24.05.2025, 14:29 ✶
— Oh, rozumiem — odparł Bletchley, kiwając powoli głową. — Wolałbyś usłyszeć, że jesteś jednym z wielu i każdy mierzy się na pewnym etapie życia z podobnymi problemami, więc z czasem i tobie się uda przezwyciężyć trudności codziennej egzystencji. Wybacz. Z przyzwyczajenia wolałem postawić cię na piedestale, żeby nakarmić twoje głodne atencji ego. Na przyszłość zapamiętam, że bywają okresy, kiedy to samo ego bywa na diecie. Czy próba odwrócenia uwagi Romulusa mogła w tym przypadku jakoś pomóc? Eliaszowi zawsze to pomagało. Im szybciej zaczynał się w coś angażować, tym łatwiej mu było odsunąć na boczny tor swoje własne rozterki związane z osobistymi sprawami, problemami, czy nerwami. To pomagało odzyskać, chociaż minimum kontroli nad tym, co się działo wokół niego. Może nie miał wpływu na własne długi, rosnące odsetki lub problemy z sąsiadami z kamienicy obok, ale mógł zyskać kontrolę nad tym, co robił w tej konkretnej chwili i temu poświęcić uwagę. Na jakiś czas powinno pomóc. Może. — Trudno uszczęśliwić innych na siłę, nie mówiąc już o samym sobie. A już zwłaszcza trudno zadowolić dorosłego siebie — skomentował z nutką zadumy w głosie. Kiedyś było to o wiele łatwiejsze. Prezent. Zakupy. Wyjazd. Nocne wyjście do klubu. A jednak w pewnym momencie to wszystko mogło człowiekowi zupełnie spowszednieć. — Mam nadzieję, że uda ci się dojść do siebie na własnych warunkach. I bez Bettany. Nie wiem, czy jest w ogóle warta tego, żeby za nią tęsknić, pomyślał przelotnie Eliasz. Zamiast jednak podzielić się z przyjacielem swoimi słowami krytyki, wydał z siebie tylko ciche mruknięcie, jakby w ten sposób dawał znać, że dalej słucha wywodu Romulusa. Jego opinie na temat Bettany lepiej było pozostawić tam, gdzie były do tej pory: w jednej z wielu zakluczonych szuflad w głowie. Nie przepadał za nią zbytnio, ale z drugiej strony, on ogólnie miał dosyć wybiórczy gust, więc może niechęć ta nie wynikała w stu procentach z charakteru i zachowania Bettany. — Zacznijmy od koniaku. Potem zobaczymy — odparł zgodnie Eliasz, uśmiechając się przewrotnie. — Kto wie, może nawet dam się odprowadzić do domu aż pod same drzwi. Czy alkohol był rozwiązaniem na ich bolączki? Raczej nie, ale każdy sobie radził, tak jak potrafił, a w tej chwili było to najłatwiejsze wyjście. Może nie było najwłaściwsze, ale przecież nie doprowadzi ich to na skraj jakiejś wielkiej katastrofy, czyż nie? Najgorsze co może ich spotkać to kac, po którym będą musieli pójść na następny dzień do pracy i udawać, że dalej są w formie. A i to nie byłby zapewne pierwszy raz. Co złego mogłoby się więc stać? |
Koniec sesji |