25.05.2025, 19:09 ✶
Musiała wziąć się w garść. Sięgnęła do torby, grzebiąc niej chwilę w poszukiwaniu czegoś, co pomogłoby im w walce z dymem. W milczeniu przesuwała zawartość tobołka, aż wyjęła coś, co było chyba apaszką w typowo tureckich kolorach, mierzwiąc ją w palcach. Rozdarła go na dwie części pewnym, choć może nieco zbyt gwałtownym ruchem. – Trzymaj. – Podała mu jeden fragment, sama przyciskając drugi do ust i nosa. – Choć trochę ochroni przed tym przeklętym dymem i pyłem. Nie możemy pozwolić, by i nas to wyłączyło z gry. Nie wiemy też, co może latać w powietrzu.
Wiedziała, że wizyta u uzdrowiciela jej nie ominie, kaszel się nasilał. Wciąż ją piekło w gardle i w płucach, a oczy łzawiły. Jej palce, choć lekko drżące, z precyzją uruchomiły koliberka. Mechanizm cicho zatrzeszczał. – Masz rację, nie ma lepszych testów. Szkoda tylko, że ceną za nie jest ludzkie życie – mruknęła gorzko, bardziej do siebie niż do mężczyzny. Koliberek wystrzelił w gęstwinę dymu, a Pandora odprowadziła go wzrokiem.. – Co do twoich wcześniejszych słów… – kontynuowała, starając się, by jej głos brzmiał naturalnie, choć z trudem panowała nad emocjami – Na wspomnienia przyjdzie czas, mam nadzieję, bliżej świtu. Teraz liczy się każda minuta. I tak twoje notatki są bezcenne. Pomogą ustalić, kto za tym stoi i jak rozległe jest to szaleństwo. Na pewno pomogą aurorom, może dostrzeżesz coś, czego oni nie zobaczą. Dobry pomysł. - pochwaliła go, obdarzając uśmiechem, chociaż nie mógł przez materiał zasłaniający jej twarz tego zobaczyć. Oczy jednak zalśniły jej czymś dla odmiany pozytywnym, czego nie było często tego wieczora widać. - Dziękuje za propozycję, ale mam szczerą nadzieję, że czary, szczęście i może trochę moje zabawki, pozwolą nam obu nie tylko przetrwać bez kłopotów, ale i realnie pomóc. No nie będę kłamać, chętnie bym dokopała takiemu potworowi, który stoi za tym ogniem. Bo co będzie, jak to się rozniesie?
Pandora przyglądała się, jak Thomasowi, próbując dostrzec w nim reakcję na taką wizję. Lodowaty dreszcz przebiegł i po jej plecach, mieszając się z falą palącego gniewu na tych, którzy rozpętali to piekło. Tylko potwór był w stanie zakryć serce Londynu – magicznego i tego dostępnego dla mugoli, płomieniami, bo wszystko działo się wśród domów zwykłych ludzi. To miała być kolejna, szara wrześniowa noc. W tym wszystkim pocieszeniem było to, że większość dzieciaków była już w Hogwarcie. Poczuła supeł na żołądku, gdy pomyślała, jak wiele z nich zostanie sierotami. Każda waląca się ściana, każdy jęk płomieni w tej dzielnicy był tego brutalnym przypomnieniem, niczym uderzenie w poczucie bezpieczeństwa, które tak brutalnie im odebrano. Myśl o Brennie, gdzieś tam walczącej, o Atreusie, Florence, Cathalu, Hjalmarze.. Zacisnęła wargi, tłumiąc kaszel, chcąc skupić się na małych iskrach nadziei, bo inaczej by po prostu zwariowała.
– Oby ten koszmar nigdy nie stał się rzeczywistością.. – rzuciła głucho, a w jej głosie, zwykle tak pewnym, teraz dźwięczała ledwo skrywana wściekłość i troska. – Ale patrząc na to… – jej wzrok powędrował ku ziejącej dziurze w jednym z budynków, skąd buchał gęsty, czarny dym – … Ci dranie dokładnie do tego dążą. Do zniszczenia, do zasiania strachu i braku zaufania wśród ludzi. Tak, aby przyjaciele się podejrzewali, aby doszukiwano się w drugim człowieku najgorszego.
Zacisnęła pięści, patrząc na zniszczenia wokół. – Gdzie sugerujesz iść najpierw? Musimy założyć, że w połowie z tych zawalonych domów ktoś może czekać na pomoc. Aurora, uzdrowiciela, na nas.
Nie czekając na pełną odpowiedź, bardziej na potwierdzający gest lub spojrzenie, ruszyła ostrożnie w głąb uliczki, starając się omijać najbardziej niestabilnie i niebezpieczne fragmenty chodnika, rozrzuconych cegieł lub desek pokrytych żarem. Thomas, jak sądziła, podążał tuż za nią. Dym szczypał w oczy pomimo prowizorycznej osłony, a smród spalenizny i czegoś jeszcze, czegoś metalicznego i niepokojącego, stawał się coraz intensywniejszy. Głuchy huk, jakby coś ciężkiego runęło na ziemię, wzbijając kolejną chmurę pyłu, rozniósł się w powietrzu i przez chwilę zdominował cały ten hałas dookoła. Pandora gwałtownie zatrzymała się i odwróciła twarz w stronę swojego towarzysza, a jej dłoń instynktownie sięgnęła do różdżki. Spojrzała na Thomasa, a w jej oczach malowało się napięcie i nieme pytanie. Co powinni zrobić? Obiecała mu, że będzie nad sobą panować, bo w normalnych okolicznościach, już dawno przeskoczyłaby płot po drugiej stronie uliczki i pobiegła to sprawdzić.
Wiedziała, że wizyta u uzdrowiciela jej nie ominie, kaszel się nasilał. Wciąż ją piekło w gardle i w płucach, a oczy łzawiły. Jej palce, choć lekko drżące, z precyzją uruchomiły koliberka. Mechanizm cicho zatrzeszczał. – Masz rację, nie ma lepszych testów. Szkoda tylko, że ceną za nie jest ludzkie życie – mruknęła gorzko, bardziej do siebie niż do mężczyzny. Koliberek wystrzelił w gęstwinę dymu, a Pandora odprowadziła go wzrokiem.. – Co do twoich wcześniejszych słów… – kontynuowała, starając się, by jej głos brzmiał naturalnie, choć z trudem panowała nad emocjami – Na wspomnienia przyjdzie czas, mam nadzieję, bliżej świtu. Teraz liczy się każda minuta. I tak twoje notatki są bezcenne. Pomogą ustalić, kto za tym stoi i jak rozległe jest to szaleństwo. Na pewno pomogą aurorom, może dostrzeżesz coś, czego oni nie zobaczą. Dobry pomysł. - pochwaliła go, obdarzając uśmiechem, chociaż nie mógł przez materiał zasłaniający jej twarz tego zobaczyć. Oczy jednak zalśniły jej czymś dla odmiany pozytywnym, czego nie było często tego wieczora widać. - Dziękuje za propozycję, ale mam szczerą nadzieję, że czary, szczęście i może trochę moje zabawki, pozwolą nam obu nie tylko przetrwać bez kłopotów, ale i realnie pomóc. No nie będę kłamać, chętnie bym dokopała takiemu potworowi, który stoi za tym ogniem. Bo co będzie, jak to się rozniesie?
Pandora przyglądała się, jak Thomasowi, próbując dostrzec w nim reakcję na taką wizję. Lodowaty dreszcz przebiegł i po jej plecach, mieszając się z falą palącego gniewu na tych, którzy rozpętali to piekło. Tylko potwór był w stanie zakryć serce Londynu – magicznego i tego dostępnego dla mugoli, płomieniami, bo wszystko działo się wśród domów zwykłych ludzi. To miała być kolejna, szara wrześniowa noc. W tym wszystkim pocieszeniem było to, że większość dzieciaków była już w Hogwarcie. Poczuła supeł na żołądku, gdy pomyślała, jak wiele z nich zostanie sierotami. Każda waląca się ściana, każdy jęk płomieni w tej dzielnicy był tego brutalnym przypomnieniem, niczym uderzenie w poczucie bezpieczeństwa, które tak brutalnie im odebrano. Myśl o Brennie, gdzieś tam walczącej, o Atreusie, Florence, Cathalu, Hjalmarze.. Zacisnęła wargi, tłumiąc kaszel, chcąc skupić się na małych iskrach nadziei, bo inaczej by po prostu zwariowała.
– Oby ten koszmar nigdy nie stał się rzeczywistością.. – rzuciła głucho, a w jej głosie, zwykle tak pewnym, teraz dźwięczała ledwo skrywana wściekłość i troska. – Ale patrząc na to… – jej wzrok powędrował ku ziejącej dziurze w jednym z budynków, skąd buchał gęsty, czarny dym – … Ci dranie dokładnie do tego dążą. Do zniszczenia, do zasiania strachu i braku zaufania wśród ludzi. Tak, aby przyjaciele się podejrzewali, aby doszukiwano się w drugim człowieku najgorszego.
Zacisnęła pięści, patrząc na zniszczenia wokół. – Gdzie sugerujesz iść najpierw? Musimy założyć, że w połowie z tych zawalonych domów ktoś może czekać na pomoc. Aurora, uzdrowiciela, na nas.
Nie czekając na pełną odpowiedź, bardziej na potwierdzający gest lub spojrzenie, ruszyła ostrożnie w głąb uliczki, starając się omijać najbardziej niestabilnie i niebezpieczne fragmenty chodnika, rozrzuconych cegieł lub desek pokrytych żarem. Thomas, jak sądziła, podążał tuż za nią. Dym szczypał w oczy pomimo prowizorycznej osłony, a smród spalenizny i czegoś jeszcze, czegoś metalicznego i niepokojącego, stawał się coraz intensywniejszy. Głuchy huk, jakby coś ciężkiego runęło na ziemię, wzbijając kolejną chmurę pyłu, rozniósł się w powietrzu i przez chwilę zdominował cały ten hałas dookoła. Pandora gwałtownie zatrzymała się i odwróciła twarz w stronę swojego towarzysza, a jej dłoń instynktownie sięgnęła do różdżki. Spojrzała na Thomasa, a w jej oczach malowało się napięcie i nieme pytanie. Co powinni zrobić? Obiecała mu, że będzie nad sobą panować, bo w normalnych okolicznościach, już dawno przeskoczyłaby płot po drugiej stronie uliczki i pobiegła to sprawdzić.