13.10.2025, 09:55 ✶
Korytarze Hogwartu już niemal opustoszały, ale echo śmiechów wciąż brzmiało Lucy w uszach. Głosy jej rówieśników – drwiące, lekceważące – powtarzały się w myślach jak niechciana piosenka. „Znowu siedziałaś w bibliotece, Longbottom? Może książki będą twoimi przyjaciółmi, skoro żadnych innych nie masz?” – śmiali się dziś, gdy po raz kolejny wracała z zajęć z garścią notatek i pergaminów.
Lucy zawsze lubiła się uczyć. Magia fascynowała ją od pierwszego dnia w zamku – każde zaklęcie było jak zagadka, każdy eliksir jak opowieść czekająca na rozwiązanie. Ale dla innych uczniów jej zapał był dziwactwem. Ich świat kończył się na żartach w Wielkiej Sali i latających piórach podczas lekcji zaklęć. Jej – sięgał dalej, ku zrozumieniu tego, co ukryte.
Tego wieczoru jednak ciężar słów był zbyt duży. Nie chcąc wracać do dormitorium Gryffindoru i słuchać dalszych docinek, skręciła w stronę mniej uczęszczanego skrzydła zamku. Tam, w jednej z bocznych łazienek, zawsze panował spokój. Drzwi skrzypnęły cicho, gdy je otworzyła, a chłodne powietrze i zapach kamienia przywitały ją znajomym chłodem.
Oparła się plecami o ścianę i zsunęła na zimną posadzkę, obejmując kolana ramionami. „Może rzeczywiście jestem inna…” – przemknęło jej przez myśl, ale zaraz potem pojawiło się coś silniejszego: ciekawość. Jakby to miejsce – ciche, odosobnione – samo w sobie kryło tajemnicę.
Ciszę przerwał ledwie słyszalny dźwięk – jakby ktoś westchnął. Potem kolejny, bardziej wyraźny… łkanie? Lucy podniosła głowę, marszcząc brwi. Wydawało się, że pochodziło z jednej z kabin. I choć rozsądek podpowiadał, by wyjść, coś – może instynkt, a może rodząca się aurorska dociekliwość – kazało jej zostać i sprawdzić.
Lucy zawsze lubiła się uczyć. Magia fascynowała ją od pierwszego dnia w zamku – każde zaklęcie było jak zagadka, każdy eliksir jak opowieść czekająca na rozwiązanie. Ale dla innych uczniów jej zapał był dziwactwem. Ich świat kończył się na żartach w Wielkiej Sali i latających piórach podczas lekcji zaklęć. Jej – sięgał dalej, ku zrozumieniu tego, co ukryte.
Tego wieczoru jednak ciężar słów był zbyt duży. Nie chcąc wracać do dormitorium Gryffindoru i słuchać dalszych docinek, skręciła w stronę mniej uczęszczanego skrzydła zamku. Tam, w jednej z bocznych łazienek, zawsze panował spokój. Drzwi skrzypnęły cicho, gdy je otworzyła, a chłodne powietrze i zapach kamienia przywitały ją znajomym chłodem.
Oparła się plecami o ścianę i zsunęła na zimną posadzkę, obejmując kolana ramionami. „Może rzeczywiście jestem inna…” – przemknęło jej przez myśl, ale zaraz potem pojawiło się coś silniejszego: ciekawość. Jakby to miejsce – ciche, odosobnione – samo w sobie kryło tajemnicę.
Ciszę przerwał ledwie słyszalny dźwięk – jakby ktoś westchnął. Potem kolejny, bardziej wyraźny… łkanie? Lucy podniosła głowę, marszcząc brwi. Wydawało się, że pochodziło z jednej z kabin. I choć rozsądek podpowiadał, by wyjść, coś – może instynkt, a może rodząca się aurorska dociekliwość – kazało jej zostać i sprawdzić.