21.07.2024, 01:22 ✶
Czasem zastanawiało go, co by było, gdyby ich stary nie był pijakiem, którego nigdy nie było w domu. Może wyrósłby wtedy na porządnego obywatela, albo przynajmniej odpowiedzialnego człowieka? Cóż, tego się już nigdy nie dowiemy, bo Gabriel zaprzepaścił jakieś kilkanaście lat temu. Nie, żeby Billy miał z tym jakiś problem, bo tak w zasadzie to nie uważał, żeby było z nim coś nie tak. Jasne, czasem za dużo wypił, a potem pijany robił głupie rzeczy, no ale hej, młodość rządzi się swoimi prawami, prawda? Jeśli zaś chodzi o ciągoty do kradzieży i ogólnie pojętego łamania prawa — co tu dużo mówić, wychowały go ulice Noctornu. Raczej nie można było oczekiwać wiele więcej.
Jego relacje z bratem były nieco skomplikowane. Z jednej strony cholernie go irytowało, gdy ten starał się mu ojcować, zabraniając przy tym praktycznie wszystkiego. Z drugiej zaś, czuł wobec Tima respekt, chociaż nigdy nie powiedziałby tego na głos. Jasne, chłop był już stary i pewnie niedługo będzie trzeba mu znaleźć miejsce na cmentarzu, ale w sumie to nawet nie był taki zły. No, chyba że akurat ciągał go gdzieś po godzinach pracy. Zdecydowanie nie działało to dobrze na jego notowania w oczach młodszego Fletchera.
Wiedział, że ich znalezisko pewnie będzie warte jakąś sensowną kwotę, ale nie mógł sobie odmówić tej małej przepychanki słownej. Nie chciał, żeby brat zaczął się nudzić w jego towarzystwie, bo strach pomyśleć, co zrobiły z całym tym wolnym czasem. Pewnie rzuciłby na niego jeszcze więcej zadań. Na szczęście to konkretne powoli dobiegało już do końca. Oczyma wyobraźni Billy już czuł na wargach smak ognistej, ale oczywiście, że ktoś musiał to zepsuć. Chociaż tyle, że tym razem nóż w plecy wbił mu ktoś spoza rodziny.
Było ciemno i zimno. Średnio widziało mu się łażenie po tych grobach o takiej porze. Nie, żeby bał się duchów, nic z tych rzeczy. Po prostu nie chciał się przeziębić, jasne?
— No i zajebiście. Stawiam piwo, jak już wrócimy na Pokątną — zadeklarował, szeroko się przy tym uśmiechając. Tim może i czasem był starym zgredem, ale czasem pokazywał, że naprawdę różny z niego gość. Dzięki niech będą Merlinowi, że zgodził się na tę taktyczną spierdolkę. Miał już zamiar dawać w długą, gdy kobieta znowu się odezwała i nagle mówiła znacznie ciekawsze rzeczy.
Niemal synchronicznie odwrócił się w stronę tajemniczej rozmówczyni, ciekaw co takiego mogli dostać. Medalion? Hm, to w sumie nie brzmiało tak źle.
Naprawdę chciał się już zwijać, ale gdy zastanowił się nad tym nieco dłużej, zrobiło mu się nieco głupio. W końcu kobieta zgubiła dziecko, a była już ciemna noc. Niby ich nie znał, ale nie czułby się najlepiej, gdyby przez jego lenistwo jakiemuś maluchowi stałaby się krzywda. Co tu dużo mówić, czasem nawet on miał serce we właściwym miejscu. Czyli z prawej strony, chyba. No i mogli coś dostać. Tak, to też było fajne.
— Niech się pani nie martwi, zaraz młodą znajdziemy — zadeklarował dziarsko, po czym rozejrzał się po cmentarzu i rozdziawił szeroko usta, żeby móc się odpowiednio głośno wydrzeć.
— FIOOONAAA — zawołał, ale odpowiedziało mu tylko echo. Nie dał jednak za wygraną. — Halo, Fiona. Słyszysz nas? Jesteśmy z Twoją mamą, kieruj się naszym głosem — dorzucił jeszcze, nasłuchując, czy nie będzie może jakiegoś odezwu.
Jego relacje z bratem były nieco skomplikowane. Z jednej strony cholernie go irytowało, gdy ten starał się mu ojcować, zabraniając przy tym praktycznie wszystkiego. Z drugiej zaś, czuł wobec Tima respekt, chociaż nigdy nie powiedziałby tego na głos. Jasne, chłop był już stary i pewnie niedługo będzie trzeba mu znaleźć miejsce na cmentarzu, ale w sumie to nawet nie był taki zły. No, chyba że akurat ciągał go gdzieś po godzinach pracy. Zdecydowanie nie działało to dobrze na jego notowania w oczach młodszego Fletchera.
Wiedział, że ich znalezisko pewnie będzie warte jakąś sensowną kwotę, ale nie mógł sobie odmówić tej małej przepychanki słownej. Nie chciał, żeby brat zaczął się nudzić w jego towarzystwie, bo strach pomyśleć, co zrobiły z całym tym wolnym czasem. Pewnie rzuciłby na niego jeszcze więcej zadań. Na szczęście to konkretne powoli dobiegało już do końca. Oczyma wyobraźni Billy już czuł na wargach smak ognistej, ale oczywiście, że ktoś musiał to zepsuć. Chociaż tyle, że tym razem nóż w plecy wbił mu ktoś spoza rodziny.
Było ciemno i zimno. Średnio widziało mu się łażenie po tych grobach o takiej porze. Nie, żeby bał się duchów, nic z tych rzeczy. Po prostu nie chciał się przeziębić, jasne?
— No i zajebiście. Stawiam piwo, jak już wrócimy na Pokątną — zadeklarował, szeroko się przy tym uśmiechając. Tim może i czasem był starym zgredem, ale czasem pokazywał, że naprawdę różny z niego gość. Dzięki niech będą Merlinowi, że zgodził się na tę taktyczną spierdolkę. Miał już zamiar dawać w długą, gdy kobieta znowu się odezwała i nagle mówiła znacznie ciekawsze rzeczy.
Niemal synchronicznie odwrócił się w stronę tajemniczej rozmówczyni, ciekaw co takiego mogli dostać. Medalion? Hm, to w sumie nie brzmiało tak źle.
Naprawdę chciał się już zwijać, ale gdy zastanowił się nad tym nieco dłużej, zrobiło mu się nieco głupio. W końcu kobieta zgubiła dziecko, a była już ciemna noc. Niby ich nie znał, ale nie czułby się najlepiej, gdyby przez jego lenistwo jakiemuś maluchowi stałaby się krzywda. Co tu dużo mówić, czasem nawet on miał serce we właściwym miejscu. Czyli z prawej strony, chyba. No i mogli coś dostać. Tak, to też było fajne.
— Niech się pani nie martwi, zaraz młodą znajdziemy — zadeklarował dziarsko, po czym rozejrzał się po cmentarzu i rozdziawił szeroko usta, żeby móc się odpowiednio głośno wydrzeć.
— FIOOONAAA — zawołał, ale odpowiedziało mu tylko echo. Nie dał jednak za wygraną. — Halo, Fiona. Słyszysz nas? Jesteśmy z Twoją mamą, kieruj się naszym głosem — dorzucił jeszcze, nasłuchując, czy nie będzie może jakiegoś odezwu.