Nie można było przejść obojętnie obok zwierzaka wymagającego wsparcia. Yaxley bardzo lubiła psy, uważała, że były one wspaniałymi towarzyszami dla ludzi, zresztą nie bez powodu miała dwa swoje. Ten tutaj wyglądał jak siedem nieszczęść, nie wydawał się być jednak zupełnie agresywny, spoglądał na nich tymi swoimi smutnymi oczami. Nie powinna w nie patrzeć, bo wiedziała, jak się to skończy, a nie do końca mogła sobie na to pozwolić.
- Tak zrobię. - Nie spodziewała się, że akurat ten pokój będzie zajęty, raczej wszystkie świeciły pustkami, bo sezon wakacyjny już się skończył. Miasteczko po lecie stawało się raczej miastem duchów, lokalsów nie było tutaj zbyt wielu, ale to był właśnie urok tych nadmorskich miejsc. Wolała je jesienią, czy zimą, kiedy nie było dookoła wrzeszczących ludzi, można na spokojnie cieszyć się widokami.
- a, i jastrząb, zapomniałam o moim ptaku. - Dodała jeszcze, jakże mogła to zrobić. Floret był nie tylko zamiennikiem sowy, a również jej towarzyszem podczas polowań. Sama go wytresowała, chociaż zajęło jej to sporo czasu, była jednak z tego powodu strasznie dumna. Jastrzębie były jednymi z ptaków, które nadawały się do tego idealnie. Koń póki co nadal był w Snowdonii, nie miała gdzie go trzymać w Londynie, jednak skoro myśleli z Roisem o kupnie domu, to mogłaby go w końcu zabrać od ojca. Brakowało jej codziennych przejażdżek, był to też bardzo dobry sposób na utrzymanie formy, a niósł ze sobą sporo przyjemności.
Benjy dość szybko ją rozgryzł. Westchnęła jedynie ciężko, jej plan chyba nie miał zadziałać. - Można podróżować z psem, przynajmniej miałbyś kogoś zawsze przy sobie. - Próbowała dalej, bo nie poddawała się tak łatwo. - Myślę, że słuchałby się Ciebie, zobacz jaki jest spokojny, powiedziałbyś, żeby został, to by na Ciebie poczekał. - Nie musiał przecież pakować się z nim od razu do tych przeklętych miejsc. Geraldine zabierała swoje psy ze sobą na polowania, może nie zawsze, ale jednak nie uważała, że to mogło być przeszkodą w pracy. - Na pewno byłoby mu z Tobą lepiej niż teraz. - Co do tego nie miała wątpliwości, chociaż przecież nie znała Fenwicka jakoś za bardzo.
- Woda będzie w porządku. - Powiedziała zanim jej towarzysz zniknął w drzwiach sklepu.
Yaxley przykucnęła przy psie, który znowu usiadł i czekał, chyba zdawał sobie sprawę z tego, że w końcu dostanie coś do jedzenia. Głaskała go za uszami i cicho do niego mówiła. - Kolego, nie zostawimy Cię tutaj, już ja się tym zajmę, jeszcze nie wiem kto się Tobą zaopiekuje, ale na pewno nie zostaniesz sam. - Nie zakładała w ogóle możliwości, że mogliby go zostawić na pastwę losu, przeanalizowała w głowie kto mógłby zostać uszczęśliwiony psem. Cornelius był łatwym celem, bo gdyby pokazała go Fabianowi... to jej chrześniak na pewno chciałby go zabrać ze sobą do domu, Lestrange pewnie miałby na ten temat inne zdanie, już widziała przed oczami jego minę, chyba wolała mu się nie narażać. Ursula pewnie nie zaakceptowałaby tego kundla, więc odpadała, lista robiła się coraz krótsza, ktoś jednak na pewno będzie w stanie wziąć go do siebie, w ostateczności... dwa, czy trzy psy, czy to była taka różnica?