07.04.2025, 23:36 ✶
— Lepszym, nie idealnym – LEPSZYM, niż idiota, który non stop zakłada i wymyśla sobie niestworzone rzeczy! Nie przekręcaj moich słów! Powiedz mi, proszę, z kim do cholery miałam się trzymać, skoro ty odmawiałeś spędzenia ze mną nawet pięciu minut na rozmowie?! Nie wmawiaj mi, że nie próbowałam się z Tobą dogadać! Nawet nie zliczę, ile razy mnie olałeś, ilekroć proponowałam spędzenie razem czasu! — Fuknęła zirytowana, na stwierdzenie, że trzymała się tylko z Thomasem. Zanim zaczęła być małym, złośliwym chochlikiem wobec Anthonyego, naprawdę próbowała wymyślić cokolwiek, co mogliby razem robić i zawsze kończyło się to tak samo. Frustracja jego zachowaniem w końcu wzięła u niej górę i zaczęła szukać innych sposobów na oderwanie Tonyego od książek. Czy Thomas podsunął jej kilka takich pomysłów? Oczywiście. Tylko że nie wiedziała, że nie miał on zapewne krystalicznie czystych intencji, podsuwając jej swoje braterskie porady. Bo skąd mogła wiedzieć, że relacja między jej starszymi braćmi była koszmarna? Żaden jej się z tego nie zwierzył, a ona była tylko małym, niewinnym dzieciakiem.
— Jak sam wytknąłeś, nie było mnie wtedy na świecie, więc skąd, do cholery, mam wiedzieć o takich rzeczach?! Widmowidzenie wtedy nie działało dla mnie tak dobrze jak teraz, więc nawet w ten sposób gówno mogłam się dowiedzieć o czymkolwiek, jeśli ze mną nie rozmawiałeś! Nikt nic mi w tej cholernej rodzinie nie mówi! I albo to Ty kłamiesz mi w żywe oczy, albo rodzice! Latami zadręczałam ich o to, dlaczego nie przyjeżdżasz na Yule, prosiłam, płakałam i błagałam, żeby ściągnęli Cię na święta i za każdym razem mówili, że sam postanowiłeś, że nie będziesz przyjeżdżać. Mówili, że chciałeś przyjeżdżać tylko na letnie wakacje! — Łatwiej było zapewne zrzucić całą winę na Anthonyego, z którym praktycznie nie rozmawiała, niż wytłumaczyć jej, co się stało i dlaczego w ogóle jeden z jej braci nigdy nie pojawiał się na Yule w domu. W końcu, jako mały dzieciak nic by i tak nie zrozumiała, a tylko by jej to skrzywiło idealny obraz rodziny, jaki starano jej się namalować przed oczami, prawda? Po co zadręczać tym śliczną, małą główkę Jacqui, skoro może myśleć, że to po prostu Anthony nie chciał spędzać czasu nie tylko z nią, ale z całą rodziną? To przecież tak pięknie pasowało do obrazu, jaki już sam sobie w jej oczach wyrobił!
— Więc jako Jaśnie Przecudowny i Idealny Synalek Tatusia, stwierdziłeś, że musisz przełożyć to doświadczenie na mnie i terroryzować mnie za próby pisania do Ciebie?! Co ja Ci takiego zrobiłam, że od zawsze mnie tak nienawidzisz?! Wykręcasz sobie mój obraz tak, żeby Ci pasował do chorej narracji, jaką sobie ułożyłeś w tym durnym łbie, wmawiasz sobie, że jestem jakąś cholerną, żeńską kopią Thomasa albo rodziców, tak naprawdę nic o mnie nie wiedząc. Nie widzisz we mnie nawet odrębnej, myślącej jednostki, która może mieć inne zdanie niż oni! Myślisz, że nie chciałam iść do Hogwartu tak jak cała reszta rodziny?! Ależ oczywiście, że nie wziąłeś nawet pod uwagę, że mogłam chcieć czego innego, a zostać posłana do cholernego Uagadou, gdzie zawsze byłam tą obcą. — Nie wiedziała, co popchnęło ojca do takiej zmiany w jej edukacji względem tego, jak nauczani byli jej bracia. Być może chciał mieć po prostu większą kontrolę nad swoją jedyną córką? A może po porażkach wychowawczych z Thomasem i Anthonym zrzucił winę na wpływ Hogwartu, zamiast poszukać jej w nim samym? Może brał pod uwagę jej, jak to lubił często określać, problematyczną przypadłość przy używaniu jakichkolwiek magicznych metod szybkiego transportu? A może po prostu bardziej spodobał mu się program Uagadou, względem programu Hogwartu? Cokolwiek by to nie było i tak niezbyt mu wyszło na dobre, patrząc na to, że i tak dopięła swego i nie poszła, jak to sobie umyślił, w politykę, o co ojciec dalej się w duchu wściekał i próbował ją jakkolwiek wcisnąć z powrotem w ramy, z których mu się wyślizgnęła.
— Tom próbował Cię zabić?! Kiedy?! — Na jej twarzy odmalowało się zagubienie, a w jej głosie było słychać zdumienie i odrobinę niedowierzania zmieszanego z niepewnością, jakby jednak coś w niej gdzieś mówiło jej, że mogło to być prawdopodobne, nawet jeśli nie bardzo chciała w to uwierzyć. Nie potrafiła sobie jakkolwiek wyobrazić, że Tom mógłby coś takiego zrobić. Zresztą, trudno było jej również uwierzyć, że Anthony kierowałby takie zarzuty w stronę najstarszego z ich braci, kompletnie bez powodu, bo w zasadzie, czemu Tony miałby w tej sprawie kłamać? Nic by to zbytnio nie dało, kiedy mogła wręcz zacząć kopać w poszukiwaniu prawdy, a jako widmowidz miała większe szanse na znalezienie czegokolwiek na potwierdzenie, albo zaprzeczenie jego słów. No i, Thomas nie żył, nie było powodu, by teraz zrzucać coś na martwego.
— I co ty znowu za bzdury wymyśliłeś z zabawą w upokarzanie Cię?! — Kolejne niezrozumienie z jej strony. Bo przecież nie robiła mu na złość, żeby go upokorzyć. Chciała tylko żeby oderwał się od książek i spędził z nią chociaż trochę czasu. — Chodzi Ci o chowanie Ci książek i te wszystkie żarty? Inaczej nie zauważałeś nawet, że żyję! Myślisz, że jako kilkuletni dzieciak byłam w stanie wymyślić cokolwiek innego, żeby zwrócić na siebie Twoją uwagę, skoro nic innego do Ciebie nie docierało?! Nie chciałam, żebyś padał przede mną na kolana, chciałam wtedy, chociaż kilku minut w twoim towarzystwie ty niedomyślny, stary cepie! — Wyrzuciła z siebie zdziwiona, że obkręcił to aż do poziomu upokarzania go, ale też po cichu gdzieś głęboko w duchu uznając, że miał do tego prawo. Przecież to nie tak, że mieli jakąkolwiek relację, która by takim domysłom zapobiegła, albo sprowadziła to do drobnych utarczek między rodzeństwem. A jeśli to, co mówił o Thomasie, było prawdziwe i jeśli dodatkowo przerzucał na nią jego obraz... mogło to faktycznie zostać koszmarnie źle odebrane.
— Jeśli masz pomysł, co mogło być nośnikiem toksyny, mogę spróbować to odczytać, znając sprawcę, łatwiej będzie dopasować motyw... — Rzuciła trochę niepewnie. Był to zawsze jakiś pomysł, ale czy Anthony w ogóle da sobie pomóc? Szczerze wątpiła, że da jej cokolwiek, chociażby koniuszkiem palca tknąć w tej sprawie, co nie znaczyło, że nie zamierzała nic z tym zrobić. Pewnie jeśli Anthony ją zostawi niepilnowaną, to polezie odczytać po kolei wszystkie drzwi wejściowe do ambasady, żeby sprawdzić, czy ktoś podejrzany się nimi posłużył. W końcu nie było ich jakoś nie wiadomo jak wiele, a ona miała już i tak popsutą noc, już na pewno nie zaśnie, nie po tej całej awanturze, więc równie dobrze może iść ponadużywać zdolności widmowidzenia.
— Jak sam wytknąłeś, nie było mnie wtedy na świecie, więc skąd, do cholery, mam wiedzieć o takich rzeczach?! Widmowidzenie wtedy nie działało dla mnie tak dobrze jak teraz, więc nawet w ten sposób gówno mogłam się dowiedzieć o czymkolwiek, jeśli ze mną nie rozmawiałeś! Nikt nic mi w tej cholernej rodzinie nie mówi! I albo to Ty kłamiesz mi w żywe oczy, albo rodzice! Latami zadręczałam ich o to, dlaczego nie przyjeżdżasz na Yule, prosiłam, płakałam i błagałam, żeby ściągnęli Cię na święta i za każdym razem mówili, że sam postanowiłeś, że nie będziesz przyjeżdżać. Mówili, że chciałeś przyjeżdżać tylko na letnie wakacje! — Łatwiej było zapewne zrzucić całą winę na Anthonyego, z którym praktycznie nie rozmawiała, niż wytłumaczyć jej, co się stało i dlaczego w ogóle jeden z jej braci nigdy nie pojawiał się na Yule w domu. W końcu, jako mały dzieciak nic by i tak nie zrozumiała, a tylko by jej to skrzywiło idealny obraz rodziny, jaki starano jej się namalować przed oczami, prawda? Po co zadręczać tym śliczną, małą główkę Jacqui, skoro może myśleć, że to po prostu Anthony nie chciał spędzać czasu nie tylko z nią, ale z całą rodziną? To przecież tak pięknie pasowało do obrazu, jaki już sam sobie w jej oczach wyrobił!
— Więc jako Jaśnie Przecudowny i Idealny Synalek Tatusia, stwierdziłeś, że musisz przełożyć to doświadczenie na mnie i terroryzować mnie za próby pisania do Ciebie?! Co ja Ci takiego zrobiłam, że od zawsze mnie tak nienawidzisz?! Wykręcasz sobie mój obraz tak, żeby Ci pasował do chorej narracji, jaką sobie ułożyłeś w tym durnym łbie, wmawiasz sobie, że jestem jakąś cholerną, żeńską kopią Thomasa albo rodziców, tak naprawdę nic o mnie nie wiedząc. Nie widzisz we mnie nawet odrębnej, myślącej jednostki, która może mieć inne zdanie niż oni! Myślisz, że nie chciałam iść do Hogwartu tak jak cała reszta rodziny?! Ależ oczywiście, że nie wziąłeś nawet pod uwagę, że mogłam chcieć czego innego, a zostać posłana do cholernego Uagadou, gdzie zawsze byłam tą obcą. — Nie wiedziała, co popchnęło ojca do takiej zmiany w jej edukacji względem tego, jak nauczani byli jej bracia. Być może chciał mieć po prostu większą kontrolę nad swoją jedyną córką? A może po porażkach wychowawczych z Thomasem i Anthonym zrzucił winę na wpływ Hogwartu, zamiast poszukać jej w nim samym? Może brał pod uwagę jej, jak to lubił często określać, problematyczną przypadłość przy używaniu jakichkolwiek magicznych metod szybkiego transportu? A może po prostu bardziej spodobał mu się program Uagadou, względem programu Hogwartu? Cokolwiek by to nie było i tak niezbyt mu wyszło na dobre, patrząc na to, że i tak dopięła swego i nie poszła, jak to sobie umyślił, w politykę, o co ojciec dalej się w duchu wściekał i próbował ją jakkolwiek wcisnąć z powrotem w ramy, z których mu się wyślizgnęła.
— Tom próbował Cię zabić?! Kiedy?! — Na jej twarzy odmalowało się zagubienie, a w jej głosie było słychać zdumienie i odrobinę niedowierzania zmieszanego z niepewnością, jakby jednak coś w niej gdzieś mówiło jej, że mogło to być prawdopodobne, nawet jeśli nie bardzo chciała w to uwierzyć. Nie potrafiła sobie jakkolwiek wyobrazić, że Tom mógłby coś takiego zrobić. Zresztą, trudno było jej również uwierzyć, że Anthony kierowałby takie zarzuty w stronę najstarszego z ich braci, kompletnie bez powodu, bo w zasadzie, czemu Tony miałby w tej sprawie kłamać? Nic by to zbytnio nie dało, kiedy mogła wręcz zacząć kopać w poszukiwaniu prawdy, a jako widmowidz miała większe szanse na znalezienie czegokolwiek na potwierdzenie, albo zaprzeczenie jego słów. No i, Thomas nie żył, nie było powodu, by teraz zrzucać coś na martwego.
— I co ty znowu za bzdury wymyśliłeś z zabawą w upokarzanie Cię?! — Kolejne niezrozumienie z jej strony. Bo przecież nie robiła mu na złość, żeby go upokorzyć. Chciała tylko żeby oderwał się od książek i spędził z nią chociaż trochę czasu. — Chodzi Ci o chowanie Ci książek i te wszystkie żarty? Inaczej nie zauważałeś nawet, że żyję! Myślisz, że jako kilkuletni dzieciak byłam w stanie wymyślić cokolwiek innego, żeby zwrócić na siebie Twoją uwagę, skoro nic innego do Ciebie nie docierało?! Nie chciałam, żebyś padał przede mną na kolana, chciałam wtedy, chociaż kilku minut w twoim towarzystwie ty niedomyślny, stary cepie! — Wyrzuciła z siebie zdziwiona, że obkręcił to aż do poziomu upokarzania go, ale też po cichu gdzieś głęboko w duchu uznając, że miał do tego prawo. Przecież to nie tak, że mieli jakąkolwiek relację, która by takim domysłom zapobiegła, albo sprowadziła to do drobnych utarczek między rodzeństwem. A jeśli to, co mówił o Thomasie, było prawdziwe i jeśli dodatkowo przerzucał na nią jego obraz... mogło to faktycznie zostać koszmarnie źle odebrane.
— Jeśli masz pomysł, co mogło być nośnikiem toksyny, mogę spróbować to odczytać, znając sprawcę, łatwiej będzie dopasować motyw... — Rzuciła trochę niepewnie. Był to zawsze jakiś pomysł, ale czy Anthony w ogóle da sobie pomóc? Szczerze wątpiła, że da jej cokolwiek, chociażby koniuszkiem palca tknąć w tej sprawie, co nie znaczyło, że nie zamierzała nic z tym zrobić. Pewnie jeśli Anthony ją zostawi niepilnowaną, to polezie odczytać po kolei wszystkie drzwi wejściowe do ambasady, żeby sprawdzić, czy ktoś podejrzany się nimi posłużył. W końcu nie było ich jakoś nie wiadomo jak wiele, a ona miała już i tak popsutą noc, już na pewno nie zaśnie, nie po tej całej awanturze, więc równie dobrze może iść ponadużywać zdolności widmowidzenia.