Natknęła się na niego niemalże od razu, gdy opuściła łazienkę. Stanął w miejscu i spoglądał na nią, miała wrażenie, że utknęli na moment w jakimś dziwnym zawieszeniu. Wiedziała, że tutaj będzie, chociaż nie do końca właśnie jego w tej chwili potrzebowała. Z drugiej strony może to i lepiej, nie był jej najbliższy, nie musiała zbytnio przejmować się swoją, ani jego reakcją. Czuła, że pozostanie to między nimi. Wpatrywała się w Fenwicka dłuższą chwilę, nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Miała dziwne wrażenie, że on już wie, że nie musiała nic mówić, może było to po niej widać. Geraldine nie do końca potrafiła ukrywać swoje emocje, więc nawet jej to specjalnie nie zdziwiło. Mogła mówić jedno, a jej ciało pokazywało coś innego.
Do jej nozdrzy dochodził zapach jedzenia, była okropnie głodna, więc to przywróciło ją do rzeczywistości. Nie mogli tak stać i patrzeć na siebie w nieskończoność. Musiała mu coś powiedzieć, bo bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jaki był ich cel wizyty w tym miejscu. Nie przyszli tutaj na obiad, to było tylko dodatkiem do reszty, do tej istotniejszej części.
- Miałeś rację. - Rzuciła nie odrywając od niego spojrzenia. Nie miała pojęcia, co sobie myślał o sytuacji w której się znaleźli. Zdawała sobie sprawę, że za nią nie przepadał, nie była w jego oczach najprawdopodobniej odpowiednią kandydatką na żonę jego przyjaciela, jednak miała nią zostać, a przy okazji właśnie dowiedziała się też tego, że będzie matką jego dziecka. Czuła, że nie ma innej możliwości. Pozwalała sobie na wiele podczas ich rozstania, bo próbowała w ten sposób zagłuszyć ból, który wypełniał jej ciało i duszę, ale podskórnie wiedziała, że nie mogło się stać inaczej, to musiało być jego dziecko, bo pilnowała tego, aby nie skończyć z bękartem, poza tym jednym razem, jednym momentem, do którego wolała nie wracać, o którym nigdy nie rozmawiali, bo był dla nich uwłaczający, nie potrafili powstrzymać swoich żądzy, zachowali się jakby nic dla siebie nie znaczyli, a nigdy nie traktowali się w ten sposób. Tyle, że nie dało się tego wymazać i najwyraźniej ten jeden raz miał im przynieść dużo większe konsekwencje od wszystkich innych. Ironia.
- Jestem w ciąży. - Powiedziała to w głos pierwszy raz, głos jej zadrżał, bo było to coś nowego i dzieliła się tym z kolejną osobą. Chcąc nie chcąc, Benjy został w to nieco zmieszany, to on zasugerował jej, co powinna zrobić najpierw, gdyby nie jego rady, to nadal nie miałaby pewności, a teraz już wszystko było jasne.
Rozmawiali ostatnio z Ambroisem o tym, że te półtora roku temu o tym myśleli, nie podzielili się jednak ze sobą tym, że chcieliby zdecydować się na powiększenie rodziny. Mieli tu jasne i on i ona tego chcieli. Teraz to się stało, ale nie do końca to przewidzieli. Nie planowali tego, mieli czas, dużo czasu na realizację podobnych planów. Londyn pochłonął ogień, a ona miała wydać na ten świat ich potomka, nie było to najbardziej rozsądnym posunięciem.
Zrobiła krok w przód, później następny, powoli szła w kierunku tarasu, w końcu to znajdowało się w ich dalszych planach, mieli zjeść obiad, jakby nic takiego się nie wydarzyło.
- Nie mów o tym nikomu, sama chciałabym to zrobić. - Dodała jeszcze. Nie sądziła, że Benjy należał do plotkarzy, jednak wolała go uprzedzić o tym, że wolała mieć możliwość podzielenia się tą informacją sama. Przede wszystkim z Roisem, cała reszta jej nie obchodziła.