23.09.2025, 18:17 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2025, 12:27 przez Urd Nordgesim.)
sierpień 1962
mała nadmorska wioska pod Oslo
mała nadmorska wioska pod Oslo
Śpiewała. Śpiewała, bo nic innego jej nie pozostało. Śpiewała, bo inaczej roniłaby gorzkie łzy, a jej mała Brie nie mogła zobaczyć tych łez. Musiała być dorosła. Dla niej.
- Uti älven, kall och klar
Ahtohallan vaktar minnena
Sov så tryggt, mitt lilla barn
För den som söker där får svar
Hennes källa, djup och sann
Ger dig svaren som hon en gång fann
Ner i djupet hon dig drar
Gå ej för långt – då blir du kvar
Hon sjunger högt för dem som hör
I varje ton, en hemlighet...
Akompaniował jej tylko cichy szelest kościanej szczotki sunący po ciemnych kosmykach jedenastoletniej dziewczynki. Czas do szkoły, do szkoły czas... Cały dom był rozemocjonowany wyjazdem pana i jego rodziny. Cały dom... poza nią.
Z oczywistych względów, musiała ten ciężar nieść sama. Durmstrang nie był miejscem dla takich małych, słodkich foczek. Niewinnych, łagodnych, doskonałych w swojej czystej naturze. Urd była w pełni świadoma, że sama odziedziczyła o wiele twardszą skórę, gdy tymczasem Brynja...
- Masz takie pięknę włosy maleńka... będę za Tobą tęsknić mój owczy serku. - Ucałowała jej głowę, choć tak na prawdę to była jedna wielka zmyłka. Gdy tylko poczuła słoność łez formujących się w kącikach jasnych oczu, szybko zatopiła palce pod pachami dziewczynki, by ją wyłaskotać za teraz i za wszystkie przyszłe dni.
Ojciec postawił ultimatum. Jej ojciec, no bo przecież Urd miała już tyle lat, żeby dodać (czy może odjąć?) dwa od siedmiu i ostatnie co by zrobiła to nazwała go w obecnej chwili ojcem. Ale był dawcą nasienia aby mogło powstać jej najsłodsze, najcudowniejsze oczko w głowie więc niestety musiała liczyć się z jego zdaniem. Przynajmniej na razie.
Czy nigdy więcej Cię nie zobacze?
Hogwart w zamian za Urd, która przestanie poczuwać się matką małej Brie. Urd, która dźwigała na barkach depresję matki, poczucie wyobcowania, niedopasowania pośród uśmiechów gdy zbyt wyraźnie widziała te pieprzone czarne nici biegnące w jej stronę. Urd, która musiała nauczyć się uśmiechać na zawołanie, która dźwigała na sobie cały dom, kiedy tatuś pogrążony w interesach był zbyt rozkojarzony, aby pamiętać, że ma rodzinę. Urd, która poświęciła dla tej rodziny więcej niż ktokolwiek, żeby w podzięce pokazano jej drzwi.
Najważniejsze że Brynja pójdzie do pięknego zamku z dobrymi i miłymi ludźmi. Z dala od klubów pojedynkowych. Z dala od całego syfu testowania nekromantycznych zajęć na kolegach z pierwszego roku.
- Dzisiaj Ty wybierasz jaki warkocz Ci zrobię moja księżniczko. Może być najbardziej zaplątany, jaki sobie wymrzysz i... skoro jutro rano jest Twój wielki dzień... to zgodzę się na kokardki. - jej głos brzmiał zawadiacko, lekko, jak zawsze, gdy miała czas tylko dla siostry. Tylko z siostrą. Iskierką, dla której znosiła ten cały grajdołek. Iskierką, która jutro o poranku zgaśnie. Zniknie w angielskiej mgle i zgodnie z danym jej ojcu słowem do ukończenia szkoły się nie zobaczą...