Oczywiście, że nadarzyłaby się okazja ku temu, aby nieco skoczyć sobie do oczu, zawsze można było jakąś znaleźć, jednak Yaxley wyjątkowo nie była w nastroju do zaczepek, doceniała to, że Benjy nie korzystał z tego, że nie jest w formie i również zachowywał się neutralnie. Potrafili zajść za skórę i jedno i drugie, jednak nie korzystali z sytuacji, w których ich przeciwnik nie był w formie. Ona zachowałaby się podobnie w takim momencie, jeśli miała z kimś walczyć to tylko ze świadomością, że ta osoba była w pełni sił, jaka bowiem mogła być frajda z tego, że ktoś już przed starciem był kontuzjowany, czy coś.
Dotarli na miejsce. Geraldine weszła więc do środka, sama. Nie potrzebowała wsparcia, bo wiedziała, co miała kupić. Nie było to szczególnie skomplikowane. Być może wcześniej nie miała świadomości o tym, że istnieją takie przedmioty, ale cóż, Fenwick jej wszystko wyjaśnił dość prosto. Nie potrzebowała nic więcej.
Przed Geraldine w kolejce stały trzy osoby. Czekała na to, aż w końcu znajdzie się przy okienku. Nigdzie się nie spieszyła, mogła poczekać, jasne, tyle, że nie znosiła stać w miejscu bezczynnie, więc po prostu przymknęła oczy, aby niespecjalnie denerwować się tym, że kobieta, która zajmowała się sprzedażą niezbyt się spieszyła.
Nie wiedzieć czemu miała to szczęście, że kiedy już wydawało jej się, że zaraz załatwi swoją sprawę, to los sugerował jej, że będzie zupełnie inaczej. Mężczyzna, nieco podstarzały zaczął wypytywać ciemnowłosą ekspedientkę chyba o każdy możliwy produkt, Yaxley przewróciła oczami, ileż jeszcze? Długo, zdecydowanie za długo jej to zajmowało. Nie mogła jednak nic z tym zrobić, miała nadzieję, że Benjy wybaczy jej tę opieszałość, ale nie do końca w tej chwili zależała ona od niej.
W końcu i ona znalazła się przy ladzie. Poprosiła o pięć testów, oczywiście, że nie zamierzała wierzyć jednemu z tych śmiesznych mugolskich wynalazków, pięć jednak chyba było całkiem dobrą ilością, bo będzie mogła powtórzyć próby i sprawdzić, czy wyniki się pokrywają, zapłaciła z nadwyżką, upchnęła swoje zakupy do kieszeni swojego płaszcza, aż w końcu wylazła na zewnątrz.
- Ja jebie, przede mną był typ, który musiał dowiedzieć się wszystkiego, o tym, co mają w asortymencie. - Powiedziała, gdy tylko znalazła się na zewnątrz, dopiero po chwili zauważyła, że Benjy znalazł sobie towarzystwo.
- Masz nowego kolegę? - Zapytała jeszcze, starała się nie robić gwałtownych ruchów, by nie wystraszyć psa, który chyba był jakąś przybłędą, chociaż trudno jej było to ocenić, bo póki co nie widziała za bardzo jak wyglądał, ale nie było obok żadnego innego człowieka, co sugerowało jej, że znalazł się tu bez właściciela, a może komuś uciekł.