15.03.2025, 20:22 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.03.2025, 23:35 przez Jacqueline Greengrass.)
— Dla Twojej wiadomości, miałam też być na tym balu i miał być ciekawszy niż kiszenie się w tej cholernej ambasadzie, albo bieganie po niej próbując ogarnąć chaos sypiącego się bankietu. Możesz naprawdę szybko i prosto zweryfikować, czy faktycznie bankiet się sypał i czy pomagałam to naprawić, więc użycie tego jako wymówki byłoby mało rozsądne z mojej strony, nie sądzisz? — Wytknęła mu złośliwie, jednak zaraz ją zmroziło. Lustrzany świat? Owszem, lata temu odgrażała się tym bratu, jak to dzieciak, który nie do końca rozumie konsekwencje wrzucenia kogokolwiek w takie bagno, jednak sama sugestia, że miała kogokolwiek w tej chwili faktycznie tam wrzucić, sprawiła, że spojrzała na Anthonyego z ogromnym wyrzutem i zranieniem. Była rozsierdzona. Na brata, że w ogóle pomyślał, że byłaby zdolna do czegoś takiego. Na ojca, który zmusił ją do niepotrzebnego jej zdaniem przyjazdu do Kairu, przez co była w tej sytuacji, chociaż mogła właśnie spokojnie spać w domu, a przede wszystkim na osobę, która faktycznie odwaliła taki numer i jeszcze na tyle skutecznie zebrała swoje informacje, że pierwsze oskarżenie poleciało na nią. Jeśli ten osobnik wpadnie w jej ręce, to będzie stanowczo żałował rozsierdzenia jej w środku nocy. Znienawidzone przezwisko tylko dorzuciło do jej złości, przez co nie powstrzymała się też przed wyciągnięciem kolejnych złośliwych wersji imienia Anthonyego, czy skrótów od tychże wersji imion, byleby tylko nie miał ostatniego słowa w kwestii przerzucania się nimi.
— Anakoni... to było ponad DWADZIEŚCIA LAT TEMU. Myślisz, że mało mi śmierci bliskich przez ostatnie dwa lata?! Że Basil i Thomas nie wystarczyli i do trzech razy sztuka?! Albo, cholera niech będzie może i czterech, skoro jeszcze Jessiego wciągnęło w ten przeklęty lustrzany świat, co mi to ma niby robić za różnicę?! — Sarknęła wyraźnie wkurzona i roztrzęsiona, a głos jej się trochę załamał przy imionach męża i najstarszego z braci. — Teun, ja miałam wtedy ile? Z dziesięć? Dwanaście lat? A ty byłeś i w sumie dalej jesteś wrednym chujem, co nie zmienia faktu, że od tego czasu zdążyłam dorosnąć, uświadomić sobie konsekwencje takiego czynu i zrozumieć, czym się odgrażałam i absolutnie nie życzę nikomu śmierci, bądź uwięzienia na wieczność w lustrzanym świecie. Mam jakikolwiek rozsądek i nie posunęłabym się tak daleko, pomijając już to, że gdybym faktycznie chciała Cię w tym lustrzanym świecie zamknąć, zrobiłabym to lata temu! A jak mi nie wierzysz to ściągaj tu sobie jakiegokolwiek innego widmowidza z dwudziestoma pięcioma latami doświadczenia, przeszukuj mój pokój czy nawet i całą ambasadę i okolicę, bo ja za cholerę nie wiem, komu mogłeś zaleźć za skórę aż tak, żeby chciał się ciebie pozbyć razem z Jessiem, a szczerze wątpię, żebyś pozwolił mi pomóc szukać faktycznego sprawcy, żeby go powiesić na wieżyczce ambasady. — Zdążyła również porzucić swoje próby zwrócenia na siebie uwagi starszego brata, który od jej towarzystwa wolał te wszystkie przeklęte książki, czy towarzystwo kogokolwiek, byleby nie jej. Jako dzieciak niezbyt wiedziała, jak się zabrać do zacieśniania więzi z Anthonym, w sumie dalej nie bardzo wiedziała, jak się do tego zabrać, chociaż już jej aż tak na tym nie zależało, jak kiedy była małym, upartym dzieciakiem, który nie potrafił przyjąć do wiadomości odrzucenia, więc kiedy nie działały próby zagajenia rozmowy, korzystała z tego, co prawie zawsze sprawdzało się, żeby chociaż na chwilę uświadomił sobie jej istnienie, a co sprowadzało się do serii złośliwych żartów, chowania mu książek po całej ambasadzie, z których część dalej pewnie leżała w skrytkach, na które mógł wpaść tylko ktoś, kto w tej ambasadzie dorastał i znał ją od podszewki, czy odgrażania się lustrzaną krainą, o której przypadkowo przeczytała w tamtym czasie, a która działała jak jakieś cudowne zaklęcie i za każdym razem wyprowadzała Anthonyego z równowagi, a tym samym, w jej oczach, spełniała swoje zadanie, bo przecież odzywał się do niej, prawda? A właśnie tego chciała, chociaż może niekoniecznie w takim tonie, jaki przybierały te ich "rozmowy". W rozwoju ich relacji nie pomagał pewnie również fakt, że jej złośliwości wobec brata nasilały się wraz z momentami, kiedy ojciec zaczynał swoje karanie ciszą i brakiem uwagi.
— Anakoni... to było ponad DWADZIEŚCIA LAT TEMU. Myślisz, że mało mi śmierci bliskich przez ostatnie dwa lata?! Że Basil i Thomas nie wystarczyli i do trzech razy sztuka?! Albo, cholera niech będzie może i czterech, skoro jeszcze Jessiego wciągnęło w ten przeklęty lustrzany świat, co mi to ma niby robić za różnicę?! — Sarknęła wyraźnie wkurzona i roztrzęsiona, a głos jej się trochę załamał przy imionach męża i najstarszego z braci. — Teun, ja miałam wtedy ile? Z dziesięć? Dwanaście lat? A ty byłeś i w sumie dalej jesteś wrednym chujem, co nie zmienia faktu, że od tego czasu zdążyłam dorosnąć, uświadomić sobie konsekwencje takiego czynu i zrozumieć, czym się odgrażałam i absolutnie nie życzę nikomu śmierci, bądź uwięzienia na wieczność w lustrzanym świecie. Mam jakikolwiek rozsądek i nie posunęłabym się tak daleko, pomijając już to, że gdybym faktycznie chciała Cię w tym lustrzanym świecie zamknąć, zrobiłabym to lata temu! A jak mi nie wierzysz to ściągaj tu sobie jakiegokolwiek innego widmowidza z dwudziestoma pięcioma latami doświadczenia, przeszukuj mój pokój czy nawet i całą ambasadę i okolicę, bo ja za cholerę nie wiem, komu mogłeś zaleźć za skórę aż tak, żeby chciał się ciebie pozbyć razem z Jessiem, a szczerze wątpię, żebyś pozwolił mi pomóc szukać faktycznego sprawcy, żeby go powiesić na wieżyczce ambasady. — Zdążyła również porzucić swoje próby zwrócenia na siebie uwagi starszego brata, który od jej towarzystwa wolał te wszystkie przeklęte książki, czy towarzystwo kogokolwiek, byleby nie jej. Jako dzieciak niezbyt wiedziała, jak się zabrać do zacieśniania więzi z Anthonym, w sumie dalej nie bardzo wiedziała, jak się do tego zabrać, chociaż już jej aż tak na tym nie zależało, jak kiedy była małym, upartym dzieciakiem, który nie potrafił przyjąć do wiadomości odrzucenia, więc kiedy nie działały próby zagajenia rozmowy, korzystała z tego, co prawie zawsze sprawdzało się, żeby chociaż na chwilę uświadomił sobie jej istnienie, a co sprowadzało się do serii złośliwych żartów, chowania mu książek po całej ambasadzie, z których część dalej pewnie leżała w skrytkach, na które mógł wpaść tylko ktoś, kto w tej ambasadzie dorastał i znał ją od podszewki, czy odgrażania się lustrzaną krainą, o której przypadkowo przeczytała w tamtym czasie, a która działała jak jakieś cudowne zaklęcie i za każdym razem wyprowadzała Anthonyego z równowagi, a tym samym, w jej oczach, spełniała swoje zadanie, bo przecież odzywał się do niej, prawda? A właśnie tego chciała, chociaż może niekoniecznie w takim tonie, jaki przybierały te ich "rozmowy". W rozwoju ich relacji nie pomagał pewnie również fakt, że jej złośliwości wobec brata nasilały się wraz z momentami, kiedy ojciec zaczynał swoje karanie ciszą i brakiem uwagi.