• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Dziurawy Kocioł [04/09/1972] Okruchy rozmowy do posiłku || elias & keyleth

[04/09/1972] Okruchy rozmowy do posiłku || elias & keyleth
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#1
23.03.2025, 19:32  ✶  
—04/09/1972—
Dziurawy Kocioł, Ulica Pokątna
Elias Bletchley & Keyleth Yako

Ku swojemu własnemu zaskoczeniu, niespełna dwie godziny po spotkaniu z Nico w ''Szklanej Alchemii', Elias faktycznie zjawił się na progu Dziurawego Kotła z zamiarem spędzenia popołudniowego obiadu ze swoim nowym kolegą. Oczywiście, miał pewne wątpliwości; nie przywykł do akceptowania takich zaproszeń ''z ulicy'', ale drugi czarodziej zaciekawił go swoją wiarą w inne światy i fascynacją tematem zaklinania zwierciadeł. Kto wie, może okaże się, że mają jeszcze więcej wspólnych tematów?

Mężczyzna poklepał się po kieszeniach, przeglądając się w lustrze powieszonym nieopodal wejścia. Wyglądał normalnie. Parodniowy zarost na twarzy, lekko zakręcone ciemne włosy, którym zdecydowanie przydałoby się parę pociągnięć grzebienia i... ani śladu po tym, że jeszcze przed chwilą tkwił za ladą sklepową czy pomagał na zapleczu. Na czas wypadu porzucił swój służbowy fartuch na rzecz dżinsowych spodni i burej kurtki, spod której wystawał szary sweter z golfem.

— Heej, wiesz może czy nikt na mnie tutaj nie czekał? — zagaił jednego z pracowników sprzątających opuszczony niedawno stolik. — Typ po trzydziestce, ciemniejsza karnacja, chyba turysta... Kolorowa koszula?

Jasnowłosy chłopak zmarszczył tylko w odpowiedzi brwi i wzruszył po ramieniu. Dzięki za nic, skomentował bezgłośnie, usuwając się z drogi czarownika i zasiadając przy jednym z wolnych stolików w centrum głównej izby. Skoro jego znajomego jeszcze nie było, to dobrze było ustawić się w takim punkcie, żeby mógł go szybko znaleźć, czyż nie? No chyba, że mnie wystawił, odpowiedział sam sobie Bletchley, rozpinając niezgrabnie kurtkę i zarzucając ją na oparcie sąsiedniego krzesła.

W sumie, gdyby Nicholas faktycznie postanowił nie zaszczycić go swoją obecnością, to byłby jeden z wielu dowodów na to, że przypadkowym ludziom po prostu nie warto było ufać, bez względu na to, jak skłonni do rozmowy by oni nie byli. W jednej chwili mogli się zachowywać jak twój nowy najlepszy przyjaciół, aby zaraz zapomnieć o tobie, gdy tylko znikali z pola widzenia. Ludzie wolni. Dusze towarzystwa, które skakały od jednego bodźca do drugiego. Niby potrafił to zrozumieć, ale z drugiej... Zostanie ofiarą tego porzucenia, zawsze musiało się jakoś na człowieku odbić. Pytanie, jak to się skończy w tym przypadku.
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#2
25.03.2025, 22:32  ✶  
W Dziurawym Kotle panował harmider rozmów całkiem sporego jak na tę porę dnia i tygodnia tłumku. Ludzie przetaczali się i niechętni byli bardzo osobom niezdecydowanym co stały i rozważały, czy pójść w prawo czy w lewo, czy w ogóle wyjść stąd na zawsze i wieczność w przekonaniu, że się nie było zbyt interesującym, żeby spędzić ze sobą chwilę więcej czasu.

Na początku Elias usłyszał chichot. Ten sam, który przed kilkoma godzinami wybrzmiewał w jego sklepie, a który sam określił w myślach mianem histerycznego. Nie pasującego za bardzo do gardzieli na oko trzydziestoletniego hindusa ALE całkiem pasujące do właścicielki tego śmiechu, która siedziała niedaleko. Niska mulatka o kręconych czarnych włosach przewiązanych kwiecistą apaszką i jadowicie zielonych oczach właśnie wygrała w karty dwa galeony i klaszcząc w ręce zagarniała krążki dla siebie, swoim niewinnym szerokim uśmiechem i orientalną aparycją studząc nerwowość przy stole.

– Szczęście nowicjuszki drodzy panowie, jakże jestem... Och Elias! Elias tutaj! – zaczęła machać do niego, pospiesznie ładując monety do wielkiego worka, bardzo podobnego do tego, który miał na plecach Nico. W sumie... tego samego. Ona sama jednak nie posiadała koszuli w kwiaty, a sukienkę wyszywaną bardzo nieudolnie koralikami. – Hej, fajnie, że jesteś nie myślałam, że przyjdziesz. – Uśmiechała się szczerze, podchodząc nieco może za blisko, by mimo wszystko cofnąć się o krok i znów zaśmiać przepraszająco. – Ha, przepraszam przepraszam ktośmnie popchnął ha, słuchaj ee... napijemy się? Ja stawiam! – położyła mu dłoń na ramieniu i wtedy się zorientowała. Potrzebnych jej było pół sekundy, aby te dwie tanzańskie komórki odbiły się od siebie, a głowa pod ciemną czupryną wypełniła słowami. – To znaczy Nico stawia. Ten nicpoń, musiał ogarnąć swojego kumpla Cassiana i zostawił tu mnie niebogę, żebym czyniła honory. Bo Ty jesteś Elias prawda? Widziałam Cię przez szybę zakładu szklarskiego, jak gadałeś z moim kuzynem. – dodała całkiem przekonująco, ciągnąc ich do ostatniego pustego stolika, wciśniętego w kąt pubu.
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#3
28.03.2025, 00:24  ✶  
W Dziurawym Kotle zawsze było głośno. No prawie zawsze, jeśli odliczyć okazje typu żałoby narodowe czy święta pokroju obchodów sabatów, kiedy znaczna część magicznej społeczności Londynu wybywała na festiwale organizowane przez kowen. Gdyby jednak odsunąć te nieliczne odstępstwa na bok. Pub stanowił swego rodzaju łącznik między magicznymi dzielnicami a mugolskim sektorem Londynu, więc zawsze ktoś się tutaj kręcił. Dla pracowników oznaczało to stały przypływ klientów, ale wiązało się to też z tym, że czasem było tutaj cholernie trudno znaleźć konkretną osobę.

Tak jak w tej chwili, skomentował bezgłośnie Elias, skupiając spojrzenie na głównej ladzie, gdy nagle za jego plecami rozległ się dość charakterystyczny śmiech. Czarodziej odwrócił się powoli w stronę znajomego dźwięku, a gdy skrzyżował spojrzenia z właścicielką głosu, na jego twarz wdarło się skonfundowanie. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się rozmyślił, bo do akcji wkroczyła stojąca przed nim dziewczyna.

— Noo, no jestem — przyznał z opóźnieniem, kiwając niezgrabnie głową, jakby w tym wszystkim sam potrzebował chwili, aby przypomnieć sobie własne imię i nazwisko. — A ty to...?

Nie mając zbyt dużego wyboru, pozwolił się zaciągnąć do pustego stolika. Nie bardzo wiedział co o tym wszystkim myśleć. Umówił się tutaj z zupełnie inną osobą, a zamiast Nico trafił na jego... Siostrę? Kuzynkę? Koleżankę? Współpracowniczkę? Kuzynkę, doprecyzował w myślach Bletchley, gdy przeanalizował w głowie gadaninę młodej czarownicy. Chrząknął znacząco, zajmując miejsce przy ścianie.

— A więc... Zostałaś oddelegowana do zjedzenia ze mną obiadu? — rzucił niemrawo, przeklinając wyzuty z emocji ton głosu. — Wybacz, po prostu spodziewałem się mężczyzny. W sensie Nico. Nicholasa? — Zmarszczył czoło, bo w sumie nie wyłapał, czy była to ksywka czy pełne imię mężczyzny. — No także tego... Zastępujesz go czy raczej dajesz mu czas na dotarcie tutaj...?

Uśmiechnął się krzywo, co sprawiło, że jego dołeczki w policzkach momentalnie się uwydatniły. Na Merlina, o czym on miał z nią rozmawiać? Typowa gadka szmatka? Powinien opowiedzieć coś o sobie? Skomplementować apaszkę, która próbowała utrzymać jej włosy we względnym porządku? Czy ona w ogóle wiedziała, o czym miał rozmawiać z jej kuzynem? Co się stanie, jeśli zacznie jej opowiadać o Alicji i zaklętych lustrach? Elias poczerwieniał lekko z nerwów.

— Też jesteś nie-stąd? — dopytał po dłuższej chwili ciszy, siadając bokiem i podpierając się łokciem o blat stołu, co pozwalało mu jednocześnie zerkać na kobietę i obserwować część głównej sali baru.
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#4
28.03.2025, 16:25  ✶  
Uniosła wysoko brwi widząc jego reakcję. Zdziwiła się, bo zazwyczaj jednak ludzie byli przychylniej nastawieni JEŚLI JUŻ nie zwracali uwagi za bardzo na kolor skóry, to do Keyleth w wersji sauté aniżeli Nico-Żeglarza, który nie miał ślicznej dziewczęcej buzi tylko nieco głupkowaty chłopięcy uśmieszek.
– Nie rozumiem, wolałbyś, żebym była facetem? – zapytała absolutnie poważnie, bo chociaż ludzie Bardzo Dziwnie podchodzili do kwestii Tych Którzy Mieli Wiele Twarzy, to Elias wydawał jej się kimś, kto mógłby rozumieć dlaczego nie należy ufać odbiciu w lustrze i mógłby wiedzieć, że trzeba patrzeć głębiej, aby mieć pewność, że widzi się tego kogo się widzi. Dlatego też była w tym pytaniu absolutnie szczera, choć już przy propozycji, że może iść nagiąć swoją materię i wrócić tu w formie, która bardziej mu pasuje, na tym pytaniu już pogryzła się po języku, bo w końcu nie byli sami. Zamiast tego przekrzywiła głowę zaciekawiona, świdrując go szczerymi, prostodusznymi zielonymi oczami.

– Tak, nie jestem stąd, ale trochę jestem. Mój ojciec był londyńczykiem i szukam go. A... A Nico mi pomaga, choć on tu przyjechał do swojego kumpla Cassiana. – Trochę ją zgasił swoją niechęcią, więc zamiast wyłożyć karty na stół i powiedzieć prawdę, przytuliła je mocno do piersi. – Myślę, że on przyjdzie za jakiś czas. – Dodała, kalkulując w głowie możliwości i dostępne opcje. – Szukam w ogóle jakiegoś miejsca punktu zaczepienia, gdzie mogłabym pomieszkiwać wiesz, kompletnie nie mam pojęcia nic o tym mieście, a Cassian żyje z bratem, którego strasznie nie lubię. Myślałam o Rejwachu, ale... nie wiem, żeby tam dojść to trzeba iść przez Nokturn, a ta ulica... no nie wiem. Niepokoi mnie trochę, jeśli wiesz co mam na myśli. – Keyleth była złodziejem - fakt. Ale lubiła swój worek i naprawdę bardzo BARDZO nie chciała się z nim rozstawać. A niektórzy patrzyli tak na płótno obszyte krzywo koralikami, jak zagubiony na pustyni człowiek patrzył się po tygodniu na kubek z wodą.
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#5
31.03.2025, 21:10  ✶  
Tutaj nie chodziło o preferencje płciowe, a z a s a d y. Bletchley nie pokładał zbyt dużej wiary w obcych mu osobach. Nigdy nie było wiadomo, czego można było się po nich spodziewać. Od przypadkowego przechodnia oczekiwał w równej mierze uśmiechu i rzuconego mimochodem ''dzień dobry'', co i tego, że wpadnie na wrednego chama, który zacznie spotkanie od pytania, czy nie ma jakichś kłopotów. I to nie w tym pozytywnym znaczeniu.

Właśnie dlatego wolał stosować zasadę ograniczonego zaufania. Już i tak wyściubił nos poza swoją strefę komfortu, żeby przekonać się, czy faktycznie zdoła znaleźć wspólny język z Nicholasem. Nastawił się na spotkanie, a to oznaczało, że wyczekiwał bardzo konkretnych momentów. Bardzo konkretnych pytań. A teraz cały jego plan legł w gruzach, bo jego nowy kolega postanowił wysłać zastępczynię. I to go nieco wytrąciło z równowagi. Był teraz na zupełnie nieznanym terytorium, a szybkie myślenie w takich wypadkach nie było najłatwiejsze.

— Spodziewałem się spotkania z facetem — sprecyzował z mocą Eliasz, próbując w jak najmniejszej ilości słów wyjaśnić swoją początkową reakcję. Zmarszczył czoło, aby po chwili zdać sobie sprawę, że mógł zabrzmieć jak rasowy buc. I to w najlepszym wypadku. — Nie żebym narzekał na spotkanie z kobietą. Często widuje się z kobietami. Kobiety są świetne. Bardzo lubię kobiety. Przepadam za nimi. — Powiedział największy entuzjasta kobiecych sylwetek po tej stronie Dziurawego Kotła. Na Merlina, kto tak mówił na co dzień. — Po prostu myślałem, że będę widzieć się z Nicholasem, a nie... z Tobą.

Naprawdę lubisz sobie wszystko utrudniać, co?, skomentował bezgłośnie, starając się zdusić w zarodku pełne zrezygnowania westchnienie. Chyba nauczyciele w szkole jednak mieli rację, kiedy mówili mu, że czasem mniej znaczy więcej. Wprawdzie wtedy mieli na myśli to, że ciągle przekraczał limit słów wyznaczany na krótkie prace pisemne, ale z perspektywy czasu rada ta wydawała się nadzwyczaj wręcz życiowa. Szkoda, że przyswajał te naukowi z tak wieloletnim opóźnieniem.

— A więc to rodzinna podróż — rzucił, bardziej stwierdzając fakt, niźli prosząc o potwierdzenie swoich domysłów. — Przez chwilę myślałem, że razem pracujecie na jakimś statku. Czy coś w tym rodzaju.

Uniósł minimalnie kąciki ust. O ojca nie zagaił. To był chyba prywatny temat. A biorąc pod uwagę, że chwilę wcześniej brzmiał tak, jakby kwestionował, czy kobieta nadaje się do rozmowy z nim, to może lepiej było nie zagajać na tym etapie znajomości o zbyt poważne kwestie...

— Ta, Nokturn to nie jest najbezpieczniejsze wyjście na start. Chyba że nie masz innego wyboru. W przeciwnym wypadku... Cóż, człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić. — skomentował, łapiąc się wzmianki o dzielnicy, jakby od tego zależało jego życie. — Człowiek sporo tam ryzykuje, jeśli nie wie jak się poruszać tamtejszymi zaułkami. — Lądował parę razy w tamtejszych barach, jednak powrót do domu zawsze przypominał podróż przez najeżony pułapkami labirynt. Nigdy nie było wiadomo, jak się skończy taka przechadzka. — Tutaj w Dziurawym Kotle raczej byłoby ci lepiej. Lepsza lokalizacja, bo blisko do mugolskiego sektora. Bliżej na Horyzontalną.
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#6
31.03.2025, 22:34  ✶  
Patrzyła sceptycznie na to jak się tłumaczył. Ewidentnie wolał się spotkać z Nicolasem i Keyleth zapisała to w swojej pamięci, choćby była ona dziurawa jak ser szwajcarski. Jednak pan Lusterko zdawał się jej przyjemnym rozmówcą, innym niż Ci z Rejwachu a też może obeznanym wśród ludzi. Dziewczyna wyobrażała sobie, że jej ojciec, który też miał taki świetny węch byłby świetnym rzemieślnikiem. Jej to bardzo pomagało na zajęciach eliksirów. A skoro Elias też był rzemieśłnikiem, to może gdzieś na swojej drodze... Zapyta go o to jednak później, jak chłopak się trochę rozluźni i wyciągnie sobie szkło z dupy.

– Wiesz, mogę po niego pójść za chwilę. Miał coś ogarnąć z tym swoim kolegą, a potem byłby już wolny. – zasugerowała optymalne rozwiązanie, które nie eksponowałoby jej zdolności. Na co straszyć nowo-poznanego. Tak po prawdzie to i starym znajomym nie przyznawała się zbytnio do swojej... elastyczności w doborze wszystkiego.

– A tam na tym Nokturnie to straszno, ale w Rejwachu cudownie. Jest tam taki chłopiec, cudownie gotuje, nigdy nie jadłam takich pyszności. Moja matka to w ogóle wiesz, surowizną najlepiej żebym się żywiła tak uważała. Frutarianką była. Masakra totalnie, bo ja na tym to wiesz, skóra i kości. Trzeba w zyciu dobrze zjeść, to pewne, żeby energia dobrze płynęła trzeba ją najpierw mieć. Pod tym względem... Te porcje och, miodeczek. Tylko no... strach samemu chodzić, żeby tam już dojść. – zasępiła się. Może jakby spróbowała jako frteka? Ale raz w śmietnikach trafiła na szczękoszczura i o matulu, to nie było spotkanie które chciałaby powtórzyć. – Dobra, powiedz mi proszę, masz jakieś zamówienie takie zajebiste nad którym teraz pracujesz? Jestem ciekawa co Cię kręci poza kobietami, bo chyba nie zmuszają Cię do tego, żeby 24 na 7 siedzieć za ladą?– zapytała opierając łokcie o blat, a potem podbródek o dłonie, żeby zamachać rzęsami przed jegomościem z dołeczkami w policzkach, które powinien pokazywać zdecydowanie częściej.
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#7
05.04.2025, 21:46  ✶  
— Nie, nie! W porządku... Możemy... Możemy porozmawiać — zapewnił gorączkowo, starając się jakoś zyskać w oczach czarownicy.

No właśnie, najpierw trzeba się tam doczołgać, żeby coś zjeść, skomentował bezgłośnie Elias, postanawiając jednak nie psuć idyllicznej wizji dziewczyny na temat smacznych posiłków z Rejwachu. W gruncie rzeczy jako turystkę mogły ją obowiązywać nieco inne zasady na Nokturnie. Owszem, każdy, kto się zapuszczał w tamte rejony, musiał poniekąd zaakceptować, że ryzykuje utratą portfela lub drobnym poturbowaniem (w najlepszym wypadku), ale nawet lokalne złodziejaszki wiedziały, że są osoby, których po prostu się nie tyka, bo można sobie narobić problemów.

Donos od zagubionej turystyki połączony z bandą Brygadzistów pragnących się wykazać mógł z powodzeniem równać się dodatkowym patrolom na Alei Śmiertelnego Nokturnu. Oni chyba tam tego nie lubią, pomyślał przelotnie, zatrzymując jednak i ten komentarz dla siebie. Nie czuł potrzeby się powtarzać; dosyć konkretnie wskazał, że ta dzielnica nie była bezpiecznym miejscem na początek przygody z magicznym Londynem. Reszta należała do Keyleth i tego, czy zamierzała sprawdzać, jak dużą szczęściarą była.

— Ekhm. Bardzo mi... przykro? Ten... frute-rianizm… brzmi jak straszna choroba — wymamrotał pod nosem, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Brzmiało to dosyć egzotycznie, jednak nie bardzo potrafił to powiązać z jakąś znaną mu chorobą. Musiałby popytać wśród znajomych; może oni byliby w stanie rzucić nieco światła na tę sprawę. — Problemy z jedzeniem ciężko przetrwać.

Tym razem mówił prosto z serca. Od dłuższego czasu borykał się z problemami na podłożu metabolicznym, które pomimo interwencji znajomych lekarzy i paru aptekarzy dalej nie odpuszczały. Pierwsze terapie lekowe nie były najprzyjemniejsze, a do tego Bletchley był przekonany, że nawet zepsuły mu coś w żołądku... Koniec końców ostateczna diagnoza też nie napełniła nikogo wielkimi nadziejami. Taki organizm. Taka uroda. Jak dobrze, że nie musiał zażywać na co dzień sporych dawek eliksirów, bo nieliczne oszczędności wydałby na dodatkowe porcje eliksirów leczniczych.

— Nie, nie zmuszają — potwierdził z wyraźnym zadowoleniem w głosie. Tylko by spróbowali go wypchnąć na główną salę sprzedażową. — Właściwie to praktycznie w ogóle nie obsługuje klientów. Dzisiejszy dzień był raczej... wyjątkiem od reguły. Nie przepadam za tym. Wolę spędzać czas na tyłach zakładu w pracowni.

Wzruszył sztywno ramionami. Owszem, potrafił przekazać rzeczowe informacje na temat wyrobów ''Szklanej Alchemii'' i powiedzieć co nieco procesie rzemieślniczym, ale nie był odpowiednią osobą do tego, aby wciskać bogatym czarownicom najdroższe szklane żyrandole. Nieco lepiej radził sobie w terenie, kiedy faktycznie jeździł na wyceny do lokali mieszkalnych czy usługowych, jednak wynikało to w dużej mierze z tego, że klientela była już zdecydowana na konkretny rodzaj usługi. Wtedy zależało im właśnie na specjalistycznym i rzeczowym podejściu do sprawy.

— Jakiś czas temu zaczęliśmy pracować nad zestawem szklanymi rzeźbami ogrodowymi. Mniej więcej po metr sześćdziesiąt — przypomniał sobie Bletchley, oddychając z ulgą, gdy przeszli na nieco bardziej komfortowy dla niego temat. — Standardowe szkło, po prostu nieco wzmocnione. Klientowi zależało na jakościowym wykonaniu, bo wymyślił sobie, że znajdzie jakiegoś zaklinacza, które będzie w stanie je zaczarować w taki sposób, aby odgrywały sceny historycznych pojedynków na tyłach jego rezydencji. — Uśmiechnął się krzywo. Bogacze i ich fantazje. — Przyjemna robota, chociaż drobiazgowa.
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#8
15.04.2025, 20:50  ✶  
Jego żarliwe zapewnienia, oswoiły ją z myślą, że jednak nie będzie musiała dorabiać sobie penisa, żeby móc dalej z nim rozmawiać. Bardzo jej się podobała rozmowa o lustrach, jej matka kochała lustra, rozmawiała przez lustra, więc trafić na kogoś kto na lustrach się zna... To było miłe, poznać to zagadnienie od zupełnie innej niż rytualna strony.

Rozluźniła się i słuchała go dalej, śmiejąc się, gdy powiedział jej, że mu przykro z powodu diety matki. Key nie była zbyt mądrą osobą, ale dziwne słowa przyklejały się do niej jak kocia sierść do czarnych ubrań. Czy fretkowa sierść. Ta tez mocno kłaczyła.

– Nie, to raczej ja z naszej dwójki byłam dziwna. Wielu szamanów tak je. Łączność z naturą. Owoce i orzechy, aby nie kalać ciała życiem. Głodowałam dopóki nie poszłam do szkoły, a tam och, zdarzało mi się robić bardzo dziwne rzeczy, by inne dzieciaki oddawały mi swoje ugali. Nikt nie był do końca pewien, gdzie to wszystko się we mnie w ogóle mieści. Ale tu na północy... och nie ma nic smaczniejszego niż gulasz Lewisa. Jadłeś go kiedyś? Aromat czosnku, wędzonej papryki i tego no... tego trzeciego... – zmarszczyła nos, bo zapomniała. No nic, zapyta go przecież znowu, gdy tam zajrzy. Machnęła w końcu ręką wiedząc, że i tak sobie nie przypomni. – Lewis prosił, żebym nie pytała z czego jest, w sensie z jakiego mięsa, ale szczerze mnie to nie to chodziło bo była to jedna z najlepszych rzeczy którą jadłam i już przy drugiej dokładce przez moment nawet chyba najprawdopodobniej całkiem tak myślę czułam się syta! – oczy zalśniły wspomnieniem tego uczucia, ale potem w pełni uwaga skupiła się na opowieści Eliasa.

– Na prawdę? Dziś był wyjątek... to... to szkoda. Pewnie nie można wchodzić do warsztatu? Czy macie tak, że można sobie przycupnąć przy piecu i patrzeć na robotę? Ja zawsze chciałam umieć robić coś rękami, coś więcej niż no... – niż kraść ugryzła się w język w ostatniej chwili. Zaraz czy nie miała przypadkiem gwizdnąć mu sakiewki w wolnej chwili? Nie po to była cała ta szopka? Ale Elias był dziwny. Ona też była dziwna. Lubiła dziwnych ludzi. Nie czuła się przy nich taka samotna.

– Takie figury brzmią obłędnie! Rzeźbisz je czy dmuchasz w ogniu? – zamyśliła się, bo w sumie nie wiedziała jak można rzeźbić szkło. – Czy może... podgrzewasz bardzo bardzo bardzo szkło aż ono się poddaje Twojej woli, gnie i wije jak mu zagrasz?– konspiracyjnie pochyliła się ku mężczyźnie, nieco bezmyślnie bo w takim pochyleniu przecież rozmawiali w sklepie, ona i on, Nico i sprzedawca luster. Ciało zmieniło się. Zapach niekoniecznie. Nie aż tak.
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#9
24.05.2025, 14:58  ✶  
— My też mamy szamanki. To znaczy: tutaj w Anglii — skomentował niepewnym głosem, zastanawiając się, czy praktyki tutejszych kapłanek mają cokolwiek wspólnego z czarownicami z opowieści kobiety. — Nazywamy to stowarzyszenie kowenem. Są takimi... opiekunami wiernych? Wierzą w Matkę Naturę, zajmują się kwestiami pozagrobowymi i tak dalej.

Eliasz nie był nigdy szczególnie blisko z kowenem, a jego wiedza w dużej mierze ograniczyła się do tego, co kojarzył z czasów, kiedy rodzinnie brali udział w sabatach czy mało-regularnych wizytach w miejscach kultu podczas ferii świątecznych lub wakacji. No i plotki. Plotki przynosiły bardzo dużo nowych informacji. Zwłaszcza w związku z praktykami ostatniej arcykapłanki, która próbowała złożyć swoją uczennicę w ofierze. Skrzywił się na tę myśl. Może lepiej było o tym nie wspominać i trzymać dziób na kłódkę?

— Czy ja wiem? — Zmarszczył czoło, próbując sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni ktoś z klienteli został zaproszony do pracowni. — Raczej rzadko. Większość klientów nie jest zainteresowana oglądaniem procesu produkcji, a woli po prostu wrócić po finałowy produkt. — Wzruszył sztywno ramionami. — Poza tym, jesteśmy małym zakładem. Wykorzystujemy piece, zaklęcia i eliksiry, ale cały proces bywa czasami nieco... ryzykowny. Dla postronnych, w sensie. Jakieś tam zasady BHP dalej obowiązują.

Zdarzały się wycieczki czy warsztaty skierowane do różnych grup wiekowych podczas których osoby spoza zakładu mogły zobaczyć, jak faktycznie wygląda obróbka szkła, jednak zazwyczaj to wszystko odbywało się pod ścisłą opieką pracowników i opiekunów danej grupy. Szef zdecydowanie nie chciał płacić odszkodowań za to, że jakaś czystokrwista paniusia wsadziła rękę nie tam gdzie trzeba i musiała spędzić kilka tygodni na oddziale intensywnej terapii w Szpitalu św. Munga.

— Czasem organizujemy grupy warsztatowe dla chętnych, żeby ludzie mogli zobaczyć, jak wygląda praca w takim zakładzie. Niektórzy szukają pracy, inni nowego hobby — odparł, uśmiechając się pod nosem. Och, ile by dał za to, żeby móc zmieścić sprzęt z pracy w piwnicy. Zamrugał słuchając pytań Keyleth. — Eee… No tak. To ostatnie. Tak myślę. To chyba najbardziej oddaje istotę rzeczy.
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#10
27.05.2025, 21:06  ✶  
– Jestem chętna – wypaliła od razu zamiatając rzęsami. Najprawdopodobniej nic z tego dobrego by nie powstało - miała dwie lewe ręce do tworzenia czegokolwiek o czym świadczył nieudolnie wyszywany przez nią plecak, który mieścił w sobie cały jej dobytek. Z drugiej strony lubiła podejmować - nawet takie nieudolne - próby, dzięki którym świat wydawał się miłym miejscem.

Brak perfekcji wpisany był w życie.

Tak samo jak jego nieustanna zmienność.

Podobało jej się, że lekko się zmieszał. Była ciekaw, czy w ten sam sposób prowadziłby rozmowę z Niko. Była ciekaw jak musiałaby wyglądać, żeby zapomniał jak się mówi.
– A tam w tym ogrodzie... będą tylko rycerze uderzający w swoje szklane miecze, czy też damy, które wzdychają za nimi i rzucają im chustki pod nogi? Czytałam kiedyś taką opowieść bardzo mi się spodobała i nawet przez moment wierzyłam w to, że w Anglii są takie zamki, gdzie ludzie tak wyglądają i się zachowują. W końcu nadal macie Królową, prawda?– dopytywała. – Ja bym pewnie w takim stroju wyglądała bardzo śmiesznie. Nie odpowiednio. Ale zdarzało mi się wyobrażać, jak to byłoby mieć taką piękną suknie...– rozmarzyła się na moment, a potem powróciła pełnią uwagi do Eliasa. – Robicie też sukienki, albo... albo oo... szklane buty? Robiłeś kiedyś szklane buty?

Było jej przyjemnie, nawet jeśli mężczyzna zdecydowanie nie chciał mówić o jej obecnie ulubionym miejscu w Londynie. Zastanawiała się czy taki szklarz i sprzedawca mógłby coś wiedzieć o ludziach, którzy widzą nosem, ale finalnie doszła do wniosku, że to ślepy trop i nie warto marnować ich czasu, szczególnie, że opowieści o szkle ją mocno zaabsorbowały.

– Bardzo podobały mi się rzeczy, które miałeś w sklepie. Zdawały się takie szlachetne, misterne... trudno było mi wyobrazić sobie jak to właściwie powstało. I też lubię jak lśnią... Twarde i kruche, drogocenne choć w sumie tanie do zrobienia – rozmowa płynęła zbyt dobrze, a Key trochę się zapomniała, że nie siedzi tu Nicosiem. Z resztą... czy pozwoliłaby trzydziestoletniemu hindusowi rozwodzić się tak nad pięknością szklanych figurek? Nad zdobieniem niewielkich lusterek? To nie pasowało jej trochę do Nico (przynajmniej tej, męskiej, żeglarskiej wersji jej wszystkich alterego), ale przecież teraz, gdy siedziała w Dziurawym Kotle jako ona mogła pączkować zachwytem. Trochę się zapomniała, ze "oficjalnie" w ogóle tam nie weszła.

– Zawsze chciałeś być szklarzem? Czy rodzice wymyślili Ci inne zajęcie, a Ty przeciwstawiłeś się im bo zakochałeś sięw córce szklarza? – domniemywała, choć ABSOLUTNIE nic nie wskazywało na taką historię. Niemniej, rycerze i damy wprawili ją w pogodny nastrój rozmemłanej nastolatki, choć nastolatką już nie była.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Keyleth Nico Yako (1793), Elias Bletchley (2595)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa