• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[4.08.72] Jezioro | Aren't you tired trying to fill that void?

[4.08.72] Jezioro | Aren't you tired trying to fill that void?
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#31
19.03.2024, 10:19  ✶  
Niczym zaczarowany niedźwiedź przemierzał zaspane przestrzenie Doliny Godryka. W opowieściach piękni młodzieńcy zaklęci w zwierzęce futra traktowali to zwykle jako klątwę, dla niego niewątpliwie ów umiejętność ofiarowana mu przez matkę, była największym błogosławieństwem. Gnał, co sił mu starczyło w łapach, nie dlatego, że nie chciał ukraść dla siebie więcej czasu z Norą, nie dlatego, że w głębi serca czuł bardzo, że nie zasługuje na ten czas i jej obecność w swoim życiu. Gnał dla jej komfortu, w strachu, że nocna przygoda sprawi, że ta pochoruje się i choć ominie ją zaduszenie przez jeziorne fale, tak fale choroby zmogą ją i dokończą roboty.

Gnał na przełaj, nie bacząc na swoją niedźwiedzią formę, szczęśliwie w godzinie wilka wszyscy spokojnie spali (tak się przynajmniej Samuelowi wydawało), i raczej nikt ich nie zobaczył, a jeśli nawet.. to włożyłby to między karty jakiejś baśni i sennej mary.

Zabezpieczenia Warowni znały ich oboje, znały też czystość intencji obu serc, przynajmniej wobec familii Longbottomów, która ciepłym, opiekuńczym płaszczem otulała oboje od lat... Zwolnił po przekroczeniu białego, odnowionego przez siebie płota, spokojnie i delikatnie stąpając po niewidzialnej ścieżce prowadzącej do domku ogrodnika. Był inny niż Nora go pamiętała. Mała zaniedbana, nikomu nie potrzebna ruderka lśniła bielą zdobną w rozległy bluszcz tulący się do ścian. Próżno było szukać łat na dachu, skoro cały był nowiuśki. Drzwi również zupełnie nowe, rzeźbione tak, jakby i je oplatały pnącza, czekały tylko na pchnięcie misiowym łbem. Wskazał jej drogę, aby mogła swobodnie przebrać się bez jego udziału, bez lęku o to, że ktokolwiek mógłby ją podglądać. Przeczuwał pod grubą skórą, że nie będzie chciała pojawić się w progu Warowni okryta jego marynarką. Przeczuwał, że tak jak przed laty ich związek pozostawał sekretem, tak i teraz nikomu nie powie o tym co się wydarzyło. Nie dziwił jej się wcale, sam dobrze znosił to, przynajmniej tak mu się wydawało, teraz w niedźwiedziej formie.

Gdy weszła do środka, uderzył ją zapach świeżej farby, suchego drewna i żywicy. Wszystkie meble w środku były nowe, pięknie rzeźbione – stół i dwa krzesła w pierwszej izbie, pusta na razie biblioteczka, komódka, a także kaflowy piec i klapa w podłodze do piwniczki, zdawały się totalnie odmienne od zapruchniałych rupieci, przed którymi przestrzegała Mabel.
W drugiej izbie znajdowało się ogromne łoże, którego ramę spowijał leśny bluszcz, obłożone obecnie świeżą pościelą. Przeklęta chata na końcu ogrodu stała się urokliwym miejscem, ciasnym, pozbawionym osobistych detali, ale bezpiecznym i przytulnym, gdyby tylko...

Nagle korale pękły na jej szyi i opadły na ręce dziewczyny, powracając znów do formy balowej, nadniszczonej lekko sukni, wciąż wilgotnej jeziorem, oblepionej piaskiem. Za plecami usłyszała kroki zmierzające do sypialni, Samuel przemienił się na powrót, ale nie chciał się narzucać, nie chciał być nachalny, brać więcej niż zamierzała mu ofiarować. Brać więcej niż uważał za właściwe...

Ukrył się w sypialni i powoli ściągnął z siebie koszulę. Uchylił jedną zasłonę, aby w ograniczonym świetle nocy przyjrzeć się zadrapaniom na przedramionach. Klątwa nasilała się, był zbyt zmęczony na przerażenie, ale przełykał gorzko myśli o tym, że stanowi zagrożenie dla otaczających go ludzi. Zgodnie ze swoim słowem zamierzał tu pozostać do rana, wyjaśnić Brennie możliwe na około okoliczności i ruszyć po kozy. Nie miał tu żadnych ubrań, żadnych swoich rzeczy, aż dziw że była tu pościel i zasłonki, ale to pewnie zasługa Malwy. Będzie musiał jakoś jej się odwdzięczyć za to.

Próbował nie nasłuchiwać co sie dzieje z Norą, nie był pewien jak się pożegnać, a miał przeczucie, że jeśli znów ją zobaczy tej nocy, to już nigdy nie będzie chciał jej wypuścić z ramion. A przecież nie miał do tego najmniejszego prawa...

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#32
19.03.2024, 11:24  ✶  

Zupełnie nie przejmowała się tym, że może się pochorować, nie myślała póki co o ewentualnych konsekwencjach tej pięknej nocy. Nie liczyło się to, kiedy pod palcami czuła niedźwiedzią sierść, kiedy mogła napawać się jej zapachem. Wydawała się również nie zwracać uwagi na to, że ktoś może ich zobaczyć, bo ta sytuacja była tak bardzo abstrakcyjna, że nie sądziła iż ktoś może wziąć to za prawdę, raczej za sen nocy letniej zważając na okoliczności.

Nie mieli problemu z tym, aby dostać się do Warowni. W końcu każde z nich było mile widziane w tym miejscu, nie byli obcy. Wiedziała dokąd zmierzają, znała te okolicę jak własną kieszeń, spędziła tu wiele przyjemnych dni i nocy, bywała tu od kiedy była maleństwem. Jakoś tak wyszło, że jej drogi skrzyżowały się z Longbottomami i nadal byli ze sobą blisko.

Domek ogrodnika już nie straszył, wręcz przeciwnie, ktoś wreszcie się nim zaopiekował i dał mu odpowiednią uwagę. Podejrzewała czyja może to być sprawka. Miło się patrzyło na niego w tej chwili.

Podążyła drogą wskazaną przez niedźwiedzia, musiała się ubrać, by nikt nie rzucał na nią podejrzeń. Tyle, że wiedziała, że sprawy nieco się komplikowały, bo rytuał, który połączył ją z przyjacielem nadal trwał. Nie załatwili tej sprawy, nie wiedzieć czemu, trochę żałowała bo była pewna, że Erik nie przegapił jej nocnych emocji. Nie spał dzisiaj spokojnie, będzie musiała się z nim zmierzyć. Trochę ją to niepokoiło, ale to nie był jeszcze czas na to, żeby się tym przejmować. Tym zajmie się jutro, a raczej rano, bo jutro przecież już trwało.

Tak jak podejrzewała domek zyskał duszę dosyć niedawno, świadczył o tym zapach, który uderzył ją w nozdrza. Farba, nie tak łatwo było z tym walczyć. Chatka nie była już tym opuszczonym miejscem, teraz na spokojnie można było w nim mieszkać, mogła nawet stwierdzić, że zrobiło się tu bardzo przytulnie.

Łańcuszek na jej szyi pękł, wrócił do formy sukni, którą miała na sobie tego wieczora. Nie miała zbyt wielu możliwości, postanowiła więc ją na siebie założyć, chociaż średnio to było wygodne. Nie mogła jednak wrócić do Warowni w jego marynarce, to by wyglądało jeszcze gorzej.

Usłyszała kroki w sypialni, najwyraźniej Samuel zdjął już z siebie niedźwiedzią skórę. Przez chwilę się zawahała, nie do końca pewna była, co powinna zrobić, co było właściwie. Jednak za oknem nadal było ciemno, nadal noc dawała jej dziwne poczucie bezpieczeństwa i ukrywała irracjonalność podejmowanych decyzji.

Nie zastanawiała się nad tym zbyt długo, powoli zmierzała w stronę sypialni, w której znajdował się Sam. Chciała jeszcze zobaczyć jego twarz, nim stąd wyjdzie, zniknie, jakby wcale nie było jej tutaj tego dnia. Stanęła w progu, wpatrywała się w mężczyznę dłuższą chwilę. Nie odezwała się jednak ani słowem, bo słowa przecież nie miały żadnego znaczenia. Ruszyła powoli w jego kierunku, zatrzymała się tuż przed nim, zadarła głowę do góry, żeby móc jeszcze nacieszyć się widokiem jego twarzy. Po tym po prostu się do niego przytuliła.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#33
20.03.2024, 08:34  ✶  
Myślał, że gdy znów założy swoją drogocenną suknię, odejdzie na powrót do dumnej Warowni, domu bogatych arystokratów, ucieknie z niedźwiedziej budy, pozostawiając przybłędę swojemu losowi.

Zasłużył na to absolutnie.

Umysł na moment pozostawiony oględzinom poranionych przedramion, niespiesznie i z rozmysłem zaczął odtwarzać sobie to, co powiedziała mu nad jeziorem. Jej gniew, jej wściekłość wbijająca z rozmysłem palce w stare rany, posypująca je solą. Nie miał prawa decydować za nią, ta lekcja zdawała się w końcu do niego docierać. Przysiadł zdewastowany na łóżku nie chcąc, ale pogrążając się w rozpaczliwych fantazjach na temat tego, jakby to mogło być, gdyby rzeczywiście nie zdecydował za nią. Nie w tym czarnym, goniącym za nim przed laty scenariuszu, ale nowym koszmarze tkanym w boleści: kiedy mówi jej o klątwach ciążących na barkach, o matce, która nienawidzi ludzi, ale jest jego matką i on nie może jej zostawić, bo każdy dzień może być tym ostatnim. O chorym ojcu, który od dwóch lat gasł, o strachu przed Systemem i szpitalem, że ktoś się do wie o nim, choć wciąż nie rozumiał, dlaczego to mogłoby być istotne. O tym, że nie ma złamanego knuta przy duszy, że wszystko, czym żyje, ofiaruje mu Knieja, a cokolwiek udawało mu się zarobić, wydawał na i tak jego zdaniem zbyt skromne podarki dla niej. O tym jak czuł się nikim, a zazdrość, której nigdy wcześniej nie miał okazji posmakować odbierała mu jakąkolwiek radość, zaślepiając, dociążając kolejne kroki, w bezrozumnej wściekłości i autoagresji. Że powiedziałby jej wszystko i ona podjęłaby decyzję tak jak chciała.

Co byłoby, gdyby została?

Ukrył twarz w dłoniach, próbując pogodzić się z tym, że to było pożegnanie, że minęło osiem długich lat a samospełniająca się przepowiednia przypieczętowała ich los.

A potem weszła do sypialni.

Poderwał się momentalnie, nie rozumiejąc, rozpaczliwie łapiąc oddech jak ona wtedy na plaży, gdy ledwie kilka uderzeń serca dzieliło ich od tego, by to serce stanęło a wraz z nim rzesze kolejnych, kochających serc oddanych niewysokiej, zadziornej blondyneczce, która miała siłę tysiąca lwic w walce o to co kochała.

Pomyślał wtedy przez moment, przez krótką szaloną chwilę, że ona jednak nie chce odejść. Że wybrała budę nad pałace, że wiedząc już tak wiele, niosąc tak jak on osiem ciężkich lat osamotnienia, wróciła, by zawalczyć tym razem o niego.

Zatopił się w jej uścisku, pochłonięty obezwładniającą falą uniesienia i zaskoczenia, zupełnie mijając się z prawdziwą intencją Nory. Nigdy nie byli dobrzy w mówienie, ale i bez niego rzeczy opacznie im się układały. Pod tym względem ulepieni byli z tej samej gliny... Porwał ją w ramiona i uniósł bez trudu, z zapamiętaniem zatapiając w jej skórze chaotyczne pocałunki. Palcami przejechał po nagich plecach odsłoniętych zepsutym, niemożliwym do domknięcia zamkiem. Czy to było możliwe? Czy może jednak chciała być jego, wiedząc to wszystko, wiedząc, jak mało ma jej do zaoferowania?

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#34
20.03.2024, 13:11  ✶  

Ona nie myślała o ich rozmowie, nie chciała wracać do tych nieprzyjemnych rzeczy, nie w tej chwili. Zbyt wiele razy wyobrażała sobie to, jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby jej wtedy nie zostawił. Dzisiaj nie chciała tego robić, nie kiedy wreszcie znowu znalazł się blisko niej. Nie wiedziała, czy taka okazja nadarzy się jeszcze kiedykolwiek, więc po prostu chciała to wykorzystać. Bo tęskniła, przez te lata tęskniła za jego dotykiem, za spojrzeniem wpatrzonym w nią niczym w obrazek, za wspólnie spędzonym czasem, za tym wszystkim, co jej dawał. Postanowiła więc po prostu wrócić do tego, co mieli przed tym, jakby wcale los ich nie rozdzielił.

Nie przejmowała się tym, czy uważał jej zachowanie za racjonalne, gdyby tak nie było, to by ją odrzucił, a może jak ona po prostu zachłysnął się tą niespodziewaną obecnością. Nie obchodziły jej jego pobudki, za bardzo za tym tęskniła, żeby teraz się tym przejmować

Zabawne, bo przecież mieli porozmawiać, tyle, że zupełnie nie potrafili tego zrobić. Czy właściwie w ogóle był sens teraz używać słów? Nie oddałyby tych uczuć, które powróciły.

Wiedziona instynktem zareagowała w najbardziej naturalny dla siebie sposób. Dotyk zawsze był dobrym wyborem, bliskość cielesna przynosiła ukojenie dla obu stron. Słowa mogły ranić, a nie chciała, żeby którekolwiek z nich teraz usłyszało coś niepotrzebnego. Zresztą po tym, co wydarzyło się nad jeziorem nadal miała niedosyt, nadal chciała wrócić do tych drobnych gestów, pocałunków, odrobiny miłości, której brakowało w jej życiu przez tyle lat.

Może nawet było to nieco egoistyczne, bo nie pytała go, czego on chce, jak to widzi, nie próbowała się nawet zorientować, ale liczyło się dla niej tylko to, że dostała to, o czym marzyła, za czym tęskniła w najmniej oczekiwanych momentach, podczas bezsennych nocy, czy dni, kiedy miała czas na przemyślenia.

Nie odrzucił jej, przyciągnął Norę do siebie, znalazła się jeszcze bliżej, a później uniósł ją nad ziemię. Jeśli tylko spojrzał na jej twarz, to na pewno zauważył beztroski uśmiech, który się na niej pojawił. Świat znowu przestał istnieć, zatrzymał się na moment, gdy znajdowała się w jego ramionach. Zniknęły wszystkie niepokojące myśli, liczyło się tylko tu i teraz, i on. Narzuciła mu swoje ręce na szyję, aby mieć pewność, że się nie wyślizgnie, chociaż nigdy nie dał jej powodu ku podejrzewaniu, że mogłoby się tak zdarzyć.

Usta zaczęły szukać jego ust, żeby złączyć się w pocałunku chociaż jeszcze jeden raz, ukraść mu go póki miała ku temu okazję. Dłonie coraz mocniej zaciskały się w uścisku, nie chciała go z nich wypuścić, nie kiedy wreszcie miała go przy sobie.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#35
21.03.2024, 16:19  ✶  
Jak to się stało, że znów spoczęli w swoich ramionach, że znów sukienka opadła na podłogę, a on mógł, bodaj pierwszy raz w życiu, powitać ją pośród świeżej pachnącej pościeli? Jak to się stało, że spragnione bliskości ciała, rozkazem nakazały zapomnieć stracony czas i wysycić obecną chwilę wspólnego tańca i namiętności, którą tylko oni mogli sobie w całej tęsknocie do siebie wzajem ofiarować?

To się nie mogło udać. Dwa światy i brak mostów, pozwalających im dostrzec wzajemne aspekty – upór, zaradność, lojalność i troskę o drugiego stawianą wyżej od siebie. Odsunęli przed laty od siebie wszystkich tych, którzy mogliby nakierować niedojrzałe dusze na kompromisowe rozwiązania, tu i teraz też przecież nie było gwarancji, że w ogóle posłuchają opiekuńczych głosów rozsądku. Ale te myśli, te refleksje nie był przeznaczone nocy. Nie tej jednej, magicznej nocy, kiedy czas i przestrzeń załamały się wokół nich, aby znów mogli mieć siedemnaście lat i tylko siebie na wyłączność...

Tym razem Samuel był bardziej zachłanny, szukający spełnienia nie tylko dla niej, lecz również dla siebie. Dawał upust irytacji, na rzeczywistość trójwymiarową, na fakt, że nie może jej całej na raz objąć, ukochać, że nie może na raz doświadczyć wszystkiego, całować wszędzie, dotykać wszędzie, być i trwać wzajem w sobie w stopieniu i ruchu jednocześnie.

W końcu gdy sił im zabrakło, a świt powoli dopiero zaglądał w pachnące świeżością okiennice, ciasno przytulił Norę do siebie, głaszcząc ją po głowie i leniwie składając pocałunki na jasnej głowie. Coraz wolniej i wolniej, jak bicie serca, które w końcu na końcu z nastaniem nowego dnia zwolniło i pozwoliło mu w poczuciu złudnego bezpieczeństwa zasnąć. Zasnąć w kruchej ufności, że kiedy się obudzi, znajdzie obok siebie stary, ale jakże nowy początek...
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#36
21.03.2024, 21:04  ✶  

Nie zastanawiała się, jak to się stało. Cieszyła się chwilą daną im przez los. Korzystała z tego, że znowu mogła mieć go przy sobie. Nie zamierzała nawet udawać, że nie była spragniona tej bliskości, bo odrzuciła ten wstyd już wcześniej. Pozwoliła sobie dać im kolejną chwilę zapomnienia, której oboje tak bardzo potrzebowali. Bez względu na to, co miało wydarzyć się później. Nie obchodziło jej to, że znowu może zaboleć, nie w tej chwili.

Palce błądzące po nagich ciałach, uczące się ich najdrobniejszych szczegółów na nowo, przyspieszone oddechy, pożądanie, które żądało zaspokojenia. Po raz kolejny tej jednej nocy udało im się je osiągnąć, mimo tych wszystkich niewypowiedzianych słów, które mogłyby tylko przeszkodzić. Dwie zagubione dusze, które tak bardzo chciały się połączyć w jedność.

Jakże mogłoby się to udać, skoro nigdy tak naprawdę nigdy nie dali sobie szansy. Nie zawalczyli odpowiednio o to, co ich połączyło. Byli dziećmi, zagubionymi dziećmi, które nie do końca panowały nad tym wszystkim. Teraz pewnie miałaby w sobie więcej determinacji, zawalczyłaby o nich, ale czasu nie dało się cofnąć.

Nie chciała uciec, szczególnie, kiedy zasnął wtulony w nią i był przy tym taki spokojny. Mogłaby się przy nim obudzić, mogliby sobie wszystko wyjaśnić. Tyle, że pierwsze promienie słońca, które wpadły przez okno uświadomiły jej, że to nie było takie proste, że musiałaby się mierzyć z konsekwencjami, że wypadałoby wyjaśnić pewne rzeczy.

Strach spowodował, że wysunęła się delikatnie z jego uścisku, tak, aby go nie obudzić. Ubrała się pospiesznie, by nie usłyszał jej pośpiechu, narzuciła na siebie jeszcze tylko koc, nim wyszła z chatki przyglądała mu się jeszcze dłuższą chwilę i walczyła z chęcią pozostania tutaj z nim. - Żegnaj Sam. - Czuła, że jest to pożegnanie na jakie zasłużyli, chociaż nie powinna odchodzić bez słowa, ale nie mogła sobie pozwolić na zniknięcie. Obawiała się, że jej nieobecność już została zauważona i przyjaciele zaczęli jej szukać. Oby nie, wolałaby uniknąć niewygodnych pytań, bo nie była jeszcze na nie gotowa. Musiała iść, wrócić do swojego świata, zostawiając go samego sobie. Miała nadzieję, że jej to wybaczy i zrozumie.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Nora Figg (7234), Samuel McGonagall (6575)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa