25.08.2025, 21:05 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.08.2025, 21:18 przez Anastazja Dolohov-Burke.)
Anastazja zmierzyła Corvusa przeciągłym spojrzeniem, odrobinę za długim, żeby czuł się z nim komfortowo. Wyglądała tak, jak gdyby oceniała sztukę mięsa postawioną przed nią na talerzyku. Jak gdyby zastanawiała się, z której strony może się w nią wgryźć. Podobnie musiała wyglądać oceniając szlif klejnotów, jakimi żywiła się przez wzgląd na rodzinną klątwę Dolohovów. Jeden diament dziennie, oddala śmierć ode mnie, lubiła podśpiewywać sobie Anastazja, pluskając się w wypełnionej bąbelkami wannie, obok której stała patera z brylantami, które kobieta traktowała jak przekąski, diamentów pełne kieszenie, moje rodowe więzienie. Szkoda tylko, że ta właśnie sztuka mięsa była niedostatecznie krwista jak na jej upodobania, podana na deserowym talerzyku do ciasta, a nie na płaskim talerzu przeznaczonym na główne danie.
Nie wyglądała na specjalnie pod wrażeniem powtarzaniem po niej na głos przed chwilą przecież wydanych dyspozycji: cisnęło jej się na usta parę niewybrednych komentarzyków, ale ostatecznie na spytała Blacka, czy bardziej czuje się wampirem, czy papugą. Normalnie jakby słyszała swoją Emily, ona też miała okropny zwyczaj powtarzania po Anastazji, jak gdyby nie dotarło do niej za pierwszym razem.
Ludzie z klas niższych zawsze widać potrzebowali kogoś, kto by im dyktował, jak mają żyć.
W oczach Anastazji, Corvus stawał więc się coraz bardziej podejrzanym: niby Black, ale bez arystokratycznej maniery, niby wysoko urodzony, ale z wsiowym akcentem, niby właściciel luksusowego salonu, ale w dzielnicy mugolskiej... Tak była tym wszystkim sfrustrowana, że nie mogła się wcale a wcale skupić na trzymanej w rękach broszurce, więc wpatrywała się tępo w mężczyznę przedstawiającego jej ofertę pielęgnacyjną salonu, nie analizując za dokładnie wystroju otaczającego ich wnętrza. Dzięki niech będą Matce, bo narzekaniom pewnie nie byłoby końca! Nie spuszczając wzroku z twarzy Corvusa, przyjęła spodeczek z filiżanką herbaty, nie umoczywszy jednak uszminkowanych warg w naparze. Analizowała uważnie wypowiedź mężczyzny, jak gdyby była detektywem... Albo jednym z komorników, którzy ścigali dłużników z ramienia Departamentu Skarbu, czasem konfiskując majątki, a czasem doprowadzając kredytobiorców przed oblicze sprawiedliwości.
A może powinna powiadomić służby?
Nie byłby to pierwszy napotkany przez nią oszust, który podawał się za wampira. Ten szuler, Otto Degenhardt, specjalnie wydłużał sobie kły zaklęciem, szczerząc się do rozchichotanych młódek na arystokratycznych przyjęciach. Tamten przynajmniej miał charyzmę, i obco brzmiące nazwisko, które mogłoby służyć za alias słynnemu hrabiemu Draculi, ale ten tutaj...?
Władca ciemności od siedmiu boleści, z bożej łaski imperator cieni... Wampir? Dobre sobie! Jeżeli on był wampirem, ona była Ministrą Magii... Co jeszcze, może zaproponuje jej zaraz kurację Elżbiety Batory, która zwykła kąpać się we krwi skrzatów domowych, aby pozbyć się zmarszczek?
Upajała się swoją jarmarczną fantazją, zamrugawszy filuternie, gdy zdała sobie sprawę, że Corvus przestał mówić.
– Oferta upiększająca? – Anastazja przygryzła mimowolnie wargę, obrzydliwy nawyk, którego nie mogła się oduczyć, mimo wielu seansów hipnotycznych. – Panie Black, pan powinien wiedzieć najlepiej, że piękno nie jest constans, piękno jest zmienne jak kursy akcji na czarodziejskiej giełdzie. Zawsze można być młodszym, szczuplejszym, lepiej ubranym. Zawsze można wyglądać piękniej. – Zacmokała pretensjonalnie Anastazja. Piękno było dla niej inwestycją giełdową, uzależniona była od potrzeby nieustannego pomnażania zysków, jakie mogła z niego czerpać. Ale przecież nie chodziło nigdy o zysk. Piękna nie można było traktować jako trwałego kapitału, ale gdyby przyszło jej ów kapitał stracić... Coś przerażającego mignęło w oczach kobiety, a może tylko tak się Corvusowi wydało. – Czym dokładnie jest owa oferta? – zapytała Anastazja.
Nie wyglądała na specjalnie pod wrażeniem powtarzaniem po niej na głos przed chwilą przecież wydanych dyspozycji: cisnęło jej się na usta parę niewybrednych komentarzyków, ale ostatecznie na spytała Blacka, czy bardziej czuje się wampirem, czy papugą. Normalnie jakby słyszała swoją Emily, ona też miała okropny zwyczaj powtarzania po Anastazji, jak gdyby nie dotarło do niej za pierwszym razem.
Ludzie z klas niższych zawsze widać potrzebowali kogoś, kto by im dyktował, jak mają żyć.
W oczach Anastazji, Corvus stawał więc się coraz bardziej podejrzanym: niby Black, ale bez arystokratycznej maniery, niby wysoko urodzony, ale z wsiowym akcentem, niby właściciel luksusowego salonu, ale w dzielnicy mugolskiej... Tak była tym wszystkim sfrustrowana, że nie mogła się wcale a wcale skupić na trzymanej w rękach broszurce, więc wpatrywała się tępo w mężczyznę przedstawiającego jej ofertę pielęgnacyjną salonu, nie analizując za dokładnie wystroju otaczającego ich wnętrza. Dzięki niech będą Matce, bo narzekaniom pewnie nie byłoby końca! Nie spuszczając wzroku z twarzy Corvusa, przyjęła spodeczek z filiżanką herbaty, nie umoczywszy jednak uszminkowanych warg w naparze. Analizowała uważnie wypowiedź mężczyzny, jak gdyby była detektywem... Albo jednym z komorników, którzy ścigali dłużników z ramienia Departamentu Skarbu, czasem konfiskując majątki, a czasem doprowadzając kredytobiorców przed oblicze sprawiedliwości.
A może powinna powiadomić służby?
Nie byłby to pierwszy napotkany przez nią oszust, który podawał się za wampira. Ten szuler, Otto Degenhardt, specjalnie wydłużał sobie kły zaklęciem, szczerząc się do rozchichotanych młódek na arystokratycznych przyjęciach. Tamten przynajmniej miał charyzmę, i obco brzmiące nazwisko, które mogłoby służyć za alias słynnemu hrabiemu Draculi, ale ten tutaj...?
Władca ciemności od siedmiu boleści, z bożej łaski imperator cieni... Wampir? Dobre sobie! Jeżeli on był wampirem, ona była Ministrą Magii... Co jeszcze, może zaproponuje jej zaraz kurację Elżbiety Batory, która zwykła kąpać się we krwi skrzatów domowych, aby pozbyć się zmarszczek?
Upajała się swoją jarmarczną fantazją, zamrugawszy filuternie, gdy zdała sobie sprawę, że Corvus przestał mówić.
– Oferta upiększająca? – Anastazja przygryzła mimowolnie wargę, obrzydliwy nawyk, którego nie mogła się oduczyć, mimo wielu seansów hipnotycznych. – Panie Black, pan powinien wiedzieć najlepiej, że piękno nie jest constans, piękno jest zmienne jak kursy akcji na czarodziejskiej giełdzie. Zawsze można być młodszym, szczuplejszym, lepiej ubranym. Zawsze można wyglądać piękniej. – Zacmokała pretensjonalnie Anastazja. Piękno było dla niej inwestycją giełdową, uzależniona była od potrzeby nieustannego pomnażania zysków, jakie mogła z niego czerpać. Ale przecież nie chodziło nigdy o zysk. Piękna nie można było traktować jako trwałego kapitału, ale gdyby przyszło jej ów kapitał stracić... Coś przerażającego mignęło w oczach kobiety, a może tylko tak się Corvusowi wydało. – Czym dokładnie jest owa oferta? – zapytała Anastazja.
Please don't go
I'll eat you whole
I'll eat you whole