14.06.2025, 22:40 ✶
— No to eee, zobaczę co da się zrobić? Podrapał się za uchem, zerkając niepewnie na dziewczynę. Wprawdzie wątpił, aby właściciel szykował jakieś wielkie warsztaty w nadchodzących tygodniach, ale kto wie, może jednak miał coś w planach? Większość tego typu aktywności odbywało się jednak w okolicy lata, co by wykorzystać fakt, że po mieście kręciło się mnóstwo dzieciaków i nastolatków. Z drugiej strony, w mieście na pewno byli jeszcze czarodzieje, którzy nie znaleźli sobie żadnej fuchy po ukończeniu VII roku nauki w Hogwarcie. Może jednak były szanse, że Keyleth załapie się na mały pokaz? — Jeśli jakieś damy zamówiono, to na pewno nie ja byłem za nie odpowiedzialny — odparł na pytanie Keyleth. Klienci w dużej mierze lubili anonimowość, a ciekawskość rzadko kiedy była nagradzana pozytywnymi odpowiedziami. Poza tym praca nad męskimi szklanymi figurami była wystarczająco mozolna. Wzdrygnął się na myśl o wykonywaniu zdobień na sukniach. — Noo, mamy królową. Ale nie mamy rycerzy. Przynajmniej nie takich, co chodzą na co dzień w zbroi. Mamy też zamki, ale chyba mało kto w nich rzeczywiście mieszka. Teraz to głównie hotele, muzea i tym podobne. Przymknął na moment oczy, gdy w uszach rozbrzmiało mu pytanie o szklane... sukienki? Na jego twarz wstąpiła kwaśna mina. Jak to by w ogóle miało działać? Chyba tylko jako... instalacja artystyczna, odpowiedział bezgłośnie, postanawiając jednak nie komentować tego na głos. Nie wyobrażał sobie, aby ktokolwiek w tych czasach skusiły się na szklaną suknię. Może sukienkę ze szklanymi elementami, ale na pewno nie na taką, która zostałaby stworzona w stu procentach ze szkła. Chyba nawet goście tych elitarnych balów dla czysto-krwistych nie wiedzieliby jak zareagować na ten widok. — Mam słabość do zajęć plastycznych — skomentował gładko, pochylając się w stronę swojej rozmówczyni. — W sumie te upodobania zaczęły się u mnie już w dzieciństwo. Wiedziałem, że praca w Ministerstwie Magii nie jest dla mnie, więc po skończeniu szkoły... trochę szukałem siebie. Zacząłem pracować w rodzinnym gabinecie luster. Niezbyt ambitna robota, ale miałem czas na naukę fachu. Wzruszył sztywno ramionami. Dobrze wspominał czas spędzony na pomaganiu w rozwijaniu rodzinnego biznesu, ale raczej nie zakładał, że tam wróci do pracy. Za bardzo się rozwinął w kwestii szklarstwa i rzemieślnictwa, żeby teraz wrócić do stania za kasą biletową lub wyprowadzania skonfundowanych gości z labiryntu zwierciadeł. Poza tym jego etat pewnie i tak przeżywał ciągłą rotację; raczej nikt nie szedł tam do pracy zakładając, że spędzi tam więcej niż parę lat. A sklep z renowacjami, do którego trafił później... Cóż, zdecydowanie wolał ''Szklaną Alchemię''. — A rodzice... Cóż, mają też aż nazbyt ambitną córkę, więc w rodzinie chyba wszystko się wyrównało — rzucił jeszcze, uśmiechając się pod nosem. Co jak co, ale kariera Prudence zawsze była dobrym argumentem do wykorzystania, kiedy w grę wchodziły oczekiwania i nadzieje Bletchleyów wobec niego. — Ekhm… A tobie, co najbardziej się podoba w szkle? I tak płynnie przerzucając ciężar rozmowy na Keyleth, Elias ułożył ręce w piramidkę, przyglądając się uważnie dziewczynie. Na pewno miała coś ciekawego do powiedzenia. A wszystko wskazywało na to, że mieli jeszcze chwilę, zanim dotrze do nich posiłek z kuchni i potok słów ustąpi ciszy przerywanej jedynie pobrzękiwaniem sztućców i cichym mlaskaniem nad talerzami. Tyle i aż tyle. |
Koniec sesji |