• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Wademekum Spis powszechny Przyjęci do gry v
1 2 3 4 5 … 7 Dalej »
Ursula Lestrange

Ursula Lestrange
Żelazna Dama
Nearly all men can stand adversity, but if you want to test a man's character, give him power.
wysoka - około 180 cm, zazwyczaj dodatkowo podkreślany butami na rozsądnym obcasie / szczupła, ale nie przesadnie chuda / ciemnobrązowe, falowane włosy lekko za ramiona - zazwyczaj upięte albo elegancko wystylizowane / jasne, lodowatoniebieskie oczy / nosi ciężką, drogą biżuterię i eleganckie, szyte na miarę stroje w odcieniach granatu, szarości i brązów

Ursula Lestrange
#1
29.07.2025, 17:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.07.2025, 16:13 przez Eutierria.)  

Ursula Elsebet Lestrange

Koncepcja postaci

Urodziłam się 01/11/1903 roku. Jestem skorpionem, numerologiczną ósemką - żniwiarzem. Jestem też najmłodszą córką z ośmiorga dzieci Sebastiana Lestrange i Sylvii z domu Mulciber. Urodziłam się nie po to, by istnieć samodzielnie, lecz by dopełniać obrazu. W naszym domu dzieci nie były owocem miłości, lecz kontynuacją rodu z wyznaczonym miejscem i zadaniem. Mój ojciec - surowy, nieprzejednany mężczyzna o szlachetnych manierach i jeszcze szlachetniejszym rodowodzie, zajął się formowaniem moich braci. Moim losem była matczyna dłoń - chłodna i kontrolująca, o szponiastych palcach mocno chwytających za nadgarstki. Moi bracia byli przyszłością rodu - ja byłam dodatkiem. Estetycznym, dobrze wyedukowanym akcesorium, które miało nie przynieść wstydu. Tym gorzej, że w szkole trafiłam Ravenclawu, co matka znosiła z godnością, ale bez entuzjazmu - uważała, że ambicja powinna górować nad intelektem. Zdobywałam więc wiedzę po cichu, z klasą, i nie okazywałam słabości, nawet gdy mój ojciec potrafił przez całe śniadanie nie powiedzieć do mnie ani słowa, a wieczorem godzinami rozmawiać z moimi braćmi o polityce rodów, dziedziczeniu, inwestycjach... Obdarzał mnie jedynie takim zainteresowaniem, jakie przystawało jego najmłodszej córce, to znaczy - żadnym. Przynajmniej do czasu, gdy nie postanowił wydać mnie za mąż.
Niewiele o nim wiedziałam, a kiedy mi go przedstawiono, nie pytałam - w moim świecie zadawanie takich pytań uchodziło za brak taktu. Nie miałam przyjaciół, z którymi mogłabym plotkować, bo też nie potrzebowałam ich, podobnie jak nie akceptowałam głośnych śmiechów, brudnych mankietów i burzliwych flirtów. Wychowana, by obserwować i notować w pamięci, robiłam jedno i drugie z niepokojącą wręcz precyzją. Nigdy nie dowiedziałam się, kto go wybrał - matka czy ojciec - ale nie miało to znaczenia. Miał czystą krew, majątek i nazwisko, które dobrze wyglądałoby przy moim, a jednak... On na mnie spojrzał, naprawdę spojrzał, i to spojrzenie zmieniło wszystko. Zakochałam się. Nie tak, jak robią to głupiutkie dziewczęta - nie bez pamięci, nie wbrew rozsądkowi. Zakochałam się, uznawszy go za kogoś równego, a on... On odwzajemnił uczucie. To, co miało być rozsądnym układem, okazało się… Czymś więcej. Był moją bratnią duszą. Wiedział, że chcę zostać uzdrowicielką i nie miał nic przeciwko, może nawet był z tego dumny, chociaż te słowa nie padły z jego ust, a może po prostu potrzebował kogoś, kto znał się na magomedycynie, kiedy jego niejasne interesy kończyły się raną kłutą lub ciężkim zatruciem.
Udawałam, że nie widzę.
Udawałam, że nie wiem - jak każda dobrze wychowana panna, która zna wagę milczenia...
Dopuszczał mnie do swojego świata - nie całego, ale na tyle, bym mogła pomagać mu, gdy przychodził zakrwawiony i milczący. Nigdy nie pytałam. Ufałam. Jemu, nie światu.
Planowaliśmy ślub - z elegancją i klasą, nie spiesząc się bez potrzeby, układając stosowne plany, a potem... Zniknął. Zaginął na statku, dopinając swoje szemrane interesy, zostawiając za sobą ciszę, strach i moje przerażenie, gdy odkryłam, że jestem brzemienna... Byłam zaręczona. Nie byłam żoną. Skandal wisiał w powietrzu, jak burzowa chmura. Przerwałam staż, matka wyszła z wieścią, że „prababka potrzebuje towarzystwa członka rodziny, nikogo innego”. Ojciec milczał. Ja... Czekałam. Miesiącami. A potem morze oddało jego... Ciało... Trupa... Resztki... Niewiele z niego zostało. Straciłam dziecko - stres, szok i żałoba - a w wyniku komplikacji także możliwość zostania matką. Stałam się jeszcze chłodniejsza i bardziej zdystansowana. Ojciec próbował jeszcze znaleźć mi jakiegoś starszego wdowca, ale wówczas sam zachorował, matka niedługo po nim. Zrezygnowałam z kolejnych zaręczyn, wykorzystałam okazję, by zniknąć na tle rodzeństwa i poświęcić się rodzicom, odkładając ten temat na następne lata. Moi bracia byli zajęci rodzinami, siostry zamężne i oddane cudzym domostwom. Wkrótce zostałam uosobieniem poświęcenia - tą, która odłożyła życie na bok. Starą panną. Zyskałam tytuł uzdrowiciela, bo tak było rozsądnie, zaczęłam pracę na oddziale zatruć, dzieląc czas między pacjentów w szpitalu a opiekę nad matką i ojcem. W zamian rzeczywiście dano mi tytuł „poświęconej córki”. A potem zrobiono z niego nagrobek...
Lata mijały. Pracowałam w Mungu, ale zostałam w rezydencji. „Z wyboru.” - Mówili. - „Poświęciła się”. W istocie - społeczeństwo kocha glorifikować ofiary, o ile są wystarczająco ciche.
Dopiero po śmierci matki i odejściu ojca w otchłań umysłu, zrobiłam coś dla siebie - zainteresowałam się magią mentalną. Przeszłam dodatkowe szkolenia, zrobiłam staż, przetrwałam kolejne egzaminy. Zostałam magipsychiatrą. To było moje wyzwolenie i mój ostateczny wybór.
Aż wreszcie ojciec umarł. Zostałam starą panną z domem większym, niż potrzebowałam, zasobną sakiewką i reputacją chłodnej, zrównoważonej kobiety. Życie? Nie. Egzystencja. Praca, psy i stary skrzat domowy, ale...
Nie przeszkadzało mi to - miałam święty spokój. Aż do chwili, gdy moja bratowa Constance - młoda, cicha istota - zmarła przy narodzinach pierwszego dziecka. Mój najmłodszy brat Victor nie chciał sam wychowywać syna. „Tylko na chwilę” - mówił, a potem ponownie się ożenił. Jego nowa żona nie chciała dziecka z pierwszego małżeństwa. Chłopiec został. Pokochałam go jak własnego, chociaż nigdy mu tego nie powiedziałam, wychodząc z założenia, że przecież nie jestem od tego - skutecznie zabito we mnie chęć rozmowy o uczuciach, innej niż ta z pacjentami.
Wraz ze zmianami, założyłam prywatną praktykę - Dolina Godryka mi nie odpowiadała - od wielu lat leczę dusze, których nikt nie chce dotykać. Znam się na magii mentalnej, ziołach, eliksirach - to moje główne domeny. Nie umiem latać na miotle, nie teleportuję się - żołądek mi na to nie pozwala. Nie znoszę transmutacji - rzeczy powinny pozostać sobą. Zdarza mi się miewać wizje przyszłości. Po matce. Dar Mulciberów. Przekleństwo. Nigdy go nie rozwijałam. Widziałam kiedyś siebie w bieli, ze śmiejącym się chłopcem na ramieniu i mężczyzną w cieniu... Zrobiłam wszystko, by to się nie wydarzyło, i chyba wygrałam.
Mam 69 lat...
Dom pełen ciszy. Skrzaty. Psy. Chłopca - Corneliusa, który już wyrósł i ma własnego małego Lestrange'a. Pacjentów i ich bliskich, którzy wiedzą, że niektórych ran nie da się uleczyć, ale wciąż liczą na cud. W przeciwieństwie do mnie - ja jestem realistką. Zawsze była, jest i będzie herbata o piątej, psy, skrzat czekający na polecenia i moja praca - stała, przewidywalna, konkretna i... Jestem ja - wysoka, sztywna, zawsze wyprostowana, zbyt wyniosła, by wzruszyć ramionami, nazbyt wycofana, by pozwolić sobie na płacz.
Nazywano mnie „chłodną”.
Niektórzy - „nieczułą, oziębłą i przerażającą”.
Ale przynajmniej nie „bezwartościową”. 
Mam pieniądze, styl, klasę i rzeszę stałych klientów, którzy chętnie mnie polecają. Rzecz jasna - ludziom na poziomie. Mugolaków nie przyjmuję, nie jest to zgodne z moją filozofią życiową - na zbyt dużo sobie pozwalają. Brzydzę się tym, czego nie da się ująć w reguły i zasady, a także tymi, którzy starają się je łamać w imię „postępu”... Ktoś musi pilnować, by świat całkiem nie oszalał. To jestem ja.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości




Wiadomości w tym wątku
Ursula Lestrange - przez Ursula Lestrange - 29.07.2025, 17:12
RE: Ursula Lestrange - przez Eutierria - 31.07.2025, 16:14
RE: Ursula Lestrange - przez Eutierria - 31.07.2025, 16:15
RE: Ursula Lestrange - przez Ursula Lestrange - 31.07.2025, 16:15

  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa