28.03.2025, 10:08 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.03.2025, 11:54 przez Brenna Longbottom.)
Brenna miała dziwne wrażenie, że jeśli rozczesywała problemy jak włosy pufków po kąpieli, były to pufki, które bardzo nie chciały się wykąpać ani dać wyczesać, a włosy miały splątane i nadmiernie wybujały, a ona jeszcze zamiast grzebienia operowała widelcem… Ale uśmiechnęła się tylko, ani myśląc o tym wspominać – Sam nie potrzebował teraz więcej wątpliwości.
– Doniosę ci je w najbliższych dniach.
Tak było bezpieczniej: mogło mu to oszczędzić kłopotów. Brenna wcale nie uważała, że Ministerstwo Magii jest idealne i zawsze pomocne – często biurokracja niszczyła pewne rzeczy, a ludzie na wielu stanowiskach nadużywali władzy. Ale potrzebowali jakiejś organizacji i to było najlepsze, co mieli.
– Na miotle potrafi nieźle latać Erik, Thomas, Heather, Millie… – mruknęła z namysłem. Obawiała się, że wypatrzenie czegoś z góry nie da im wiele, ale być może warto było spróbować, zwłaszcza jeśli Samuel był na to zdecydowany. Tak czy inaczej, najpierw trzeba było załatwić papiery. I spróbować podpytać tu i ówdzie, czy ktoś nie wiedział więcej o tych cholernych widmach.
Ścisnęła tylko nieco mocniej jego ramię, zanim je puściła, gdy wspomniał o matce. Nawet jeżeli zaczął odkrywać, że pewne rzeczy, które robiła, wcale nie były dla niego najlepsze, nie zmieniało to faktu, że ją kochał i opłakiwał – i nie mogła nawet wyobrazić sobie, jak czuł się z tym, że ta kobieta mogła wciąż żyć, na zawsze zamknięta w zwierzęcej formie.
– Zwierzęta chyba przed nimi uciekają – powiedziała, chociaż wiedziała, że to marne pocieszenie. A przynajmniej według tego, co twierdziła wiosną Daisy Lockhart, wychodziło, że niektóre z nich umykały, spłoszone przez coś w Kniei – i to coś to prawdopodobnie były widma. Ale jeżeli te potwory pożerały nawet drzewa, to czy zwierzęta miały duże szanse? – Masz do tego talent, Sam. Za nisko cię cenisz – stwierdziła, żartobliwym gestem „pacając go lekko” w ramię. – Chodźmy je zobaczyć.
– Doniosę ci je w najbliższych dniach.
Tak było bezpieczniej: mogło mu to oszczędzić kłopotów. Brenna wcale nie uważała, że Ministerstwo Magii jest idealne i zawsze pomocne – często biurokracja niszczyła pewne rzeczy, a ludzie na wielu stanowiskach nadużywali władzy. Ale potrzebowali jakiejś organizacji i to było najlepsze, co mieli.
– Na miotle potrafi nieźle latać Erik, Thomas, Heather, Millie… – mruknęła z namysłem. Obawiała się, że wypatrzenie czegoś z góry nie da im wiele, ale być może warto było spróbować, zwłaszcza jeśli Samuel był na to zdecydowany. Tak czy inaczej, najpierw trzeba było załatwić papiery. I spróbować podpytać tu i ówdzie, czy ktoś nie wiedział więcej o tych cholernych widmach.
Ścisnęła tylko nieco mocniej jego ramię, zanim je puściła, gdy wspomniał o matce. Nawet jeżeli zaczął odkrywać, że pewne rzeczy, które robiła, wcale nie były dla niego najlepsze, nie zmieniało to faktu, że ją kochał i opłakiwał – i nie mogła nawet wyobrazić sobie, jak czuł się z tym, że ta kobieta mogła wciąż żyć, na zawsze zamknięta w zwierzęcej formie.
– Zwierzęta chyba przed nimi uciekają – powiedziała, chociaż wiedziała, że to marne pocieszenie. A przynajmniej według tego, co twierdziła wiosną Daisy Lockhart, wychodziło, że niektóre z nich umykały, spłoszone przez coś w Kniei – i to coś to prawdopodobnie były widma. Ale jeżeli te potwory pożerały nawet drzewa, to czy zwierzęta miały duże szanse? – Masz do tego talent, Sam. Za nisko cię cenisz – stwierdziła, żartobliwym gestem „pacając go lekko” w ramię. – Chodźmy je zobaczyć.
Koniec sesji
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.