13.07.2025, 03:18 ✶
Zapewne było kilka osób, które stwierdziłyby, że fraza bądź sam, napisana na charakterystycznie pachnącym papierze brzmiała conajmniej niepokojąco i Jonathan absolutnie nie powinnien być sam na tym spotkaniu. Było jednak kilka rzeczy, które sprawiły, że Selwyn zdecydowanie zamierzał się na nim pojawić i to sam.
Po pierwsze Jean napisał proszę.
Po drugie narysował białą flagę.
Po trzecie ostatnim razem chyba rozstali się w miarę pokojowych warunkach.
A po czwarte skłamałby, gdyby powiedział, że nie martwił się o niego.
Bo przecież chyba opuścił Londyn, więc powinien być bezpieczny. Ale co jeśli nie? Co jeśli został tutaj?
Czy jeśli przeżył i miał się dobrze dałby mi znać? – zastanawiał się co jakiś czas na głos, martwiąc się, że może nigdy nie dowiedzieć się co się z nim stało.
No cóż... Odpowiedź na to pytanie stała właśnie przed nim, dramatycznie, cała na biało z powiewającą na wietrze peleryną i tak jak zapewne kiedy indziej Jonathan skupiłby się najpierw na cudownej teatralności tej sytuacji, tak teraz po prostu odetchnął z ulgą.
Żył.
Nie podbiegł do niego. Nie uśmiechnął się, wciąż nie do końca pewny na czym tak naprawdę obecnie stoli i jak ich ostatnia rozmowa i listy przekładały się na to spotkanie. Sam też nie wiedział co obecnie myśleć poza tym, że był trochę dumny z dramatycznej otoczki, z którą pojawił się tutaj Jean.
Co on powiedział Woody'emu, gdy opowiadał mu o widmie jego dawnego romansu?
Że chciał za kilka rzeczy przeprosić, ale jednocześnie bał się swojej reakcji, gdy zobaczy go ponownie?
Na razie jednak było dobrze. Może po prostu nagle inne problemy przysłoniĺy emocje towarzyszące tym?
–Cieszę się, że pożar cię oszczędził – powiedział w końcu, nie mogąc nie zerkać co chwila na powiewającą pelerynę. – Chyba chciałem taką kiedyś kupić. Na urodziny włoskiego ambasadora we Francji. Odwiodłeś mnie od tego pomysĺu.
Po pierwsze Jean napisał proszę.
Po drugie narysował białą flagę.
Po trzecie ostatnim razem chyba rozstali się w miarę pokojowych warunkach.
A po czwarte skłamałby, gdyby powiedział, że nie martwił się o niego.
Bo przecież chyba opuścił Londyn, więc powinien być bezpieczny. Ale co jeśli nie? Co jeśli został tutaj?
Czy jeśli przeżył i miał się dobrze dałby mi znać? – zastanawiał się co jakiś czas na głos, martwiąc się, że może nigdy nie dowiedzieć się co się z nim stało.
No cóż... Odpowiedź na to pytanie stała właśnie przed nim, dramatycznie, cała na biało z powiewającą na wietrze peleryną i tak jak zapewne kiedy indziej Jonathan skupiłby się najpierw na cudownej teatralności tej sytuacji, tak teraz po prostu odetchnął z ulgą.
Żył.
Nie podbiegł do niego. Nie uśmiechnął się, wciąż nie do końca pewny na czym tak naprawdę obecnie stoli i jak ich ostatnia rozmowa i listy przekładały się na to spotkanie. Sam też nie wiedział co obecnie myśleć poza tym, że był trochę dumny z dramatycznej otoczki, z którą pojawił się tutaj Jean.
Co on powiedział Woody'emu, gdy opowiadał mu o widmie jego dawnego romansu?
Że chciał za kilka rzeczy przeprosić, ale jednocześnie bał się swojej reakcji, gdy zobaczy go ponownie?
Na razie jednak było dobrze. Może po prostu nagle inne problemy przysłoniĺy emocje towarzyszące tym?
–Cieszę się, że pożar cię oszczędził – powiedział w końcu, nie mogąc nie zerkać co chwila na powiewającą pelerynę. – Chyba chciałem taką kiedyś kupić. Na urodziny włoskiego ambasadora we Francji. Odwiodłeś mnie od tego pomysĺu.