- Tak, mam. - Powiedziała raczej bez zbędnych emocji. Wiedzieli, jaki był cel ich wędrówki, kupiła to, co miała kupić, jeszcze chwila, a będzie mogła sprawdzić, czy przyczyną jej dolegliwości będzie to, co zostało jej zasugerowane. No, może dłuższa chwila, musieli jeszcze wrócić do rezydencji.
Nie umknęło jej to, że Benjy parsknął pod nosem, nie zamierzała udawać, że nie irytowały ją te osoby, które w sklepach szukały szczęścia próbując zorientować się nad właściwościami każdego przedmiotu, który był tam dostępny. Nie do końca to rozumiała, nie miała pojęcia, jaką przyjemność tak właściwie można z tego czerpać, dlatego też nie miała najmniejszego oporu, aby to skomentować. Idziesz do sklepu, masz cel, kupujesz to, czego potrzebujesz i do widzenia, nie była to szczególnie skomplikowana czynność przynajmniej w oczach Yaxleyówny.
- Tak, kupmy coś dla niego, wygląda jakby nie jadł od kilku dni. - Inaczej pewnie psu nie byłoby widać żeber. Jasne, Geraldine niby była myśliwą, ale nie wszystkie zwierzęta traktowała jak bestie, uwielbiała psy, inaczej nie miałaby dwóch pod swoją opieką.
Zmrużyła na moment oczy, słysząc kolejne słowa mężczyzny. W sumie, nie było to takim głupim rozwiązaniem. Mogłaby dowiedzieć się wszystko od razu, w rezydencji ściany miały uszy - to było niezaprzeczalne, tutaj nikt niczego by się nie dowiedział, może było to wcale nie takie nierozsądne.
- To całkiem rozsądne, nikt nie będzie wiedział, że coś się dzieje. - Nie sądziła, aby ktokolwiek interesował się jakoś szczególnie jej stanem, ale wolała mieć chwilę na przetrawienie tego, bo przecież nie mogła mieć pewności co do tego, co uda im się ustalić. Tutaj będzie sama, nikt nie zauważy jej reakcji, nikt nie będzie o nic pytał, póki co wszystko sugerowało, że był to naprawdę niezły plan.
- Zróbmy więc tak, wezmę pokój, z łazienką, ty zamówisz obiad, jestem kurewsko głodna, więc to musi być coś wielkiego i najlepiej tłustego, bo potrzebuję mięsa. - Nie znał na pewno jej preferencji, więc wolała go uprzedzić, jak wyglądają. Kochała mięso, brzydziła się warzywami, jak przystało na prawdziwą łowczą. Potrzebowała zjeść coś, co doda jej siły, najlepiej jakiś stek, może bekon, tak kochała bekon.
- Chodźmy więc tam. - Chyba podjęła już decyzję, przynajmniej szybciej rozjaśni jej się cała sytuacja, będzie mogła ją przetrawić podczas drogi powrotnej.
- Wzięłabym go do siebie, ale mam dwa psy, konia i kota, nie wiem, czy trzeci pies to dobry pomysł... - Miała tendencje do podejmowania spontanicznych decyzji, Cukier trafił pod jej dach przez to, że znalazła go samotnego podczas sabatu, oba jej psy były szczeniakami, brakowało jej tylko trzeciego... teraz dochodził do tego kot Ambroise'a i jej koń, trochę za dużo zwierząt jak na jedną, czy tam dwie osoby. Nachyliła się jednak, by pogłaskać zgubę, wcześniej dała mu powąchać swoją dłoń.
- Masz zwierzątko? - Wbiła w Benjy'ego swoje spojrzenie, lustrowała go wzrokiem, oczekiwała szczerej odpowiedzi, tak właściwie to podejrzewała, że nie ma, bo przecież plątał się po świecie, więc pewnie nie pozwolił sobie na żadnego zwierzęcego przyjaciela, nie miał pojęcia ile traci. O ile próbowała sobie tłumaczyć , że mogło to wynikać ze zdrowego rozsądku, to w tej chwili zamierzała go przekonać do tego, żeby chociaż pomyślała nad tym, czy nie chce zabrać ze sobą psa.