Zmrużyła oczy, czując nieprzyjemny uścisk w żołądku i wirujący dookoła świat, który zaczynał malować się barwami jesieni. Drzewa zmieniały kolory, coraz więcej liści tworzyło dywan na trawie. W podmuchach wiatru wciąż pozostawał słodki powiew lata, ale jego chłód i wyczuwalny aromat deszczu niewątpliwie świadczył o tym, że pory roku znów zatoczyły krąg. Lubiła jesień. Odetchnęła głębiej, unosząc dłoń i zgarniając za ucho zagubiony kosmyk włosów, rozejrzała się dookoła. Wybrała to miejsce, bo wydało się jej spokojne i dość duże, aby zmieścić wszystkie te emocje i niewypowiedziane słowa, znieść burze, która mogła nadejść. Z niewielkiego wzgórza roznosił się widok na północną część Londynu, dało się dostrzec zarys Tamizy. Niewielki murek porośnięty był bluszczem i oznaczony kolorowymi napisami, a stojąca przed nim ławka widziała lepsze czasy, ale nie miało to znaczenia. Światełka migały w ciemności przed nią, podczas gdy za nią oraz po jej bokach było raptem kilka latarni. Usiadła na ławce, odkładając po swojej prawej stronie torebkę i papierową torbę, którą przyniosła. Oparła się wygodnie, poprawiając pasek od cienkiego płaszcza, który tkwił związany na talii i zerknęła na zegarek, zdając sobie sprawę, że była wcześniej, niż powinna. Z Louvainem był taki problem, że nie umiała się przygotować do rozmowy z nim, bo zawsze wychodził poza schemat i pokazywał jej kolejny fragment, kolejny puzzel, który mogła dołożyć do olbrzymiej układanki w swojej głowie. Miał talent do chaosu, do bycia iskierką z potencjałem do wybuchu, jeśli okoliczności były odpowiednie. Przeżywał, a nie żył. Wsunęła dłonie w kieszenie, przenosząc wzrok na żółte plamki gdzieś na rzece, będące sygnałami świetlnymi jakiegoś statku, najpewniej z turystami. Sporo osób wybierało podróż przez rzekę, chcąc podziwiać obydwa brzegi wielkiego miasta, łudząc się, że odkryją większość jego sekretów, a wcale tak nie było.
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków, ale nie odwróciła twarzy w kierunku źródła dźwięku.
- Pływałeś kiedyś po Tamizie promem? - zapytała lekko, niesamowicie spontanicznie, jak na nią, myślami będąc jednak na zupełnie innym statku, pływającym obecnie gdzieś na oceanie. Próbowała sobie przypomnieć, czy od śmierci matki, a potem wypadku podczas przyjęcia, wsiadła w ogóle na statek. Lubiła to kołysanie, ten widok, to obsypane tak doskonale widocznymi gwiazdami niebo, które odbijało się w wodzie. Odwróciła twarz tak, aby na niego spojrzeć, tłumiąc westchnienie. Przesunęła wzrokiem po znajomej twarzy, docierając do błyszczących w półmroku, onyksowych tęczówek. - Chcesz kawę Lou? - zapytała, wyjmując dłonie z kieszeni i sięgnęła w stronę papierowej torby, czując, jak zaschło jej w gardle, a chłód brutalnie wdarł się pod płaszcz.