- DUMA, NIE! - Był przerażony. Był absolutnie przerażony i niczego nie mógł z tym zrobić. - DUMA! WARUJ! - Ale jarczuk go już nie słuchał. Wyszkolony do tego, żeby zabijać zagrożenie, agresywne stworzenie nie było gotowe na to, żeby wątłe ramiona Laurenta miały szansę go odtrącić. Nie chciał go krzywdzić. I nie chciał, żeby cokolwiek stało się Astarothowi. Szarpał za kark stworzenia, próbował go zepchnąć, przepchnąć, ale aż za dobrze wiedział, że jeśli przypadkiem ten pies go ugryzie to... właśnie - to co? Co się stanie? Kto mu pomoże? I czy pomoże ktokolwiek? A kto pomoże Astarothowi, jeśli ta diabelska szczęka opatrzona kłami stworzonymi do łamania kości wgryzie się w jego ciało?
Ta szarpanina ciał nie pozwalał mu się przy nich utrzymać. Był przeszkodą, nie pomocą. Czuł gorąco całego swojego ciała i jednocześnie okropne zimno, kiedy spojrzał na obraz mordu. Dwóch istot gotowych się rozszarpać. To był moment, w którym zdając sobie sprawę, że nie wygra z instynktem Dumy mógł tylko sięgnąć po różdżkę. Cokolwiek miało się stać jarczukowi nie nadwyręży i nie zaryzykuje życia i zdrowia Astarotha dla niego. Wyciągnął różdżkę. Zacisnął na niej palce.
- Panie? - Skrzat pojawił się na stole z trzaskiem aportacji i aż się zapowietrzył widząc Dumę z nieznajomym na podłodze. - Złodziej! Złodziej! - Zakrzyknął. - Panie, uciekaj! Migotek Pana obroni! - Skrzaty nie mogły walczyć z czarodziejami, tak po prostu było. Ale nie znaczyło to, że nie mogli ich bronić. W jego oczach (skrzacik) wyglądało to wszystko nie tak... i chociaż Laurent nie miał czasu się z nim kłócić i już prawie wyinkantował zaklęcie to Duma pisnął.
Wielkie cielsko jarczuka opadło na bok, uderzyło w stół, który się przesunął, upadło na niego jedno z krzeseł, a Astaorth zerwał się i uciekł do najbliższego pokoju. Do biura Laurenta, w którym paliło się światło, a barłóg papierów świadczył o niezorganizowaniu pracującego tego dnia. Trzasnęły drzwi. A zaraz znów krzesło, kiedy jarczuk się wygramolił spod niego i ruszył biegiem do zamkniętych wróg oddzielających go od celu.
- DUMA, SIAD! - Ujadanie trwało. - Migotku, to nie złodziej! To mój gość! - Cokolwiek działo się za drzwiami dla Yaxleya było niedostrzegalne. - Astaorth! Wszystko w porządku?! - Nie, nie było w porządku.
Ale kiedy już drzwi się otworzyły to jego już nie było. I był tylko strach i przerażenie, że Duma jednak coś złego wampirowi zrobił.