20.06.2025, 22:18 ✶
– Wzajemnie – odparła Brenna natychmiast, bo Cedric wyglądał jakby potrzebował pomocy medycznej oraz kilku godzin snu. Ale nawet nie próbowała nalegać, aby odpoczął: doskonale wiedziała, że przynajmniej przez jakiś czas nie było to możliwe. Ona mogła jeszcze jakoś pomóc ludziom, przekazać informacje, zabrać rzeczy, wyciągnąć kogoś spod gruzów. On mógł opatrzeć kogoś rannego. I jeśli po prostu poszliby spać… nie zmieniłoby to w żaden sposób losów tej wojny: ale mogłoby zmienić na gorsze przeznaczenie dwóch czy trzech osób. – Dzięki. Solennie obiecuję, że za kilka godzin zgłoszę się do Munga – przyrzekła, kiedy jako tako ogarnął jej rękę i oparzenia. Nie zamierzała w tej chwili chwalić się tymi mniej poważnymi obrażeniami: one musiały poczekać. Teraz i tak uzdrowiciele mieli bardziej rannych, a ona nie chciała tracić czasu, póki jeszcze była w stanie cokolwiek zrobić.
Skrzywiła się lekko na opowieść Cedrica, bo wybuchająca szyba brzmiała… brzmiała jak coś głupiego: jak coś, co mogło doprowadzić do głupiej, niepotrzebnej śmierci. Jak mało brakowało, aby Cedric Lupin stracił tej nocy życie? Ta myśl nie paraliżowała Brenny, bo gdyby tak się działo, nie zdołałaby w ostatnich godzinach ruszyć się z miejsca, zbyt spanikowana, aby działać. Pozostawiała jednak po sobie okruch lodu, jeden z wielu, wbijających się gdzieś od środka, nietopniejących mimo ogni Spalonej Nocy.
– Powiedziałabym, żebyś wpadł do Nory, to nasz punkt zbiórki, ale pewnie masz tu ręce pełne roboty – szepnęła do niego, bardzo cicho, by przypadkiem ktoś tego nie usłyszał, kiedy przyniósł swoje specyfiki. – P r o s z ę, jak trochę się uspokoi, niech ktoś ogarnie porządnie tę ranę, dobrze? I postaram się sprawdzić mieszkanie Viorici – obiecała. Teraz miała zamiar teleportować się do Nory, ale chciała tam tylko zobaczyć, kto dotarł, wymienić się informacjami, najważniejszymi potrzebami – jeżeli ktoś przypadkiem nie odkrył głównej bazy śmierciożerców, na którą natychmiast trzeba będzie przeprowadzić rajd, po świcie mogła się teleportować pod dom dziewczyny. – Też uważaj, a gdyby coś się działo, wołaj, Ceddy – rzuciła, stukając się lekko w skroń, bo miała na myśli fale. A potem uściskała go krótko, niezbyt mocno: oboje byli trochę zbyt poobijani na to, aby mogła sobie pozwolić na naprawdę porządny uścisk.
I wycofała się, pozostawiając go z jego pracą. Ona musiała wykonać swoją.
Skrzywiła się lekko na opowieść Cedrica, bo wybuchająca szyba brzmiała… brzmiała jak coś głupiego: jak coś, co mogło doprowadzić do głupiej, niepotrzebnej śmierci. Jak mało brakowało, aby Cedric Lupin stracił tej nocy życie? Ta myśl nie paraliżowała Brenny, bo gdyby tak się działo, nie zdołałaby w ostatnich godzinach ruszyć się z miejsca, zbyt spanikowana, aby działać. Pozostawiała jednak po sobie okruch lodu, jeden z wielu, wbijających się gdzieś od środka, nietopniejących mimo ogni Spalonej Nocy.
– Powiedziałabym, żebyś wpadł do Nory, to nasz punkt zbiórki, ale pewnie masz tu ręce pełne roboty – szepnęła do niego, bardzo cicho, by przypadkiem ktoś tego nie usłyszał, kiedy przyniósł swoje specyfiki. – P r o s z ę, jak trochę się uspokoi, niech ktoś ogarnie porządnie tę ranę, dobrze? I postaram się sprawdzić mieszkanie Viorici – obiecała. Teraz miała zamiar teleportować się do Nory, ale chciała tam tylko zobaczyć, kto dotarł, wymienić się informacjami, najważniejszymi potrzebami – jeżeli ktoś przypadkiem nie odkrył głównej bazy śmierciożerców, na którą natychmiast trzeba będzie przeprowadzić rajd, po świcie mogła się teleportować pod dom dziewczyny. – Też uważaj, a gdyby coś się działo, wołaj, Ceddy – rzuciła, stukając się lekko w skroń, bo miała na myśli fale. A potem uściskała go krótko, niezbyt mocno: oboje byli trochę zbyt poobijani na to, aby mogła sobie pozwolić na naprawdę porządny uścisk.
I wycofała się, pozostawiając go z jego pracą. Ona musiała wykonać swoją.
Koniec sesji
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.