—29/08/1972—
Anglia, Londyn
Morpheus Longbottom & Anthony Shafiq
![[Obrazek: GdxFQnI.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=GdxFQnI.png)
Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy
Jeszcze się spełnią nasze, piękne dni, marzenia, plany
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
Jeszcze w zielone gramy, choć skroń niejedna siwa
Jeszcze sól będzie mądra, a oliwa sprawiedliwa
Różne drogi nas prowadzą, lecz ta która w przepaść rwie
Jeszcze nie, długo nie
Jeszcze w zielone gramy, chęć życia nam nie zbrzydła
Jeszcze na strychu każdy klei połamane skrzydła
I myśli sobie Ikar, co nie raz już w dół runął
"Jakby powiało zdrowo to bym jeszcze raz pofrunął"
Jeszcze w zielone gramy, choć życie nam doskwiera
Gramy w nim swoje role, naturszczycy bez suflera
W najróżniejszych sztukach gramy, lecz w tej co się skończy źle
Jeszcze nie, długo nie
![[Obrazek: GdxFQnI.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=GdxFQnI.png)
Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy
Jeszcze się spełnią nasze, piękne dni, marzenia, plany
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
Jeszcze w zielone gramy, choć skroń niejedna siwa
Jeszcze sól będzie mądra, a oliwa sprawiedliwa
Różne drogi nas prowadzą, lecz ta która w przepaść rwie
Jeszcze nie, długo nie
Jeszcze w zielone gramy, chęć życia nam nie zbrzydła
Jeszcze na strychu każdy klei połamane skrzydła
I myśli sobie Ikar, co nie raz już w dół runął
"Jakby powiało zdrowo to bym jeszcze raz pofrunął"
Jeszcze w zielone gramy, choć życie nam doskwiera
Gramy w nim swoje role, naturszczycy bez suflera
W najróżniejszych sztukach gramy, lecz w tej co się skończy źle
Jeszcze nie, długo nie
Apartament Anthony'ego Shafiq'a miał w sobie coś z przestrzeni liminalnej. Nie do końca zamieszkany, pełniący głównie funkcje służbowe i reprezentacjne, aby trzymać emocjonalnie nic nie znaczących gości daleko od Little Hangleton, bardzo łatwo sprawiał wrażenie nieadekwatności, gdy nie trwało tam przyjęcie lub spotkanie, gdy nie było słychać muzyki z magicznych instrumentów, wysokich tonów dźwięcznych damskich śmiechów i barytonowych toastów mężczyzn. Gdy światła były stłumione. Zupełnie jak korytarze w Mungu, opustoszałe z personelu, bez zapachu środków dezynfekujących i szwędających się pacjentów w tę i w tamtą. W tym mieszkaniu był niepasujący puzzel, drzwi, które prowadziły do ciemnej jaskini objawień. Tam ściany miały ciemne kolory, a meble mahoniowy, przestarzały ciężar. Łóżko, jeden regał i biurko z dwoma fotelami obok siebie. Nic więcej, niemal spartańskie warunki gdyby nie unoszące się przy suficie planetarium, mosiężne, lśniące planety, opisane łacińskimi inskrypcjami, poruszające się dookoła migoczącego słońca, wskazujące zawsze ten układ planet, który właśnie trwał w kosmosie. Morpheus siedział na jednym z foteli, z nogami wyprostowanymi i wyciągniętymi przed siebie, opartymi o łóżko, paląc papierosy i patrząc na powolne pulsowanie kuli światła, złotego Solaris, jedynego źródła jasności. Najbardziej w tym pokoju lubił to, że jego okno wychodziło w stronę,z której nie było możliwości dojrzeć Praw Czasu.
Potrzebował przestrzeni od Warowni, więc zawitał w progi przyjaciela.
Cuchnął papierosami, a w popielniczce piętrzyła się kupka niedopałków, zgniecionych w szary popiół. Objawiał się w prawdzie, jak rzadko przez ostatnie kilka lat. Opuścił szelki spodni na boki, skórę torsu zasłaniał jedynie biały podkoszulek, a zaklęcie nie ukrywało znaków wybrzuszająch gładki karmel opalenizny blizn. Na przedramieniu miał nowy krąg, na ręce w której dzierżył swoją różdżkę, jeszcze nie bliznę, ale już czytelną ranę, która utworzy piękny, biały wzór. Jeden znajdował się już na jego plecach, inny na żebrach. Kręgi pieczęci, zupełnie jakby miały zaraz zostać umagicznione. Runy były takim pstryczkiem w nos dla Anthony'ego, którego dar nie pozwalał na ich odczytanie, milczące litery, skomplikowane linie, tworzące język nieznany dla mężczyzny. ᛟᛃᛊᚺᚠᛗᛚᛜᛒᛏᚨᚾᚦ. Ciąg znaczków dla każdego, kto nie umiał ich czytać.
— I właśnie dlatego musimy zacząć działać— kontynuował, nieco zacietwierzonym głosem do przyjaciele, wlewając do dwóch filiżanek ciepłej herbaty, a następnie eliksiru z fiolki, żeby zabić nieco jego paskudny smak. Co prawda w przeciwieństwie do Morpheusa, Antoniusz nie cierpiał na bezsenność, ale po dzisiejszych rewelacjach oboje będą potrzebowali odpowiedniej dawki, aby zasnąć. Aby ciało odpłynęło w słodki niebyt, zwłaszcza że Morpheus wyglądał jak śmierć zdjęta z krzyża.
— Bez znajomości skomplikowanej sieci, bez znajomości, nie ma to racji bytu. Oni wszyscy zginą — zgniótł jednego papierosa i od razu odpalił kolejnego. Dookoła niego unosił się dym, gęsta szata obaw, dym tworzył drogę mleczną dookoła gwiazdozbiru nad ich głowami. — Władza nad prawem, to klucz! Nad tymi którzy rządzą. Wpływy. Przecież nikt nie musi wiedzieć tylko być odpowiednio... Przekupiony. Lub winny przysługę.
Nerwowo potarł małym palcem, na którym lśnił sygnet z kosą, brew. Niby siedział, ale zdawał się drgać w obrzydliwym, lepkim niepokoju niewiadomych.
— I jeszcze sprawa widm, knei. Liście zaczynają robić się żółte. Jesień przyjdzie wcześniej.