11.08.2025, 17:08 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.08.2025, 21:16 przez Hannibal Selwyn.)
Hannibal aportował się praktycznie pod domem Prewettów, specjalnie po to, by uniknąć długiego spaceru po niepewnej nawierzchni - trawie, błocie, czy co tam na wsi uchodziło za alejkę. Nigdy nie zachwycały go specjalnie bukoliczne klimaty, zwierzęta gospodarskie napawały go niesmakiem, gdy były brudne i niepokojem, gdy były czyste, a nieutwardzone drogi robiły straszne rzeczy ze skórzanymi butami. Nie mógł jednak odmówić uroku niewielkiej, wznoszącej się przed nim rezydencji utrzymanej w staroangielskim stylu.
Wizyta u Electry na wsi - już samo to stwierdzenie brzmiało zabawnie - wołała o odpowiedni ubiór - Selwyn, tymczasowo wysiedlony z własnego mieszkania, nie miał dostępu do całej garderoby i z żalem odkrył tego przedpołudnia, że akurat beżowe spodnie, które chciał założyć, zostały na Horyzontalnej. Cóż, musiała wystarczyć marynarka w kwiatki - oczywista mugolska inspiracja, oczywisty ukłon w stronę pracy i pasji Ellie. Do tego biżuteria, która po części należała do jego babki, a po części była wykonana przez rzemieślników z Carkitt i Pokątnej. Kolczyki, ewidentnie przeznaczone pierwotnie dla kobiety. Odważne wybory, które przyjaciółka z pewnością doceni.
Cieszył się, że Ellie nie odniosła obrażeń podczas Spalonej Nocy, chociaż najadła się strachu - jak chyba wszyscy. Wypełniony pracą i przeprowadzką tydzień nie pozwolił mu na wcześniejsze spotkanie i Hannibal tęsknił - tak, jak tęsknił do spotkania z każdym, dotknięcia i przekonania się naocznie, że jego bliscy żyją, bo mimo wszystko jakaś część jego mózgu nie dowierzała listom i potrzebowała stanięcia twarzą w twarz.
Unikając kałuż, ruszył alejka miedzy rabatkami w kierunku podwójnych drzwi domu. Już z daleka dostrzegł sylwetkę na ławeczce.
- Ellie! - zbliżywszy się porwał ją w ramiona. Żywa, żywa, blisko, całe szczęście! Trzymał ją mocno i może nieco dłużej, niż by wypadało, ciesząc się kontaktem. Teraz chyba nikt nie dziwił się, że ludzie potrzebowali siebie nawzajem.
Wiedział, że Prewettowie mieli w ubiegłym tygodniu pogrzeb w rodzinie. Miał nadzieję, że nie przybył ze swoją wizytą - i ze swoją propozycją - zbyt wcześnie. Kondolencje brzmiały zawsze pusto i nigdy nie były w stanie ukoić żałoby, więc pominął je, a jednak jego twarz i ciepło, z jakim przytulił przyjaciółkę, wyrażały całą troskę, jakiej nie dało się oddać słowami.
- Jak się czujesz? - przyjrzał się jej uważnie, usiłując odgadnąć jej nastrój.