- Wręcz przeciwnie, definiuje je bardzo szeroko stąd wynikają moje wątpliwości. - Najwyraźniej nadal mieli różne podejście do pewnych spraw, nie mogli się dogadywać ciągle niemalże bez słów, chociaż dzisiaj wychodziło im to bardzo lekko, ale nie dało się przecież zgadzać we wszystkim. Prue nie miała oporów przed demonstracją własnego zdania, może nie robiła tego nad wyraz często wśród obcych, jednak Greengrass nie był jej obcy, był sojusznikiem więc mogła sobie pozwolić na to, aby wyrazić swoją opinię.
Nie dało się czasem nie brać pod uwagę doświadczeń i uprzedzeń, których nabawiła się przez lata. Jasne, aktualnie wiedziała, że nie wszystko jest czarno-białe, że zdarzają się wyjątki, jednak to nie zmieniało faktu, że niekiedy nie była w stanie ugryźć się w język i rzucić coś, co wydawało jej się być słuszne. Nie robiła tego często, tylko w towarzystwie wśród którego czuła się dość pewnie. Inaczej raczej stała z boku, wtapiała się w tło i udawała, że jest nieobecna. Tak było prościej, wygodniej, zresztą nikt nie musiał wiedzieć co siedzi jej w głowie, zwłaszcza że zachodziło tam naprawdę wiele procesów myślowych. Sama za nimi nie zawsze nadążała.
- To może być ciekawym doświadczeniem. - Zawsze lepiej pracować u siebie niż dla kogoś, nie trzeba było wtedy przejmować się opinią ludzi, którzy znajdowali się obok. Prue wiedziała, jak wyglądała praca w Mungu, nie do końca zawsze można było tam korzystać ze wszystkich dostępnych metod, bo ktoś patrzył na ręce i analizował ruchy. Posiadanie własnej praktyki było czymś wielkim, jednak ona nigdy nie myślała o czymś takim. Nie oszukujmy się, pochodziła z zupełnie innych kręgów, nie miała takich znajomości, czy funduszy aby rozpocząć własną działalność. No i wyśmienicie odnajdywała się w kostnicy, znalazła tam swoje miejsce na ziemi.
Widziała jego pewność, już postanowił o tym, że tak się właśnie wydarzy, dobrze dla niego, na pewno dzięki temu będzie mógł się sprawdzić, mogło przynieść to Greengrassowi spory rozwój. Czasem warto było ryzykować, chociaż trzeba było mieć w sobie sporo odwagi.
W końcu przetasowała talię, wyciągnęła swoją kartę, po krótkiej chwili spojrzała na to, co jej się przytrafiło. No jasne, Ambroise miał koło fortuny, a ona? Piątkę pucharów. Odetchnęła głęboko. Czy powinna spodziewać się cudów? Nie do końca, jej życie nie było usłane różami i chyba te wróżby miały jej o tym przypomnieć. Jasne, mogli to intepretować dowolnie, jednak Prue wiedziała, że raczej trafiła jej się jedna z gorszych kart w talii. Zawiesiła na moment wzrok, przed jej oczami pojawiła się strona z jednej z ksiąg, które kiedyś miała w rękach. Odpłynęła. Piątka kielichów znana także jako piątka pucharów symbolizuje rozczarowanie i przygnębienie, stratę po tym, co miało przynosić radość i przyjemność.
Minęła krótka chwila, mrugnęła i znowu tutaj była. - Cóż, przyszłość chyba chciała mi przypomnieć o tym, żebym się za dobrze nie bawiła. - Dodała lekko, bo przecież wiedziała o tym, jak to wygląda. Nie dało się tego jednak nie połączyć ze zbliżającym się końcem turnusu w Exmoor, a zarazem powrotem do szarej rzeczywistości.
- Tak, raczej. - Niby potwierdziła jego słowa, ale w tonie jej głosu brakowało pewności, że faktycznie uda jej się to zrobić.