12.11.2024, 13:19 ✶
Dla Rodolphusa Nokturn był miejscem przede wszystkim brudnym. Brudnym i pełnym męt, wyrzutków, którzy nie byli dość dobrzy by wyrwać się z marazmu biedy i ścieżki przestępczej. Nie lubił tutaj bywać, chociaż nie mógłby powiedzieć, że nigdy nie zawitał na tę konkretną ulicę. Ba, zdarzało mu się nawet kilkukrotnie wchodzić na Podziemne Ścieżki, czego osobiście bardzo nie lubił.
NIe odpowiedział chłopakowi, rzucił mu tylko zaskoczone spojrzenie. “Jestem tuż za tobą” - zupełnie tak, jakby chciał mu dodać otuchy? A przecież on wcale jej nie potrzebował. Nie bał się, kogo tu może spotkać, nie bał się także ewentualnej konfrontacji. W sumie to w ogóle się nie bał. Kiwnął jednak głową na znak, że słyszy Charlesa, żeby nie było, że zignorował jego słowa.
- Tak - odpowiedział krótko, gdy również usłyszał swoje nazwisko. Powieka mu lekko drgnęła, gdy Chang zaczęła mówić z pełnymi ustami. I to nie byle jak: mówiła, jednocześnie chrupiąc. Powieka drgnęła znowu, lecz nadludzkim kurwa wysiłkiem powstrzymał się przed tym, by cokolwiek powiedzieć. Może to po to był jej ten widelec? - Alexander mówił, że może ci się przydać.
Płynnym ruchem sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyciągnął posrebrzany widelec, którym zakręcił w palcach. Był zwyczajnie niezwyczajny - od klasycznego sztućca różnił się ornamentem na rękojeści. Był widoczny, ale z tej odległości Maeve nie mogła dostrzec więcej szczegółów. Posłał jej lekki, neutralny uśmiech. Nie wyrobił sobie jeszcze o przeżuwaczce opinii, a więc i jego oczy pozostawały obrzydliwie neutralne. Poza tą jedną iskierką rozbawienia na słowa o przydupasie.
- To jest winny tego morderstwa, pani Chang - zgrabnie przeszedł do uprzejmej kurtuazji słownej, wyciągając na dłoni widelec w kierunku Maeve. - Nie tylko przelał roślinę, ale i… Nawiózł ją czymś.
Skrzywił się lekko na wspomnienie smrodu, który zapaskudził na zawsze jego mieszkanie. Czy czuł się lepszy od Charlesa? Cóż, zapewne tak, ale nie dlatego Mulciber się tu znalazł. Musiał sam nauczyć się jak rozwiązuje się podobne sprawy: prośba o kontakt, rozmowa, zapłata… I brak osoby, która będzie przyjmować gniew małej Azjatki na swoją klatę. Rodolphus podejrzewał, że absolutnie każda osoba, która miała rękę do kwiatów, reagowała dziwną agresją i złośliwością, gdy ktoś te kwiaty zabijał. Nie był pewny czy Maeve do tych osób należy, ale wolał się nastawić na najgorsze, tak na wszelki wypadek.
NIe odpowiedział chłopakowi, rzucił mu tylko zaskoczone spojrzenie. “Jestem tuż za tobą” - zupełnie tak, jakby chciał mu dodać otuchy? A przecież on wcale jej nie potrzebował. Nie bał się, kogo tu może spotkać, nie bał się także ewentualnej konfrontacji. W sumie to w ogóle się nie bał. Kiwnął jednak głową na znak, że słyszy Charlesa, żeby nie było, że zignorował jego słowa.
- Tak - odpowiedział krótko, gdy również usłyszał swoje nazwisko. Powieka mu lekko drgnęła, gdy Chang zaczęła mówić z pełnymi ustami. I to nie byle jak: mówiła, jednocześnie chrupiąc. Powieka drgnęła znowu, lecz nadludzkim kurwa wysiłkiem powstrzymał się przed tym, by cokolwiek powiedzieć. Może to po to był jej ten widelec? - Alexander mówił, że może ci się przydać.
Płynnym ruchem sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyciągnął posrebrzany widelec, którym zakręcił w palcach. Był zwyczajnie niezwyczajny - od klasycznego sztućca różnił się ornamentem na rękojeści. Był widoczny, ale z tej odległości Maeve nie mogła dostrzec więcej szczegółów. Posłał jej lekki, neutralny uśmiech. Nie wyrobił sobie jeszcze o przeżuwaczce opinii, a więc i jego oczy pozostawały obrzydliwie neutralne. Poza tą jedną iskierką rozbawienia na słowa o przydupasie.
- To jest winny tego morderstwa, pani Chang - zgrabnie przeszedł do uprzejmej kurtuazji słownej, wyciągając na dłoni widelec w kierunku Maeve. - Nie tylko przelał roślinę, ale i… Nawiózł ją czymś.
Skrzywił się lekko na wspomnienie smrodu, który zapaskudził na zawsze jego mieszkanie. Czy czuł się lepszy od Charlesa? Cóż, zapewne tak, ale nie dlatego Mulciber się tu znalazł. Musiał sam nauczyć się jak rozwiązuje się podobne sprawy: prośba o kontakt, rozmowa, zapłata… I brak osoby, która będzie przyjmować gniew małej Azjatki na swoją klatę. Rodolphus podejrzewał, że absolutnie każda osoba, która miała rękę do kwiatów, reagowała dziwną agresją i złośliwością, gdy ktoś te kwiaty zabijał. Nie był pewny czy Maeve do tych osób należy, ale wolał się nastawić na najgorsze, tak na wszelki wypadek.