30.01.2025, 13:23 ✶
Brenna rzeczy takie jak procedury, akta, dowody, precedensy, nosiła w głowie nieustannie. Pracowała w Brygadzie – i to samo robiła niemal cała jej rodzina. I zawsze, jeśli tylko istniała taka możliwość, preferowała legalne drogi załatwiana spraw. Jednocześnie siedząc tak głęboko w tym światku doskonale wiedziała, że „prawo” i „sprawiedliwość” nie chodziły w parze, a jeżeli ktoś próbował udawać, że tak właśnie jest, był zapewne zaślepionym idiotą lub równie zaślepionym fanatykiem. Gdyby na jaw wyszły te wszystkie razy, gdy złamała przepisy, w najlepszym wypadku zostałaby wyrzucona z pracy i zapłaciła całkiem spory mandat.
Wiedziała na przykład, że niczego, co znajdą teraz, nie będą mogli wykorzystać legalnie. Ale kalkulacja wykazywała jej, że nakazu przeszukania póki co nie uzyskają, a jeżeli znajdzie coś, co doprowadzi ją do innych członków siatki albo doprowadzi do czarnoksiężników, skupujących komponenty… to pierwsze mogłoby zostać wykorzystane w Brygadzie, bo zawsze ktoś mógł anonimowo donieść, że ktoś jest podejrzany, to drugie zaś przydać się Zakonowi.
Jeśli miała pewne obawy, to głównie dlatego, że zwykle takie rzeczy robiła z Mavelle, Derwinem, Patrickiem lub Vincentem.
Ale żadnego z nich nie było już przy jej boku: jedno spało wiecznym snem na cmentarzu w Dolinie Godryka, pozostała trójka wyjechała z kraju, gdy wszystko, co działo się w Anglii i w ich rodzinach stało się nazbyt przytłaczające. Teraz była tutaj Regina, którą Brenna znała słabo: i która już zdecydowała się ruszyć w dół.
Mogła spróbować ją zatrzymać, ale takie skrytki nigdy nie wróżyły niczego dobrego.
– Ani słowa nikomu, że tam weszłyśmy i jeśli Elijah się pojawi, od razu się teleportujemy – ostrzegła Brenna cicho, ostatecznie ruszając za nią. Przyciągnęła regał wcześniej z powrotem, zamykając za nimi przejście, nie chcąc pozostawić śladów ich obecności.
Znalazły się w ciemności. Brenna uniosła różdżkę, tak że ta rozjarzyła się słabym światłem – tak by mogły zejść po stopniach, nie ryzykując upadku.
Spodziewała się chyba, że trafią do jakiegoś magazynu, gdzie Elijah trzymał komponenty. Może nawet klatek z magicznymi zwierzętami. O dziwo, chociaż w pomieszczeniu, przez które przeszły, znajdowały się półki i na nich parę słoików, to nie było tutaj na pewno całych worków wypełnionych nielegalnie pozyskanymi materiałami… a przejście wiodło dalej i dalej, i wraz z każdym pokonanym metrem Brenna robiła się bardziej nerwowa. Podziemne przejścia źle się jej kojarzyły – ostatnimi czasy znalazła się w takich trzykrotnie i trzy razy czekały w nich przykre niespodzianki.
W końcu wąski tunel zaczął jednak znów prowadzić w górę. Na jego końcu znajdowała się klapa, zapewne z drugiej strony zamaskowana czarami: gdyby Regina, idąca przodem, ją uniosła, przekonałaby się, że znalazły się w Zakazanym Lesie. I jeśli jej wiedza przyrodnicza jej nie myliła, był to jeden z jego regionów uchodzący za niebezpieczny, ze względu na tutejszą faunę i florę – co mogło wyjaśniać, dlaczego Elijah wolał próbować dotrzeć do niego pod ziemią, nawet jeżeli stworzenie tego tunelu musiało być problematyczne, zamiast przedzierać się przez las…
Wiedziała na przykład, że niczego, co znajdą teraz, nie będą mogli wykorzystać legalnie. Ale kalkulacja wykazywała jej, że nakazu przeszukania póki co nie uzyskają, a jeżeli znajdzie coś, co doprowadzi ją do innych członków siatki albo doprowadzi do czarnoksiężników, skupujących komponenty… to pierwsze mogłoby zostać wykorzystane w Brygadzie, bo zawsze ktoś mógł anonimowo donieść, że ktoś jest podejrzany, to drugie zaś przydać się Zakonowi.
Jeśli miała pewne obawy, to głównie dlatego, że zwykle takie rzeczy robiła z Mavelle, Derwinem, Patrickiem lub Vincentem.
Ale żadnego z nich nie było już przy jej boku: jedno spało wiecznym snem na cmentarzu w Dolinie Godryka, pozostała trójka wyjechała z kraju, gdy wszystko, co działo się w Anglii i w ich rodzinach stało się nazbyt przytłaczające. Teraz była tutaj Regina, którą Brenna znała słabo: i która już zdecydowała się ruszyć w dół.
Mogła spróbować ją zatrzymać, ale takie skrytki nigdy nie wróżyły niczego dobrego.
– Ani słowa nikomu, że tam weszłyśmy i jeśli Elijah się pojawi, od razu się teleportujemy – ostrzegła Brenna cicho, ostatecznie ruszając za nią. Przyciągnęła regał wcześniej z powrotem, zamykając za nimi przejście, nie chcąc pozostawić śladów ich obecności.
Znalazły się w ciemności. Brenna uniosła różdżkę, tak że ta rozjarzyła się słabym światłem – tak by mogły zejść po stopniach, nie ryzykując upadku.
Spodziewała się chyba, że trafią do jakiegoś magazynu, gdzie Elijah trzymał komponenty. Może nawet klatek z magicznymi zwierzętami. O dziwo, chociaż w pomieszczeniu, przez które przeszły, znajdowały się półki i na nich parę słoików, to nie było tutaj na pewno całych worków wypełnionych nielegalnie pozyskanymi materiałami… a przejście wiodło dalej i dalej, i wraz z każdym pokonanym metrem Brenna robiła się bardziej nerwowa. Podziemne przejścia źle się jej kojarzyły – ostatnimi czasy znalazła się w takich trzykrotnie i trzy razy czekały w nich przykre niespodzianki.
W końcu wąski tunel zaczął jednak znów prowadzić w górę. Na jego końcu znajdowała się klapa, zapewne z drugiej strony zamaskowana czarami: gdyby Regina, idąca przodem, ją uniosła, przekonałaby się, że znalazły się w Zakazanym Lesie. I jeśli jej wiedza przyrodnicza jej nie myliła, był to jeden z jego regionów uchodzący za niebezpieczny, ze względu na tutejszą faunę i florę – co mogło wyjaśniać, dlaczego Elijah wolał próbować dotrzeć do niego pod ziemią, nawet jeżeli stworzenie tego tunelu musiało być problematyczne, zamiast przedzierać się przez las…
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.