17.09.2025, 22:59 ✶
Z Geraldine przy przekąskach
Uśmiechnął się pod nosem, krótko kiwając głową. Może nie do końca miał na myśli to, o czym pomyślała jego luba, ale w gruncie rzeczy i to, i to miało swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Nawet w ich świecie... ...a może zwłaszcza?... ...nie tak łatwo było zachować twarz. Zarówno w tym najpowszechniejszym znaczeniu, jak i w bardziej abstrakcyjnych ujęciach. Bez wątpienia zgadzał się z Geraldine odnośnie tego, że ich środowisko było dosyć mocno zamknięte, większość osób widywało się w nim przez lata. Goście na takich wydarzeniach powtarzali się we wszystkim, tylko nie w kreacjach.
Bo to już byłaby zgroza. Przejaw nietaktu lub, co gorsza, bieda!
Nieczęsto pojawiał się pośród nich ktoś, kogo Roise nie kojarzył. Bywał w towarzystwie na tyle regularnie, świadcząc również usługi dla czystokrwistych rodów, że był bardziej lub mniej w stanie określić nawet przynależność kogoś, kto dopiero debiutował na salonach. Młodzieniec od tych, młoda od tamtych. Natomiast zagraniczna elita? To nie zdarzało się zbyt często.
A jednak nie był w stanie ukryć spojrzenia, jakie posłał w kierunku towarzyszki, gdy powtórzyła jego słowa. Skrzywił się do niej nieznacznie, ale wymownie, ledwo zauważalnie zezując w kierunku, w którym przekrzywił głowę. To. Dokładnie to miał na myśli. Nie tylko elitarność ich środowiska, lecz także wszelkie przejawy tego, że niektórzy chcieli jak najdłużej korzystać z blasku świateł.
Nie wszyscy łatwo godzili się z myślą, że czas nigdy nie miał się dla nich zatrzymać. Nie każdy potrafił zaakceptować to, że przez ten sam parkiet, po którym oni poruszali się latami, miały przechodzić nowe, młodsze pokolenia. Niektórym nie wystarczyła godność, z jaką zazwyczaj starzeli się czarodzieje i ich zdecydowanie imponująca długość życia. Niektórzy...
...zdecydowanie korzystali z dobrodziejstw nie tylko Potterów, lecz także wszystkich, którzy zgadzali się przedłużyć im młodość. Tak jak podstarzała czarownica zdecydowanie nadużywająca pomocy w zachowywaniu młodej twarzy, która od chwili, gdy podeszli do przekąsek, pochylała się nad drugim końcem stołu, grzebiąc w przystawkach i okazjonalnie śląc im spojrzenia.
- Ona też chciałaby, żebyś się ruszyła - mruknął pod nosem, nie mogąc darować sobie komentarza.
Oczywiście, że wobec tego mieli stać tu dłużej niż to było konieczne.
- A więc? - Spytał, ogarniając stół spojrzeniem. - Jaka jest twoja pierwsza ofiara? - Nie bez powodu tak nie inaczej sformułował swoje pytanie, odnosząc się do mięsożernych zapędów dziewczyny, które (jeśli to w ogóle było możliwe) ostatnio objawiały się wyraźniej niż kiedykolwiek.
A przecież już zdążyła mu podkreślić, że pragnęła mięsa. Nie sałatek, nie ciast. Mięsa. Jego spojrzenie zlustrowało najbliższe opcje, gdy sięgnął po wyjątkowo poręczny talerzyk, by jej go podać. Następnie sięgnął po drugi, nawet jeśli w tym momencie nie był jeszcze specjalnie głodny.
Z tego, co zdążył już zauważyć, mimo mnogości opcji, wszystkie przekąski łączyła jedna cecha: zdecydowanie dało się je spożyć na jeden kęs, co było zarówno wygodne dla gości, jak i z pewnością dla budżetu organizatorów wydarzenia. W końcu minimalizowano tym szanse na pozostanie zbyt dużej ilości resztek jedzenia, a także można było swobodnie podmieniać brakujące opcje bez sprawiania wrażenia, że jakieś opcje zbyt wcześnie się skończyły. Sprytne, naprawdę sprytne.
Uśmiechnął się pod nosem, krótko kiwając głową. Może nie do końca miał na myśli to, o czym pomyślała jego luba, ale w gruncie rzeczy i to, i to miało swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Nawet w ich świecie... ...a może zwłaszcza?... ...nie tak łatwo było zachować twarz. Zarówno w tym najpowszechniejszym znaczeniu, jak i w bardziej abstrakcyjnych ujęciach. Bez wątpienia zgadzał się z Geraldine odnośnie tego, że ich środowisko było dosyć mocno zamknięte, większość osób widywało się w nim przez lata. Goście na takich wydarzeniach powtarzali się we wszystkim, tylko nie w kreacjach.
Bo to już byłaby zgroza. Przejaw nietaktu lub, co gorsza, bieda!
Nieczęsto pojawiał się pośród nich ktoś, kogo Roise nie kojarzył. Bywał w towarzystwie na tyle regularnie, świadcząc również usługi dla czystokrwistych rodów, że był bardziej lub mniej w stanie określić nawet przynależność kogoś, kto dopiero debiutował na salonach. Młodzieniec od tych, młoda od tamtych. Natomiast zagraniczna elita? To nie zdarzało się zbyt często.
A jednak nie był w stanie ukryć spojrzenia, jakie posłał w kierunku towarzyszki, gdy powtórzyła jego słowa. Skrzywił się do niej nieznacznie, ale wymownie, ledwo zauważalnie zezując w kierunku, w którym przekrzywił głowę. To. Dokładnie to miał na myśli. Nie tylko elitarność ich środowiska, lecz także wszelkie przejawy tego, że niektórzy chcieli jak najdłużej korzystać z blasku świateł.
Nie wszyscy łatwo godzili się z myślą, że czas nigdy nie miał się dla nich zatrzymać. Nie każdy potrafił zaakceptować to, że przez ten sam parkiet, po którym oni poruszali się latami, miały przechodzić nowe, młodsze pokolenia. Niektórym nie wystarczyła godność, z jaką zazwyczaj starzeli się czarodzieje i ich zdecydowanie imponująca długość życia. Niektórzy...
...zdecydowanie korzystali z dobrodziejstw nie tylko Potterów, lecz także wszystkich, którzy zgadzali się przedłużyć im młodość. Tak jak podstarzała czarownica zdecydowanie nadużywająca pomocy w zachowywaniu młodej twarzy, która od chwili, gdy podeszli do przekąsek, pochylała się nad drugim końcem stołu, grzebiąc w przystawkach i okazjonalnie śląc im spojrzenia.
- Ona też chciałaby, żebyś się ruszyła - mruknął pod nosem, nie mogąc darować sobie komentarza.
Oczywiście, że wobec tego mieli stać tu dłużej niż to było konieczne.
- A więc? - Spytał, ogarniając stół spojrzeniem. - Jaka jest twoja pierwsza ofiara? - Nie bez powodu tak nie inaczej sformułował swoje pytanie, odnosząc się do mięsożernych zapędów dziewczyny, które (jeśli to w ogóle było możliwe) ostatnio objawiały się wyraźniej niż kiedykolwiek.
A przecież już zdążyła mu podkreślić, że pragnęła mięsa. Nie sałatek, nie ciast. Mięsa. Jego spojrzenie zlustrowało najbliższe opcje, gdy sięgnął po wyjątkowo poręczny talerzyk, by jej go podać. Następnie sięgnął po drugi, nawet jeśli w tym momencie nie był jeszcze specjalnie głodny.
Z tego, co zdążył już zauważyć, mimo mnogości opcji, wszystkie przekąski łączyła jedna cecha: zdecydowanie dało się je spożyć na jeden kęs, co było zarówno wygodne dla gości, jak i z pewnością dla budżetu organizatorów wydarzenia. W końcu minimalizowano tym szanse na pozostanie zbyt dużej ilości resztek jedzenia, a także można było swobodnie podmieniać brakujące opcje bez sprawiania wrażenia, że jakieś opcje zbyt wcześnie się skończyły. Sprytne, naprawdę sprytne.
Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down