15.08.2025, 19:24 ✶
Basilius w pierwszej chwili przewrócił oczami słysząc jak bardzo Millie obchodziła noga jego kuzyna, ale w drugiej uśmiechnął, bo… To już brzmiało zdecydowanie bardziej jak Millie którą znał i chyba szalenie tego właśnie potrzebował. Zaraz jednak spoważniał nieco na wzmiankę o Thomasie.
– Nie bardziej niż zwykle? Czyli znowu mam opatrzyć mu twarz? – spytał chociaż prawdę mówiąc naprawdę podziwiał Figga za to co zrobił i kogo w ten sposób uratował.
Zaraz jednak temat zszedł na coś jeszcze głupszego, niż niektóre zachowania Thomasa.
Brenna w składziku.
Proszę nie mów, że wiesz, że też tam byłem. Proszę nie mów, że wiesz, że…
Wy ten…
Proszę nie podejrzewaj, że ze sobą sypiamy. Proszę nie podejrzewaj, że ze sobą…
Ruchacie się, czy nie?
No i kurwa mać.
– Nie – powiedział bardzo energicznie jak na swój obecny stan i nawet nieco się wyprostował. – Nie! – Czy nie brzmiał teraz, jakby w rzeczywistości tak było, a on teraz tylko zbyt emocjonalnie temu zaprzeczał? Wziął głęboki oddech i zaczął od początku.
– Nie. Nie sypiam z Brenną Nie jesteśmy razem, ani… Nic. Po prostu ech… Brenna była na lekach i z jakiegoś powodu postanowiła wyjść z łóżka akurat wtedy gdy sprzątałem schowek. I wtedy zamknął nas tam ten chochlik. I wtedy Brenna uznała, że sprobuje się wspiąć i upadła na mnie i no… Wtedy wszedł inny uzdrowiciel.
Czy wyjaśnił to sensownie? A może zbyt głupio? Co jeśli Millie uzna, że coś i tak mogłoby być na rzeczy? Czemu martwił się o to, że Millie uzna, że coś mogłoby być na rzeczy?
– W każdym razie to nie… Poczekaj, Millie gdzie ty wsadzasz tę kapustę? – Wstał z krzesła i podszedł do niej, wyjmując warzywo z szafki, aby położyć je w innym miejscu, które uznał za lepsze. Właściwie to było podobne pytanie, które mógł też jej zadać, ale… Jakoś nie był pewny, czy chciał. To znaczy czy powinien. Nie był pewny, czy powinien. – A więc Brenna też… Jest w to zamieszana?
– Nie bardziej niż zwykle? Czyli znowu mam opatrzyć mu twarz? – spytał chociaż prawdę mówiąc naprawdę podziwiał Figga za to co zrobił i kogo w ten sposób uratował.
Zaraz jednak temat zszedł na coś jeszcze głupszego, niż niektóre zachowania Thomasa.
Brenna w składziku.
Proszę nie mów, że wiesz, że też tam byłem. Proszę nie mów, że wiesz, że…
Wy ten…
Proszę nie podejrzewaj, że ze sobą sypiamy. Proszę nie podejrzewaj, że ze sobą…
Ruchacie się, czy nie?
No i kurwa mać.
– Nie – powiedział bardzo energicznie jak na swój obecny stan i nawet nieco się wyprostował. – Nie! – Czy nie brzmiał teraz, jakby w rzeczywistości tak było, a on teraz tylko zbyt emocjonalnie temu zaprzeczał? Wziął głęboki oddech i zaczął od początku.
– Nie. Nie sypiam z Brenną Nie jesteśmy razem, ani… Nic. Po prostu ech… Brenna była na lekach i z jakiegoś powodu postanowiła wyjść z łóżka akurat wtedy gdy sprzątałem schowek. I wtedy zamknął nas tam ten chochlik. I wtedy Brenna uznała, że sprobuje się wspiąć i upadła na mnie i no… Wtedy wszedł inny uzdrowiciel.
Czy wyjaśnił to sensownie? A może zbyt głupio? Co jeśli Millie uzna, że coś i tak mogłoby być na rzeczy? Czemu martwił się o to, że Millie uzna, że coś mogłoby być na rzeczy?
– W każdym razie to nie… Poczekaj, Millie gdzie ty wsadzasz tę kapustę? – Wstał z krzesła i podszedł do niej, wyjmując warzywo z szafki, aby położyć je w innym miejscu, które uznał za lepsze. Właściwie to było podobne pytanie, które mógł też jej zadać, ale… Jakoś nie był pewny, czy chciał. To znaczy czy powinien. Nie był pewny, czy powinien. – A więc Brenna też… Jest w to zamieszana?