10.08.2025, 21:59 ✶
Nie należał do łatwowiernych ludzi. Wręcz przeciwnie, co jak co, ale uważał się za najprawdziwszy wzór zdrowego rozsądku i właściwego osądu (no, przynajmniej zazwyczaj), jednak był upalony. Tak, tak, był naprawdę, naprawdę ujarany. Nie mogła zatem aż tak bezczelnie go wkręcać, a potem śmiać się z niego wewnątrz własnej głowy, bo jej wierzył, czyż nie? Nie tak robili koledzy.
Nie wiedzieć, czemu, ale wyszedł dokładnie z tego założenia, gdy złożył dziewczynie wyrazy uszanowania dla jej przezorności i szybkości działania. Naprawdę pokładał w nią wiarę. To, że miała za krótkie nogi, aby przeskoczyć próg jego oczekiwań, co do jej osoby, nie było już jego sprawą.
Zresztą...
...w tym momencie patrzył na Bletchleyównę jak ktoś, kto nie miał najmniejszego powodu, by kwestionować jej słowa. Nie wiedział, kiedy to zrobiła, ale zamówiła tę prenumeratę i oto trzymała wahadełko w swojej dłoni, a ono bardzo jasno wskazywało im kierunek. Północny. Do kuchni. Jedyny słuszny w tym momencie, więc mimowolnie uwierzył także w moc rezonansu, jaki kierował narzędziem w ręce dziewczyny.
Bez dwóch zdań nie było tu miejsca na działanie przypadku. A i oni potrzebowali zacząć coś robić. Skoro już zmienił miejsce, wychylając się, aby zobaczyć zawartość koperty, musiał rozprostować nogi.
- Do piwnicy - poprawił Prudence, robiąc to zupełnie bez zastanowienia, niemal machinalnie. - W tym domu wszystkie drogi prowadzą do piwnicy - niespecjalnie myślał o tym, aby tłumaczyć, czemu tak to wygląda, bo w jego oczach to było całkowicie zrozumiałe. - Ale tam nie radziłbym ci schodzić bez potrzeby - no cóż, jeśli korytarze na górze tworzyły naprawdę niezły labirynt, na dole były to już naprawdę skomplikowane struktury, w których zdecydowanie trudno było się połapać.
Zwłaszcza w nikłym świetle, jakie nie wszędzie docierało albo w poblasku różdżki czy płomienia świeży. Z dwojga złego, radził Prue zacząć od szwendania się po oficjalnie dostępnej części rezydencji. Piwnice potrafiły być dosyć upiorne nawet dla kogoś, kto doskonale znał ich układ.
- Idzie się przyzwyczaić - nie za bardzo rozumiał, skąd brało się u niej przekonanie, że tego nie zrobi, ale dla niego to raczej było całkowicie logiczne.
Jeden wspólny turnus, jakiś weekendowy pobyt, kilka dni spędzonych w Exmoor i voilà, miała bez problemu poruszać się ciemnymi korytarzami.
- Może być - wzruszył ramionami, robiąc kolejne kroki we wskazanym kierunku, który w dalszym ciągu był całkowicie zgodny z położeniem kuchni.
Tak, zdecydowanie tam prowadziło ich wahadełko. Nie miał żadnych wątpliwości. To był mądry przyrząd. Naprawdę, naprawdę mądry, skoro uprzedzał o konieczności zjedzenia kolacji.
Nie wiedzieć, czemu, ale wyszedł dokładnie z tego założenia, gdy złożył dziewczynie wyrazy uszanowania dla jej przezorności i szybkości działania. Naprawdę pokładał w nią wiarę. To, że miała za krótkie nogi, aby przeskoczyć próg jego oczekiwań, co do jej osoby, nie było już jego sprawą.
Zresztą...
...w tym momencie patrzył na Bletchleyównę jak ktoś, kto nie miał najmniejszego powodu, by kwestionować jej słowa. Nie wiedział, kiedy to zrobiła, ale zamówiła tę prenumeratę i oto trzymała wahadełko w swojej dłoni, a ono bardzo jasno wskazywało im kierunek. Północny. Do kuchni. Jedyny słuszny w tym momencie, więc mimowolnie uwierzył także w moc rezonansu, jaki kierował narzędziem w ręce dziewczyny.
Bez dwóch zdań nie było tu miejsca na działanie przypadku. A i oni potrzebowali zacząć coś robić. Skoro już zmienił miejsce, wychylając się, aby zobaczyć zawartość koperty, musiał rozprostować nogi.
- Do piwnicy - poprawił Prudence, robiąc to zupełnie bez zastanowienia, niemal machinalnie. - W tym domu wszystkie drogi prowadzą do piwnicy - niespecjalnie myślał o tym, aby tłumaczyć, czemu tak to wygląda, bo w jego oczach to było całkowicie zrozumiałe. - Ale tam nie radziłbym ci schodzić bez potrzeby - no cóż, jeśli korytarze na górze tworzyły naprawdę niezły labirynt, na dole były to już naprawdę skomplikowane struktury, w których zdecydowanie trudno było się połapać.
Zwłaszcza w nikłym świetle, jakie nie wszędzie docierało albo w poblasku różdżki czy płomienia świeży. Z dwojga złego, radził Prue zacząć od szwendania się po oficjalnie dostępnej części rezydencji. Piwnice potrafiły być dosyć upiorne nawet dla kogoś, kto doskonale znał ich układ.
- Idzie się przyzwyczaić - nie za bardzo rozumiał, skąd brało się u niej przekonanie, że tego nie zrobi, ale dla niego to raczej było całkowicie logiczne.
Jeden wspólny turnus, jakiś weekendowy pobyt, kilka dni spędzonych w Exmoor i voilà, miała bez problemu poruszać się ciemnymi korytarzami.
- Może być - wzruszył ramionami, robiąc kolejne kroki we wskazanym kierunku, który w dalszym ciągu był całkowicie zgodny z położeniem kuchni.
Tak, zdecydowanie tam prowadziło ich wahadełko. Nie miał żadnych wątpliwości. To był mądry przyrząd. Naprawdę, naprawdę mądry, skoro uprzedzał o konieczności zjedzenia kolacji.
Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down