13.07.2025, 19:23 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.07.2025, 19:44 przez Keyleth Nico Yako.)
– Och czy to oznacza tak? Zgadza się pani? Jak wspaniale! – niemalże zaklasnęła w ręce, choć wspomniane zrywanie guzików nieco zmroziło jej uśmiechniętą buzię. Nokturn miał to do siebie, że raczej częściej niż rzadziej jakieś słowa, sposób w jaki były wypowiadane, albo ten błysk w oku, który się pojawiał podczas ich wypowiadania... to wszystko w pewien sposób łaskotało kręgosłup i Keyleth jeszcze nie była pewna czy jest to miłe łaskotanie czy niemiłe. Oczywiście podczas swoich samotnych podróży trafiała od miasta do miasta, od państwa do państwa na bardzo różnych ludzi, na bardzo różne sytuacje. Uczyła się życia w biegu i może nie powinna się dziwić, chociaż... Czy lepiej nie czułaby się przypadkiem na Alei Horyzontlanej gdzie jeszcze nie było zbyt glamore jak na Pokątnej, ale też nie było tak Creepy jak tu na Nokturnie? Na Śmiertelnym Nokturnie, pamiętajmy o tym! A jednak, jako córka szamanki naoglądała się uciętych głów i wróżb z flaków. Widziała mroczne egzorcyzmy, widziała krwawe rytuały, ofiarne stosy, które niejednego przyprawiałyby o drżenie. Nokturn wbrew swoim szarościom i pewnym właściwościom mrożącym, zdawał jej się z tej całej trójki możliwych do wyboru ulic-dzielnic najodpowiedniejszy.
Dlatego też nic nie powiedziała na te pogróżki przekomarzanie, zamiast tego skupiła się na żeberkach, które momentalnie rozjaśniły jej oczy:
– Jesli tylko Lewis ma wieprzowinę, to są w-y-b-o-r-n-e! Lewis to najlepszy kucharz, jakiego kiedykolwiek spotkałam, jakże byłoby cudownie wtedy... ale ale! Przecież i tak miałam iść do Rejwachu, to może przejdziemy się razem? – zaproponowała tak, jakby wcale Ceolsige nie zaproponowała tego przed momentem tylko w nieco... starszy sposób. Mniej oczywisty. co było zaś oczywiste, to fakt, że Keyleth mogła tych delikatnych subtekstów nie wyłapywać od razu, słodkie letnie dziecko, towar eksportowy prosto z Afryki.
Tymczasem sekundy entuzjazmu minęły i zamiast tego dziewczyna nagle spoważniała.
– A bo ten...Bo mnie tam znają, jako kogo innego. – przyznała nieoczekiwanie i zamiast mówić dalej sięgnęła po kolejną, trzecią tego dnia sztuczkę.
Nie minęła chwila, jak przed właścicielką kantoru siedziała na ladzie rudowłosa, bladolica z nosem usypanem piegami dziewczyna. Nastolatka bez wątpienia, o prostych rudych włosach. Nawet kolor oczu zdawał się bardziej stonowany - wpadający w błękit seledyn, przygaszony, morski...
– Mówią tam na mnie Nico i eee... no nie miałam jeszcze czasu im wyjaśnić, nie spodziewałam się, że ugrzeje tam miejsca na dłużej niż jedno spotkanie. – przyznała lekko zawstydzona, bo nie lubiła okłamywać ani Aseny, ani Lewisa ani tym bardziej pana Woody'ego, który już łypał na nią czasami swoim okiem jakby doskonale wiedział, że jest ubrana w cudzą skórę. – ... Ale pani mnie nie wyda prawda? – zapytała z nadzieją i tym razem karnacja bardzo umożliwiła zaczerwienić niektóre partie jej twarzy, tym razem były to jednak uszy.
Dlatego też nic nie powiedziała na te pogróżki przekomarzanie, zamiast tego skupiła się na żeberkach, które momentalnie rozjaśniły jej oczy:
– Jesli tylko Lewis ma wieprzowinę, to są w-y-b-o-r-n-e! Lewis to najlepszy kucharz, jakiego kiedykolwiek spotkałam, jakże byłoby cudownie wtedy... ale ale! Przecież i tak miałam iść do Rejwachu, to może przejdziemy się razem? – zaproponowała tak, jakby wcale Ceolsige nie zaproponowała tego przed momentem tylko w nieco... starszy sposób. Mniej oczywisty. co było zaś oczywiste, to fakt, że Keyleth mogła tych delikatnych subtekstów nie wyłapywać od razu, słodkie letnie dziecko, towar eksportowy prosto z Afryki.
Tymczasem sekundy entuzjazmu minęły i zamiast tego dziewczyna nagle spoważniała.
– A bo ten...Bo mnie tam znają, jako kogo innego. – przyznała nieoczekiwanie i zamiast mówić dalej sięgnęła po kolejną, trzecią tego dnia sztuczkę.
Transmutacja III, Kradzież tożsamości III - zamiana w Rudą Nico
Rzut Z 1d100 - 91
Sukces!
Sukces!
Nie minęła chwila, jak przed właścicielką kantoru siedziała na ladzie rudowłosa, bladolica z nosem usypanem piegami dziewczyna. Nastolatka bez wątpienia, o prostych rudych włosach. Nawet kolor oczu zdawał się bardziej stonowany - wpadający w błękit seledyn, przygaszony, morski...
– Mówią tam na mnie Nico i eee... no nie miałam jeszcze czasu im wyjaśnić, nie spodziewałam się, że ugrzeje tam miejsca na dłużej niż jedno spotkanie. – przyznała lekko zawstydzona, bo nie lubiła okłamywać ani Aseny, ani Lewisa ani tym bardziej pana Woody'ego, który już łypał na nią czasami swoim okiem jakby doskonale wiedział, że jest ubrana w cudzą skórę. – ... Ale pani mnie nie wyda prawda? – zapytała z nadzieją i tym razem karnacja bardzo umożliwiła zaczerwienić niektóre partie jej twarzy, tym razem były to jednak uszy.