę pomęczyć.
Gdy rozmowa zeszła na jedzenie, nieco się rozpogodził, chociaż z tyłu głowy wciąż ciążyły mu wszystkie te tematy. — Brzmi to całkiem wiarygodnie, niech ci będzie. Pamiętaj tylko, że robione na szybko posiłki nie mają dostatecznie dużo wartości odżywczych. Jesz czasem coś porządniejszego? Coś, co przygotowuje się dłużej niż pięć minut? — mówiąc to, spojrzał na nią podejrzliwie, doszukując się oznak oszustwa.
I chociaż w tym konkretnym momencie czuł się nawet dobrze, to kilka chwil później siedział z kolanami podciągniętymi pod brodę, nieumiejętnie powstrzymując płacz.
Dzisiejsza sytuacja była dobitnym dowodem na to, że Cedric po prostu nie nadawał się do spożywania alkoholu. Starczyło kilka piw, żeby rozklejał się przed kobietą, opowiadając jej o swoich problemach. W teorii nie było to niczym złym, bo przecież w przeszłości wielokrotnie mu doradzała i pomagała, ale tym razem wybrał na to dość średni moment. Bo ciężko raczej stwierdzić, że był dobry, skoro dopiero co opatrywał przyjaciółkę, której teraz szlochał w ramię. Powinien się skupić i wziąć w garść, koncentrując na zdrowiu Brenny. Praktycznie zawsze przedkładał dobro i zdrowie innych ponad siebie. Dlaczego tym razem było inaczej? Kilkudniowe braki snu doprawione alkoholem sprawiły, że po prostu ciężko było mu robić dobrą minę do złej gry. Szczególnie przy kimś bliskim, kto dodatkowo okazał zainteresowanie. Jakkolwiek egoistycznie by to nie zabrzmiało, Lupin potrzebował czyjejś uwagi.
— Ja... przepraszam, że ci się tak rozkleiłem. Jesteś ranna, zmęczona, a ja męczę cię moimi problemami... ale dziękuję, naprawdę — uśmiechnął się lekko, posyłając jej nieco cieplejsze spojrzenie. Jego oczy wciąż były wilgotne od niedawnego płaczu, ale chociaż tyle, że udało mu się uspokoić. — Wezmę tę chusteczkę i spróbuję się nieco przespać. W domu w sensie. Co do Vior... chyba boję się mieć nadzieję, ale może masz rację — powiedział powoli, ewidentnie zestresowany i niepewny. Nie chcąc jej jednak dłużej męczyć, sprawnie zebrał swój sprzęt, ucałował ją jeszcze w policzek, po czym ruszył w drogę powrotną do domu. Naprawdę miło było mieć taką siostrę.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3454), Cedric Lupin (3954)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa