10.08.2025, 20:44 ✶
Był ujarany. Naprawdę, naprawdę ujarany. Szczególnie, że od kilku godzin siedzieli w chmurach dymu, nie dbając o wietrzenie biblioteki. Kiedy zatem usłyszał takie a nie inne słowa, niemal gwizdnął w wyrazie zaskoczenia.
- Imponujące - przyznał bez cienia ironii, nawet nie mrugając, ani przez moment nie kwestionując prawdziwości słów Prue.
Co prawda, przez ten cały czas nie opuszczał pomieszczenia, natomiast o tym już zdecydowanie nie pomyślał w tej chwili. Zamiast tego skupił się na tym, że Prue naprawdę potrafiła bardzo umiejętnie załatwiać swoje sprawy. W końcu nie minęło jeszcze kilka godzin, odkąd zainteresowali się wróżbami, a ona już zdążyła zadbać o to, aby uzupełnić wiedzę. Zaskakiwała go. Tym razem bardzo na plus.
Być może wspólne spędzanie czasu w rezydencji Ursuli miało okazać się naprawdę korzystne dla ich relacji? Tego wieczoru odkrywał w Prudence zupełnie inne strony charakteru, te całkowicie nieznanej, o których istnieniu nie miał zielonego pojęcia. Potrafiła być zabawna, gdy umiała się rozluźnić. Kiedy nie była aż tak zarozumiała, nawet całkiem dobrze bawił się w jej obecności.
Problem w tym, że zaczął robić się coraz bardziej głodny. Niedługo rzeczywiście wypadało, aby opuścili cztery ściany ich tymczasowej jaskini, wybierając się do kuchni. Wahadło miało rację.
- Mmmm... ...poooowiedzmy - przeciągnął słowa, jednocześnie wyciągając dłoń przed siebie, aby machnąć nią to w jedną, to w drugą stronę. - To zależy, którędy pójdziesz - rzucił, zupełnie ignorując jej wcześniejsze słowa dotyczące północy, na które tylko spojrzał na nią z niedowierzaniem.
Rezydencje tego typu miały to do siebie, że posiadały naprawdę dużo mniej lub bardziej ukrytych skrótów, przejść i korytarzy. Łatwo było pogubić się tu w nocy, ale po pewnym czasie dało się wszędzie dotrzeć niemal z zamkniętymi oczami.
- Szybko się nauczysz - zawyrokował mimochodem, nie posyłając już zbędnego spojrzenia w kierunku dziewczyny, tylko poddźwigując się z dywanu, aby ruszyć w kierunku drzwi.
Tak, brzmiał przy tym wyjątkowo pewnie. Ani przez chwilę bowiem nie wątpił w to, że Prue ze swoimi predyspozycjami miała bardzo sprawnie nauczyć się topografii terenu, jak i wszystkich możliwych przejść w głównym budynku, którymi któryś z nich miał ją poprowadzić. Posiadała naprawdę imponujące zasoby pamięciowe, a że każdy z nich spędzał w letniej rezydencji Ursuli co najmniej kilkanaście dni w roku, rozeznanie się w tutejszych tajemnicach było nieuniknione.
Teraz jednak rzeczywiście ruszył w kierunku drzwi na korytarz, nawet w tym stanie zatrzymując się z ręką na klamce, gdy je otworzył.
- Proszę - rzucił kulturalnie, kiwając głową, aby wyszła przed nim, nawet jeśli zaraz minął ją, żeby poprowadzić dziewczynę skrótem. - Machnij tym profilaktycznie ze dwa razy - dodał przy okazji, patrząc na dłoń, w której Bletchleyówna trzymała wahadełko.
Skoro szli za nim, to powinni robić to poprawnie, co nie? Nawet jeśli domyślnie zamierzali udać się do kuchni.
- Imponujące - przyznał bez cienia ironii, nawet nie mrugając, ani przez moment nie kwestionując prawdziwości słów Prue.
Co prawda, przez ten cały czas nie opuszczał pomieszczenia, natomiast o tym już zdecydowanie nie pomyślał w tej chwili. Zamiast tego skupił się na tym, że Prue naprawdę potrafiła bardzo umiejętnie załatwiać swoje sprawy. W końcu nie minęło jeszcze kilka godzin, odkąd zainteresowali się wróżbami, a ona już zdążyła zadbać o to, aby uzupełnić wiedzę. Zaskakiwała go. Tym razem bardzo na plus.
Być może wspólne spędzanie czasu w rezydencji Ursuli miało okazać się naprawdę korzystne dla ich relacji? Tego wieczoru odkrywał w Prudence zupełnie inne strony charakteru, te całkowicie nieznanej, o których istnieniu nie miał zielonego pojęcia. Potrafiła być zabawna, gdy umiała się rozluźnić. Kiedy nie była aż tak zarozumiała, nawet całkiem dobrze bawił się w jej obecności.
Problem w tym, że zaczął robić się coraz bardziej głodny. Niedługo rzeczywiście wypadało, aby opuścili cztery ściany ich tymczasowej jaskini, wybierając się do kuchni. Wahadło miało rację.
- Mmmm... ...poooowiedzmy - przeciągnął słowa, jednocześnie wyciągając dłoń przed siebie, aby machnąć nią to w jedną, to w drugą stronę. - To zależy, którędy pójdziesz - rzucił, zupełnie ignorując jej wcześniejsze słowa dotyczące północy, na które tylko spojrzał na nią z niedowierzaniem.
Rezydencje tego typu miały to do siebie, że posiadały naprawdę dużo mniej lub bardziej ukrytych skrótów, przejść i korytarzy. Łatwo było pogubić się tu w nocy, ale po pewnym czasie dało się wszędzie dotrzeć niemal z zamkniętymi oczami.
- Szybko się nauczysz - zawyrokował mimochodem, nie posyłając już zbędnego spojrzenia w kierunku dziewczyny, tylko poddźwigując się z dywanu, aby ruszyć w kierunku drzwi.
Tak, brzmiał przy tym wyjątkowo pewnie. Ani przez chwilę bowiem nie wątpił w to, że Prue ze swoimi predyspozycjami miała bardzo sprawnie nauczyć się topografii terenu, jak i wszystkich możliwych przejść w głównym budynku, którymi któryś z nich miał ją poprowadzić. Posiadała naprawdę imponujące zasoby pamięciowe, a że każdy z nich spędzał w letniej rezydencji Ursuli co najmniej kilkanaście dni w roku, rozeznanie się w tutejszych tajemnicach było nieuniknione.
Teraz jednak rzeczywiście ruszył w kierunku drzwi na korytarz, nawet w tym stanie zatrzymując się z ręką na klamce, gdy je otworzył.
- Proszę - rzucił kulturalnie, kiwając głową, aby wyszła przed nim, nawet jeśli zaraz minął ją, żeby poprowadzić dziewczynę skrótem. - Machnij tym profilaktycznie ze dwa razy - dodał przy okazji, patrząc na dłoń, w której Bletchleyówna trzymała wahadełko.
Skoro szli za nim, to powinni robić to poprawnie, co nie? Nawet jeśli domyślnie zamierzali udać się do kuchni.
Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down