18.09.2024, 16:55 ✶
—XX/08/1972—
Anglia, Little Hangleton
Atreus Bulstrode & Anthony Shafiq
![[Obrazek: Zn51az7.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=Zn51az7.png)
Kochasz ty dom, ten stary dach,
Co prawi baśń o dawnych dniach,
Omszałych wrót rodzinny próg,
Co wita cię z cierniowych dróg?
Kochasz ty dom, ten ciemny bór,
Co szumów swych potężny śpiew
I duchów jęk, i wichrów chór
Przelewa w twą kipiącą krew?
![[Obrazek: Zn51az7.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=Zn51az7.png)
Kochasz ty dom, ten stary dach,
Co prawi baśń o dawnych dniach,
Omszałych wrót rodzinny próg,
Co wita cię z cierniowych dróg?
Kochasz ty dom, ten ciemny bór,
Co szumów swych potężny śpiew
I duchów jęk, i wichrów chór
Przelewa w twą kipiącą krew?
Ostatnie dni obfitowały w liczne zdarzenia, które sprawiały, że Anthony był bardzo obolały. Energia, która przepłynęła przez jego ciało przed czterema tygodniami, powoli się wyczerpywała, a do głosu dochodziły straszliwe zakwasy i przeciążenia ciała, które od kwartału wprawiał w ruch. Gnały nim strach przed niedołężnością, ale bardziej nauki jego mistrzyni magii bezróżdżkowej, która upierała się, że to otworzy mu wszystkie czakry. Shafiq w absolutnej szczerości ze sobą uważał, że lepiej mu otwierają czakry spotkania z Erikiem, zwłaszcza te z ostatniego czasu, które potrafiły rumieńcem pokryć ponad czterdziestoletni policzek. Może jednak ta dalekowschodnia gimnastyka na coś się przydała?
Ciało płakało od nadmiaru aktywności, ale zmusił je do spaceru. Nie teleportował się, wolał empirycznie doświadczyć drogi od własnej rezydencji do rezydencji swojego... chrześniaka?
Sytuacja wciąż była dla niego unikatowa. Ἀτρεύς , który otrzymał swoje imię od protoplasty wielkich mykeńskich władców zdawał się być mocno do tej idei przekonany, wtedy - gdy widzieli się na pogrzebie, zupełnie jakby los poskąpił mu własnych rodziców. Anthony miał świadomość, że młody, niezwykle ambitny i żywiołowy auror mógłby w tym mieć oczywisty cel polityczny, choć jeśli takie właśnie były jego zapędy, powinien również wiedzieć, jak słabe były zasięgi Anthony'ego w Brygadzie Uderzeniowej. Sędziowie Wizengamotu prezentowali się w tej kolekcji nieco lepiej, mimo to przecież nie tam sięgał wzrok aspiracji Bulstroda. Z drugiej strony, pomijając natręctwa kształtującej się z wiekiem paranoi, bardzo schlebiało mu to, że młokos chciał zadbać o kontakt z nim bardziej niż kimkolwiek innym z rodzeństwa. Ostatecznie zawsze warto było w swoich stajniach mieć ogiera więcej.
Nawet jeśli jego krnąbrność nieco niepokoiła.
Tymczasem teraz mieli być w pewnym sensie sąsiadami, a ponure Little Hangleton zdające się z zewnątrz opuszczoną przez bogów wioską, coraz bardziej obrastało niewidocznym dla mugoli czarodziejskim złotem.
Był ciekaw wyborów swojego przyszywanego chrześniaka, był też ciekaw bardzo jego, poza poszumem biura, poza blichtrem przyjęć. Był ciekaw jego słownika, skojarzeń, tego jak formułował myśli. Był ciekaw jego sieci społecznych, które również przecież wnosił do tego układu. Ostatnie rozmowy sam na sam były obiecujące, nauczony doświadczeniem nie zamierzał pozbawiać się umiarkowanego sceptycyzmu, kalkulując w głowie stopień wylewności zbliżającego się spotkania.
W końcu dostrzegł majaczącą w oddali sylwetkę smagłego aurora w umówionym miejscu spotkania i uśmiechnął się serdecznie.
– Czy to tutaj? – zapytał miękko, ściskając mu pewnie dłoń na powitanie i lustrując okolice. Zawsze bawiło go to jak najbardziej zapaleni czystokrwiści ukrywali się w pseudomugolskich wdziankach skoro ludność tego miejsca była mieszana. Zawsze bawiło go to, jeśli miał szansę obserwować ich reakcję na samochody. A jednak, kwiat obronności magicznej society nie powinien w żaden sposób się dziwić automobilom, prawda? – Jestem Ci bardzo wdzięczny za zaproszenie... sąsiedzie. Z oczywistych względów masz zaproszenie na przyjęcie powitalne mojego najbliższego sąsiada. Ocenisz, czy chcesz podobne dla siebie. – Słowa płynęły gładko, uśmiech nie schodził z gładko ogolonej twarzy polityka.
Ciało płakało od nadmiaru aktywności, ale zmusił je do spaceru. Nie teleportował się, wolał empirycznie doświadczyć drogi od własnej rezydencji do rezydencji swojego... chrześniaka?
Sytuacja wciąż była dla niego unikatowa. Ἀτρεύς , który otrzymał swoje imię od protoplasty wielkich mykeńskich władców zdawał się być mocno do tej idei przekonany, wtedy - gdy widzieli się na pogrzebie, zupełnie jakby los poskąpił mu własnych rodziców. Anthony miał świadomość, że młody, niezwykle ambitny i żywiołowy auror mógłby w tym mieć oczywisty cel polityczny, choć jeśli takie właśnie były jego zapędy, powinien również wiedzieć, jak słabe były zasięgi Anthony'ego w Brygadzie Uderzeniowej. Sędziowie Wizengamotu prezentowali się w tej kolekcji nieco lepiej, mimo to przecież nie tam sięgał wzrok aspiracji Bulstroda. Z drugiej strony, pomijając natręctwa kształtującej się z wiekiem paranoi, bardzo schlebiało mu to, że młokos chciał zadbać o kontakt z nim bardziej niż kimkolwiek innym z rodzeństwa. Ostatecznie zawsze warto było w swoich stajniach mieć ogiera więcej.
Nawet jeśli jego krnąbrność nieco niepokoiła.
Tymczasem teraz mieli być w pewnym sensie sąsiadami, a ponure Little Hangleton zdające się z zewnątrz opuszczoną przez bogów wioską, coraz bardziej obrastało niewidocznym dla mugoli czarodziejskim złotem.
Był ciekaw wyborów swojego przyszywanego chrześniaka, był też ciekaw bardzo jego, poza poszumem biura, poza blichtrem przyjęć. Był ciekaw jego słownika, skojarzeń, tego jak formułował myśli. Był ciekaw jego sieci społecznych, które również przecież wnosił do tego układu. Ostatnie rozmowy sam na sam były obiecujące, nauczony doświadczeniem nie zamierzał pozbawiać się umiarkowanego sceptycyzmu, kalkulując w głowie stopień wylewności zbliżającego się spotkania.
W końcu dostrzegł majaczącą w oddali sylwetkę smagłego aurora w umówionym miejscu spotkania i uśmiechnął się serdecznie.
– Czy to tutaj? – zapytał miękko, ściskając mu pewnie dłoń na powitanie i lustrując okolice. Zawsze bawiło go to jak najbardziej zapaleni czystokrwiści ukrywali się w pseudomugolskich wdziankach skoro ludność tego miejsca była mieszana. Zawsze bawiło go to, jeśli miał szansę obserwować ich reakcję na samochody. A jednak, kwiat obronności magicznej society nie powinien w żaden sposób się dziwić automobilom, prawda? – Jestem Ci bardzo wdzięczny za zaproszenie... sąsiedzie. Z oczywistych względów masz zaproszenie na przyjęcie powitalne mojego najbliższego sąsiada. Ocenisz, czy chcesz podobne dla siebie. – Słowa płynęły gładko, uśmiech nie schodził z gładko ogolonej twarzy polityka.