02.12.2024, 16:07 ✶
Zerknął na Mulcibera z podniesioną brwią. Jego wzrok był zimny i ostry jak stal, której barwę miały jego tęczówki. Poruszył ustami, jakby chciał powiedzieć, że jeszcze jeden taki wybryk na oczach obcej kobiety, a urżnie mu język, lecz żadne słowo nie opuściło jego ust. Tak samo jak nie opuścił dłoni. Patrzył tylko na Charlesa, wwiercając się jego spojrzeniem, by zabrał tę dłoń, zanim mu jej nie przetrąci. Nie nawykł do tego, by ktoś publicznie go pouczał: szczególnie wśród obcych.
- Rodowy, z zastawy Lestrange'ów. Tej, którą zwykło wyciągać się na Yule, raz do roku, byle by tylko nie zostawić zbyt wielu odcisków palców na posrebrzanej rękojeści - potwierdził, przekazując widelec kobiecie. Cóż, BYĆ MOŻE podpierdolił ten widelec swojej matce lub ciotce, gdy ta nie patrzyła. BYĆ MOŻE później będą z tego problemu, lecz przecież do zimy było jeszcze bardzo daleko. Pewnie obwinią o zaginiony sztuciec skrzata domowego, no bo przecież nie kogoś z ich własnego rodu? - Jest twój. Prezent, za który nie oczekujemy rekompensaty w żadnym stopniu, za obejrzenie i uratowanie kwiatka oczywiście zapłacę.
Uniósł nieco kącik ust, lecz grymas, który pojawił się na jego twarzy sugerował, że naprawdę stara się, by nie parsknąć śmiechem. Odczuwał dziwną satysfakcję z faktu, że Chang strofowała Mulcibera, chociaż przecież on starał się dla niej jak najlepiej. Ale to dobrze: niech chłopak się uczy, by nie pchać się przed szereg, gdy nie ma pełnego obrazu sytuacji. To była lekcja numer jeden.
- Daruj mu, proszę, zżerają go wyrzuty sumienia - powiedział łagodnie, chociaż z wyczuwalną nutą rozbawienia. W przeciwieństwie do swojego kuzyna nie pałał do Maeve niechęcią. Nie pałał też sympatią, szczególnie że jej sposób bycia był w większości tym, czego nienawidził, lecz nie dało się jej odmówić ciętego języka, którego zawsze miło było posłuchać. - Umiesz pocieszać, nie ma co.
Dodał na koniec, lekko wzdychając. Darował już sobie paniowanie, Maeve dała mu wystarczająco wyraźny obraz swojej osoby, by zorientował się, że nic tym nie wskóra. O kolegach i nietrzymaniu moczu również się nie wypowiedział - nie miał nic do dodania poza tym, że wierzył, że Mulciber naprawdę nie zalał tego kwiatka żółtą cieczą. Można o nim było powiedzieć wiele, ale nie to, że jest debilem.
- Chodź, teraz będziesz miał okazję się wykazać i porozmawiać - szepnął do Charlesa, a ten mrok i ostrzeżenie, które pojawiło się w jego oczach na początku, zniknęło. Ruszył za Maeve w stronę Palarni, upewniając się, że Mulciber idzie z nim.
- Rodowy, z zastawy Lestrange'ów. Tej, którą zwykło wyciągać się na Yule, raz do roku, byle by tylko nie zostawić zbyt wielu odcisków palców na posrebrzanej rękojeści - potwierdził, przekazując widelec kobiecie. Cóż, BYĆ MOŻE podpierdolił ten widelec swojej matce lub ciotce, gdy ta nie patrzyła. BYĆ MOŻE później będą z tego problemu, lecz przecież do zimy było jeszcze bardzo daleko. Pewnie obwinią o zaginiony sztuciec skrzata domowego, no bo przecież nie kogoś z ich własnego rodu? - Jest twój. Prezent, za który nie oczekujemy rekompensaty w żadnym stopniu, za obejrzenie i uratowanie kwiatka oczywiście zapłacę.
Uniósł nieco kącik ust, lecz grymas, który pojawił się na jego twarzy sugerował, że naprawdę stara się, by nie parsknąć śmiechem. Odczuwał dziwną satysfakcję z faktu, że Chang strofowała Mulcibera, chociaż przecież on starał się dla niej jak najlepiej. Ale to dobrze: niech chłopak się uczy, by nie pchać się przed szereg, gdy nie ma pełnego obrazu sytuacji. To była lekcja numer jeden.
- Daruj mu, proszę, zżerają go wyrzuty sumienia - powiedział łagodnie, chociaż z wyczuwalną nutą rozbawienia. W przeciwieństwie do swojego kuzyna nie pałał do Maeve niechęcią. Nie pałał też sympatią, szczególnie że jej sposób bycia był w większości tym, czego nienawidził, lecz nie dało się jej odmówić ciętego języka, którego zawsze miło było posłuchać. - Umiesz pocieszać, nie ma co.
Dodał na koniec, lekko wzdychając. Darował już sobie paniowanie, Maeve dała mu wystarczająco wyraźny obraz swojej osoby, by zorientował się, że nic tym nie wskóra. O kolegach i nietrzymaniu moczu również się nie wypowiedział - nie miał nic do dodania poza tym, że wierzył, że Mulciber naprawdę nie zalał tego kwiatka żółtą cieczą. Można o nim było powiedzieć wiele, ale nie to, że jest debilem.
- Chodź, teraz będziesz miał okazję się wykazać i porozmawiać - szepnął do Charlesa, a ten mrok i ostrzeżenie, które pojawiło się w jego oczach na początku, zniknęło. Ruszył za Maeve w stronę Palarni, upewniając się, że Mulciber idzie z nim.