09.11.2022, 03:17 ✶
Carkitt Market bywało całkiem przyjemnym miejscem, oczywiście kiedy nikt nie próbował puścić z dymem jednego ze znajdujących się tam sklepów. Dora nigdy nie spodziewała się, że ruszając na zakupy skończy jako świadek obserwujący unoszące się kłęby ciemnego dymu. Słyszała o Voldemorcie i tym, co głosił, ale nigdy nie sądziła, że ktokolwiek popędzany jego słowami, mógłby zrobić coś takiego. W pewnym sensie nawet nie sprawiała sobie sprawy z tego, że była jedną z ostatnich osób, które powinny się temu dziwić. Nienawiść rodziny jej matki powinna dawać jej wystarczające świadectwo temu, co mogły zrobić osoby pchane podobnymi ideałami. Niektórzy przechodnie ludzie zatrzymywali się zaciekawieni. Inni z przerażeniem zaczynali krzyczeć, a jeszcze inni ciągnęli do miejsca zdarzenia. Crawley na szczęście nie musiała przepychać się łokciami przez mur ludzkiej masy, przez co mogła obejrzeć poczerniałą strukturę budynku z bliska. Wahała się w wyraźny sposób, żywiąc jakąś dziwną nadzieję, że nikomu nic się nie stało, bo przecież wewnątrz było tak cicho. Tak spokojnie.
Spojrzenie jasnych oczu padło na Greyback, która również wyłoniła się z tłumu.
Wciągnęła powietrze, słysząc jej słowa, ale kiwnęła tylko głową, żwawo wyciągając różdżkę. Serce załopotało jej w piersi, a może dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak na prawdę się czuje? Nie była przecież aurorem. Nawet nie należała do BUMu. Była tylko młodą dziewczyną chętną do pomocy, chociaż teraz miała wrażenie, że wcale nie była taka dobra i nieustraszona jak jej się do tej pory wydawało.
Weszła do środka.
Miała wrażenie, że wszystko wewnątrz było całkowicie czarne. Dało też wyczuć się jeszcze ciepło - pozostałość tego, co wcześniej wznieciło zaklęcie. Śmierdziało też spalenizną i jasne było, że cokolwiek tutaj było sprzedawane, pozostawiło za sobą braki w asortymencie.
Spodziewała się chyba, że jeśli wejście do środka, ktoś wymierzy w nią z zaskoczenia różdżką i zrobi dokładnie to samo, co z całym sklepem. Zamiast tego przywitał ją spokój, a zaraz potem i kaszel, który dobiegł zza jednego z regałów. A może zza kontuaru?
- Jest tu ktoś? Halo - zapytała, postępując przed siebie nieco pewniej, z nagłym zdecydowaniem rozglądając się dookoła. Może nie była aż tak biegła w rzucaniu zaklęć w niegodziwców, ale jeśli chodziło o pomoc medyczną, mogła się jakkolwiek wykazać.
Spojrzenie jasnych oczu padło na Greyback, która również wyłoniła się z tłumu.
Wciągnęła powietrze, słysząc jej słowa, ale kiwnęła tylko głową, żwawo wyciągając różdżkę. Serce załopotało jej w piersi, a może dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak na prawdę się czuje? Nie była przecież aurorem. Nawet nie należała do BUMu. Była tylko młodą dziewczyną chętną do pomocy, chociaż teraz miała wrażenie, że wcale nie była taka dobra i nieustraszona jak jej się do tej pory wydawało.
Weszła do środka.
Miała wrażenie, że wszystko wewnątrz było całkowicie czarne. Dało też wyczuć się jeszcze ciepło - pozostałość tego, co wcześniej wznieciło zaklęcie. Śmierdziało też spalenizną i jasne było, że cokolwiek tutaj było sprzedawane, pozostawiło za sobą braki w asortymencie.
Spodziewała się chyba, że jeśli wejście do środka, ktoś wymierzy w nią z zaskoczenia różdżką i zrobi dokładnie to samo, co z całym sklepem. Zamiast tego przywitał ją spokój, a zaraz potem i kaszel, który dobiegł zza jednego z regałów. A może zza kontuaru?
- Jest tu ktoś? Halo - zapytała, postępując przed siebie nieco pewniej, z nagłym zdecydowaniem rozglądając się dookoła. Może nie była aż tak biegła w rzucaniu zaklęć w niegodziwców, ale jeśli chodziło o pomoc medyczną, mogła się jakkolwiek wykazać.
The woods are lovely, dark and deep,
But I have promises to keep,
And miles to go before I sleep.
But I have promises to keep,
And miles to go before I sleep.