Nie dbał o to czy postronnym może stać się krzywda. Wliczał to sobie w koszta. Bo czy bierne społeczeństwo przejmowało się losem wilkołaków? Jeśli już to wyłącznie ze strachu. Interesowało ich tylko tyle by dzielni łowcy i brygadziści wyłapali przeklętych jak łapie się zwierzynę na polowaniu. Złapani i najlepiej odizolowani od świata, żeby nie popełnili więcej nieświadomych zbrodni. Ale gdyby tylko ktoś pomyślał wcześniej, gdyby zainteresowano się tym w porę. Nikt nie musiałby być wyznaczony do łapania, nikt nie musiałby uciekać przed goniącym. Ba! Najpewniej nawet nikt nie musiałby opłakiwać tych którzy padli ofiarą przemienionych w czasie pełni. Gdyby tylko eliksir tojadowy był odpowiednio redystrybuowany, bez piętnowania lykanów, bez wszystkich spisów. Gdyby istniała większa świadomość i nieco więcej empatii wobec wszystkich, naprawdę wielu smutnych przypadków dałoby się uniknąć.
Ale ludzie mieli głęboko w dupie empatie, więc i Maddox nie zamierzał jej mieć wobec wszystkich którzy nie byli mu najbliżsi. Nie będzie się starał na siłę nikogo wyprowadzać z błędu, że jest inaczej. Jeśli ktoś chciał widzieć w nim potwora, proszę bardzo. Niech się boją i nie podchodzą zbyt blisko, bo rozszarpię. Miał w sobie tyle samo dumy i poczucia własnej wartości jak każdy inny, dlaczego miałby się przed kimkolwiek tłumaczyć z klątwy jak z jakiejś zbrodni? A pocałujcie wszyscy pchlarza pod ogonem!
- Czy ja wiem...- zwątpił, zastanawiając się przez dłuższy moment. Drugi sweter? To przecież duża odpowiedzialność. A co jak nie będzie potrafił się nim odpowiednio zaopiekować? Tym pierwszym nie najlepiej się zajmował patrząc po tym w jakim był stanie. Zresztą Faye dobrze go znała. Musiała wiedzieć, że naprawdę przywiązywał się do przedmiotów, jak mało kto. Nie dlatego, że był materialistą, wręcz przeciwnie. Nawet głupią żyletkę potrafił przytrzymywać tygodniami, aż była bardziej tępa, niż najgłupszy złodziej na Ścieżkach. Żył w tej swojej psiej komunie i jak czegoś nie miał, a potrzebował to zwyczajnie pożyczał. Może dlatego zabić dla niego było łatwiejsze, niż ukraść. Bo o tym swetrze wcześniej to był żart. O wiele częściej po prostu zbierał te rzeczy, których ktoś już nie potrzebował, a u Maddoxa zyskiwało nowe życie. A pieniędzy pozbywał się tak szybko jak tylko mógł. Byli inni którzy potrzebowali kasy bardziej, niż on. Nawet jeśli to była tylko garść knutów. Sfora karmiła, dawała mu miejsce do spania, chroniła i dawała poczucie przynależności oraz akceptacji. A to sprawiało, że był najbogatszy w całym Londynie. Bo takich rzeczy nie kupisz nawet za wszystkie galeony tego świata. [a]- Mógłbym go zakładać tylko na spotkania z Tobą. Odpowiedział, kiedy w końcu zrozumiał o co jej chodziło. To nie o posiadaniu, lecz o troskliwym geście rozmawiali. - Ale pod warunkiem, że zawsze będzie nosił Twój zapach. Trochę przekornie, ale jeśli miał się dać namówić na coś tak poważnego i dojrzałego w swoim życiu jak drugi sweter, to sobie trochę pokręci nosem.
- Taaak, dobrze pamiętam. Dręczyli tym Scyllę, nienawidziłem ich za to. Powiedział trochę przekornie, bo z lekkim uśmieszkiem na ustach, ale te gluty były paskudne. I wywołały niejedne łzy przez to na twarzy jego siostry, co wcale nie sprawiało, że kojarzyły mu się dobrze. Ale nie o to głównie chodziło Fajce. - Dla większości, z czasem, jest tylko wyłącznie gorzej. Skutki są bardziej dotkliwe, a konsekwencje tragiczne. Ale masz większe możliwości no i jesteś sprytniejsza, niż większość. Wierzę, że sobie poradzisz. Powiedział lekko wzdychając, jakby tłumaczył coś jak małemu dziecku. Gdyby nie to, że dalej kochał ją nastoletnią miłością to pewnie odburczałby coś w stylu, żeby przestała się już tak nad sobą użalać. Jednak Fajka jako Travers miała z tym wszystkim nieco inaczej. To co spotykało ją teraz po raz pierwszy, on jak i jego rodzeństwo doświadczało jeszcze przed 10 rokiem życia. Właściwie to trochę rozczulające widzieć jak trzydziestoletnia baba zmaga się z szczeniackimi problemami. Zgadywał, że to bardziej dotkliwe, niż przeżyć ten fakt życia skazanym na życie przeklętego ze wszystkimi tego skutkami w wieku kilkunastu lat. Za to być może oszczędzi sobie kilku traum na całe życie, jeśli przeprocesuje sobie to jak dojrzała kobieta.
A potem westchnął. I to ciężko. Westchnął bo nie lubił z nią rozmawiać na temat Sfory pod tym względem. Już nie lubił, bo kiedyś bardzo chciał jej mówić, żeby zrozumiała jego decyzje i wybory. Bo już wtedy czuł, że nie może mieć i Sfory i Faye w tym samym momencie. A pytając go o własny kąt, udowadniała że nigdy nie udało mu się wytłumaczyć o co w tym wszystkim tak naprawdę chodziło. - Sfora mnie potrzebuje. A ja potrzebuje Sfory. Nieco chłodno i szorstko, ale postarał się jak najkrócej nakreślić swoje stanowisko. Nigdy nie zrezygnuje ze swojego dzieciństwa, nigdy nie zostawi swoich kompanów. Przynajmniej nie za życia. Na tym polegała właśnie lojalność. Dlatego nie chciał o tym zbyt długo ciągnąć, obawiając się że znowu wpadną w jakąś niepotrzebną dyskusję o chuj wie czym. A przecież było już tak przyjemnie.
Zmrużył oczy na jej ostatnie pytanie. Jakie znowu kukły? Spojrzał na nią, a potem w kierunku w którym patrzyła, ale on niczego nie dostrzegał. Potem pochylił się nieco i przylgnął policzkiem do jej twarzy, tak jakby z jej perspektywy miał dostrzec coś więcej. - Ta wilgoć chyba Ci szkodzi co? Zapytał rozbawiony delikatnie. Potem przyłożył wierz dłoni do jej czoła, jakby chciał sprawdzić czy przypadkiem nie jest rozpalona i nie ma gorączki. Syknął udawanie jakby właśnie sparzył sobie rękę, machając nią w powietrzu i dmuchając powietrzem z ust. Uśmiechnął się czule. - Wiesz co jest najlepsze na gorączkę? Grzane kremowe. Ciągnął swój rozbawiony ton. Zabawny, bo właśnie zapraszał ją do jakiegoś pubu, a przecież wiadomo, że on nawet nie miał portfela, a co dopiero pieniędzy. - Wracajmy już. Powiedział półszeptem i objął ją w pasie, przygotowując sobie ich pod wspólną teleportację. Skoro mówiła, że pojawia się na Nokturnie to lepiej przypomni tym wszystkim rzezimieszkom z rejonu do kogo należy ten zadarty nosek. Do niego.