24.07.2025, 01:23 ✶
Jasna buzia upstrzona milionem piegów uśmiechnęła się szeroko. Nie przeszło jej uwadze, że kolejna sztuczka zrobiła na pani Burke wielkie wrażenie. Bardzo przyjemnie łechtało ją zainteresowanie właścicielki kantoru, a przyjazna aparycja i przemiłe uśmiechy też dokładały swoje, żeby uznać to miejsce za jej drugie w kolejności miejsce w Anglii. Pierwszym z oczywistych względów był Rejwach - pani Burke mimo swojego czaru i zasobu umiejętności pozyskiwania przedmiotów NIE MIAŁA niestety na zapleczu kuchni i Lewisa, który dokonywał w tejże kuchni prawdziwych cudów.
Oczywiście pani Burke mogła być też psychopatyczną morderczynią.
Keyleth jednak nawet nie przyszło to do głowy, ponieważ przez większość życia miała więcej szczęścia niż rozumu, a jej instynkt samozachowawczy mocno szwankował, skoro jej oba ulubione miejsca znajdowały się na ulicy Śmiertelnego Nokturnu.
Tymczasem zsunęła się z lady, szczerząc się szeroko, co nieco nie pasowało do dość posępnej i zblazowanej twarzy, którą dobrała na Nico Rudą Absolwentkę Hogwartu z Domu, Które W Herbie Posiada Zwierzę Podobne Do Fretki Tylko Większe.
– Widzimy się więc wieczorem! Bardzo dziękuję pani Burke, zależy mi... zależy mi na tym amulecie – poprawiła swój charakterystyczny plecak na ramieniu i coś w nim zagruchotało, a następnie nakryła rude włosy kapturem. – Przekażę Lewisowi że ma ogarnąć te żeberka. Widzimy się na miejscu. Miłej pracy! – Jakakolwiek ta praca by nie była – pomyślała Keyleth, w końcu jasnowłosa kobieta pozyskiwała rzeczy, ale raczej nie wyciągała ich z cylindra.
Ostatecznie Keyleth wyszła z kantoru w bardzo udanym nastroju licząc bardzo na możliwości nowej pracy. I tylko trochę, troszenieńkę było jej przykro, że spaliła większość swoich popisowych numerów na jednym spotkaniu. I trochę było jej dziwno, dziwnusieńko, że w sumie przyszła jako klientka a wyszła jako... pracownik? Podwykonawca? Mimo wybitnej znajomości trudno było jej znaleźć odpowiednie słowo. Nie przejmowała się tym zbytnio, liczyło się tylko to co za moment opowie nad garami Lewisowi.
Oczywiście pani Burke mogła być też psychopatyczną morderczynią.
Keyleth jednak nawet nie przyszło to do głowy, ponieważ przez większość życia miała więcej szczęścia niż rozumu, a jej instynkt samozachowawczy mocno szwankował, skoro jej oba ulubione miejsca znajdowały się na ulicy Śmiertelnego Nokturnu.
Tymczasem zsunęła się z lady, szczerząc się szeroko, co nieco nie pasowało do dość posępnej i zblazowanej twarzy, którą dobrała na Nico Rudą Absolwentkę Hogwartu z Domu, Które W Herbie Posiada Zwierzę Podobne Do Fretki Tylko Większe.
– Widzimy się więc wieczorem! Bardzo dziękuję pani Burke, zależy mi... zależy mi na tym amulecie – poprawiła swój charakterystyczny plecak na ramieniu i coś w nim zagruchotało, a następnie nakryła rude włosy kapturem. – Przekażę Lewisowi że ma ogarnąć te żeberka. Widzimy się na miejscu. Miłej pracy! – Jakakolwiek ta praca by nie była – pomyślała Keyleth, w końcu jasnowłosa kobieta pozyskiwała rzeczy, ale raczej nie wyciągała ich z cylindra.
Ostatecznie Keyleth wyszła z kantoru w bardzo udanym nastroju licząc bardzo na możliwości nowej pracy. I tylko trochę, troszenieńkę było jej przykro, że spaliła większość swoich popisowych numerów na jednym spotkaniu. I trochę było jej dziwno, dziwnusieńko, że w sumie przyszła jako klientka a wyszła jako... pracownik? Podwykonawca? Mimo wybitnej znajomości trudno było jej znaleźć odpowiednie słowo. Nie przejmowała się tym zbytnio, liczyło się tylko to co za moment opowie nad garami Lewisowi.
Koniec sesji