18.07.2025, 17:19 ✶
– Oczy tych, którym dedykowane było cieszenie się mną podczas pożaru, zdecydowanie nie narzekały – powiedział, próbując przybrać ten sam droczący się ton głosu, którym raczył go kiedyś w odpowiedzi na wampirze zaczepki. Zabawne… Stał teraz przy nim na szczycie latarni i się z nim droczył…
Jakby…
Jakby kilka dni temu Jonathan nie zapijał smutków, przytłoczony ich ostatnią rozmową.
Jakby kilka osób najchętniej nie opłaciłoby wampirzego łowcy, by odwiedził Jeana w najmniej spodziewanej porze.
– Twoje opisy mojej urody nie wpłyną na mnie negatywnie – oznajmił, udając, że wcale nie zerknie potem w lustro, aby przyjrzeć się czy przypadkiem ostatnie dni rzeczywiście nie dodały mu więcej siwizny. Nie. Na pewno nie. On tylko tak mówił. Tylko tak mówił. Nie będzie to na niego działać. Nie pozwoli na to. – Ale przynajmniej cieszę się faktem, że nie ważne jak długie i srebrne miałbym włosy, wciąż mogę za nich widzieć rzeczy, które inaczej zostałyby mi odebrane. – Aury, słońce, nici. Pomyślał, chyba przez podobieństwo wyglądów, o Anthonym i tym, że nie ważne jak głupi nie bywał jego przyjaciel, to dobrze było zobaczyć jego uśmiech w piękne, bezchmurne dni. Lub kolory aury i nici w te wyjątkowe chwile, gdy zdejmował przed nim swoją barierę. Tak jak wtedy, gdy rozmawiali o Jeanie naprawdę po raz pierwszy. Złapał się tego momentu, myśli ile zyskał dzięki swojej odmowie, gdy dłoń wampira przejechała po jego włosach i z pewnym zaskoczeniem odkrył, że dotyk, który kilka dni temu rozpalał, teraz był jedynie mglistym wspomnieniem tamtego żaru. Wtedy był jakby w gorączce, a teraz? Wspomnienia wciąż były blisko, ale jednak zdecydowanie bardziej odległe.
– Osoba? – spytał. Oh. Miał już swoje osoby. Kto to był? Nigdy o kimś takim nie słyszał, a teraz nagle ktoś oferuje mu nawet mieszkanie u siebie?
Daj spokój. – Zganił się w myślach. – Przynajmniej dzięki temu komuś wciąż żyje, a ty przecież również masz swoje osoby.
– Rozumiem… – powiedział spokojnie, rozważając każde z jego słów, po czym podszedł bliżej mężczyzny. – Chciałbym jednak wiedzieć, czy ty rozumiesz, czemu tak ostro potraktowałem cię podczas naszej ostatniej rozmowy. Czemu kazałem ci opuścić Anglię. Czemu martwiłem się o bliskich, gdy słyszałem, że mój przyjaciel został zaatakowany za coś, co zrobił mężczyzna podobny do niego? Że mojego chrześniaka ugryzł wampir? Gdy koszmary wywołane twoimi listami sprawiły, że podejrzewałem, że byłeś u mnie w domu. – Kolejny krok. Znajdowali się jeszcze bliżej siebie, ale Jonathan nie zamierzał przełamać bariery z nocnego powietrza, która dzieliła ich ciała od siebie. – Nie mówię, że to zrobiłeś. Pytam się tylko, czy naprawdę rozumiesz, czemu ostatnim razem nie mogliśmy porozmawiać na spokojnie.
Jakby…
Jakby kilka dni temu Jonathan nie zapijał smutków, przytłoczony ich ostatnią rozmową.
Jakby kilka osób najchętniej nie opłaciłoby wampirzego łowcy, by odwiedził Jeana w najmniej spodziewanej porze.
– Twoje opisy mojej urody nie wpłyną na mnie negatywnie – oznajmił, udając, że wcale nie zerknie potem w lustro, aby przyjrzeć się czy przypadkiem ostatnie dni rzeczywiście nie dodały mu więcej siwizny. Nie. Na pewno nie. On tylko tak mówił. Tylko tak mówił. Nie będzie to na niego działać. Nie pozwoli na to. – Ale przynajmniej cieszę się faktem, że nie ważne jak długie i srebrne miałbym włosy, wciąż mogę za nich widzieć rzeczy, które inaczej zostałyby mi odebrane. – Aury, słońce, nici. Pomyślał, chyba przez podobieństwo wyglądów, o Anthonym i tym, że nie ważne jak głupi nie bywał jego przyjaciel, to dobrze było zobaczyć jego uśmiech w piękne, bezchmurne dni. Lub kolory aury i nici w te wyjątkowe chwile, gdy zdejmował przed nim swoją barierę. Tak jak wtedy, gdy rozmawiali o Jeanie naprawdę po raz pierwszy. Złapał się tego momentu, myśli ile zyskał dzięki swojej odmowie, gdy dłoń wampira przejechała po jego włosach i z pewnym zaskoczeniem odkrył, że dotyk, który kilka dni temu rozpalał, teraz był jedynie mglistym wspomnieniem tamtego żaru. Wtedy był jakby w gorączce, a teraz? Wspomnienia wciąż były blisko, ale jednak zdecydowanie bardziej odległe.
– Osoba? – spytał. Oh. Miał już swoje osoby. Kto to był? Nigdy o kimś takim nie słyszał, a teraz nagle ktoś oferuje mu nawet mieszkanie u siebie?
Daj spokój. – Zganił się w myślach. – Przynajmniej dzięki temu komuś wciąż żyje, a ty przecież również masz swoje osoby.
– Rozumiem… – powiedział spokojnie, rozważając każde z jego słów, po czym podszedł bliżej mężczyzny. – Chciałbym jednak wiedzieć, czy ty rozumiesz, czemu tak ostro potraktowałem cię podczas naszej ostatniej rozmowy. Czemu kazałem ci opuścić Anglię. Czemu martwiłem się o bliskich, gdy słyszałem, że mój przyjaciel został zaatakowany za coś, co zrobił mężczyzna podobny do niego? Że mojego chrześniaka ugryzł wampir? Gdy koszmary wywołane twoimi listami sprawiły, że podejrzewałem, że byłeś u mnie w domu. – Kolejny krok. Znajdowali się jeszcze bliżej siebie, ale Jonathan nie zamierzał przełamać bariery z nocnego powietrza, która dzieliła ich ciała od siebie. – Nie mówię, że to zrobiłeś. Pytam się tylko, czy naprawdę rozumiesz, czemu ostatnim razem nie mogliśmy porozmawiać na spokojnie.