Głębina
Cichy trzask, zwiastujący przybycie tutaj kogoś przy pomocy teleportacji, rozległ się w pomieszczeniu, w którym ostatnio Stanley przyjmował Rodolphusa. Było to ile, kilka miesięcy temu? Wtedy, gdy przed Lammas Lestrange pomagał Borginowi zmienić rysy twarzy tak, by ten mógł szwendać się po terenie, niebędącym Ścieżkami czy Nokturnem, bez ryzyka, że któryś z Brygadzistów czy Aurorów go rozpozna i postanowi zwinąć z powrotem do Ministerstwa. Wtedy wszystko poszło gładko, tak samo jak przywrócenie normalnej twarzy Stanleya, gdy było już po wszystkim. Czy Borgin popełnił błąd, pokazując Rodolphusowi, gdzie się ukrywa?
Raczej nie. Lestrange być może i nie był wylewny, jeżeli chodzi o rozmowy, lecz do tej pory trzymał gębę na kłódkę. Działali we wspólnej wierze w lepsze jutro, dodatkowo mieli inne powiązania, które wychodziły to tu, to tam, przypadkowo lub też nie. Nie miał interesu w tym, by pozbywać się Stanleya i spruć się do Victorii, która przecież była częścią systemu i na pewno by zareagowała. Chociaż... Gdy o tym pomyśleć, to jego kuzynka byłaby ostatnią osobą, która by sprzedała Borgina. Mogła uważać, że stoi po właściwej stronie, po stronie prawa, ale miała tę ogromną zaletę, że gdy opuszczała Ministerstwo, to zostawiała ministerialne sprawy za zamkniętymi drzwiami. Była przeciwieństwem Brenny, która nie potrafiła nigdy odpuścić i zawsze musiała wpakować się w sytuacje, które wymagałyby krzyczenia, że jest brygadzistką i proszę się odsunąć, bo zaraz będzie musiała kogoś zaaresztować.
- Jak się czujesz? - gdy pojawił się przed biurkiem Stanleya, nie silił się na żadne dzień dobry czy inne powitania. Wcześniej Borgin wysprzęglił się do Richarda, nazywając go wujkiem, a Lestrange nie był głupi i szybko połączył kropki. Było w tej sytuacji wiele niewiadomych, ale wszystko wskazywało na to, że nieżyjący już Robert był jego ojcem. A przecież pod koniec sierpnia Mulciber postanowił opuścić ten świat, więc wypadałoby zadbać o ten kontakt, który im zostawił. W kieszeni spodni spoczywała talia kart tarota, którą znalazł przypadkiem na ulicach Little Hangleton i niewiele myśląc postanowił ją zgarnąć. Karty jak karty, sam w nie nie grywał, a o tarocie wiedział tyle, co nic, ale uznał że spotkanie z Borginem może przebiec w nieco luźniejsze atmosferze. Teraz, gdy popiół opadł na ulice Londynu, trzeba było upewnić się, że ci, z którymi współpracował, nadal mieli po kolei w głowie.