• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine

[17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine
Żelazna Dama
Nearly all men can stand adversity, but if you want to test a man's character, give him power.
wysoka - około 180 cm, zazwyczaj dodatkowo podkreślany butami na rozsądnym obcasie / szczupła, ale nie przesadnie chuda / ciemnobrązowe, falowane włosy lekko za ramiona - zazwyczaj upięte albo elegancko wystylizowane / jasne, lodowatoniebieskie oczy / nosi ciężką, drogą biżuterię i eleganckie, szyte na miarę stroje w odcieniach granatu, szarości i brązów

Ursula Lestrange
#9
28.09.2025, 17:30  ✶  
Gdy tylko Geraldine zaczęła mówić, z tą swoją potrzebą uprzedzenia mnie, że niczego przede mną nie ukrywała, miałam ochotę unieść dłoń i przerwać jej od razu, lecz powściągnęłam ten gest. Kobieta w jej wieku zazwyczaj potrzebowała powiedzieć coś do końca, nawet jeśli adresat już dawno znał sedno sprawy. W moim przypadku - znałam je od tamtego pamiętnego dnia, nie trzeba było zbyt wielkiej przenikliwości, to były drobiazgi, ledwie widoczne dla oka, ale ja byłam kobietą, która sama przez to przeszła. Nie mogłam się pomylić. Szanowałam to, że otwarcie przeniosła wzrok na mnie, nie uciekając, nie szukając schronienia w porcelanie filiżanki ani w krysztale karafki - widziałam, że pragnęła zobaczyć moją prawdziwą reakcję, byłam pewna, iż nie zadowoliłaby się uprzejmym skinieniem głowy, nie odebrałaby powściągliwego „rozumiem”, jako wystarczającego. Pragnęła prawdy, a ja nigdy nie miałam w zwyczaju jej odmawiać, zwłaszcza w sprawach tak ewidentnych. Siedziałam więc spokojnie, trzymając w palcach delikatną filiżankę, i pozwoliłam jej mówić. Nie wtrącałam się, nie zadawałam zbędnych pytań, nie robiłam gestów, które mogłyby sugerować zniecierpliwienie. Po tylu latach w świecie, w którym każdy ruch, byle drgnięcie brwi bywało odczytywane jako komunikat, nauczyłam się cierpliwości. Zresztą - potrzebowałam chwili, aby przemyśleć formę odpowiedzi. Miałam ochotę spytać, w której dokładnie chwili przyszło im do głowy, że krok po kroku, jak nakazuje rozsądek, nie jest dla nich, ale - jak zawsze - ugryzłam się w język.
Kiedy padły te znamienne słowa, Geraldine wyznała wreszcie to, co dla mnie od dawna nie było tajemnicą, podniosłam głowę nieco wyżej, spokojnie odstawiając filiżankę na spodek. Słysząc ten kluczowy przekaz - „Jestem w ciąży.” - nie uniosłam brwi, nie rozchyliłam ust, nie spoglądałam w bok. Nie było we mnie żadnego zaskoczenia, bo prawda była taka, że wiedziałam już od dawna. Mój wzrok przesunął się od niej ku Ambroise’owi, potem wrócił. Trwało to może sekundę, ale w tej sekundzie zdążyłam zdecydować, że nie będę odgrywać roli nieświadomej. Nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia - wbrew temu, czego pewnie się spodziewali, nie musieli mi zdradzać, że spodziewają się dziecka. Byłam tego świadoma.
- Ależ, moja droga, ja to wiem. - Powiedziałam po chwili, zanim którekolwiek z nich zdążyło nabrać powietrza do dalszych tłumaczeń. Wypowiedziałam to tak zwyczajnie, jakby chodziło o pogodę albo godzinę wyjazdu powozu. Nie było tu miejsca na zaskoczenie, dramat czy teatralne gesty - ciąża w wieloletnim związku, nawet przerwanym gorszymi okresami, nigdy nie jest skandalem dla osoby, która rozumie życie. Skandalem bywało dopiero to, w jaki sposób się ją przedstawiało. Nie podniosłam głosu, nie dodałam żadnej emfazy, nie było powodu, by robić z tego tragedii, ani tym bardziej farsy. Przesunęłam spojrzeniem po ich twarzach - zerknęłam na nią, a potem na niego, mierząc ich oboje spojrzeniem, które miało więcej z obiektywnej oceny niż z moralizatorstwa.
Nie odwracałam wzroku, kiedy zadała narzeczonemu pytanie o trzeci miesiąc - to właśnie wtedy uniosłam brew, ledwie, nieznacznie, ale wystarczająco, by wiedzieli, że doskonale rozumiałam kontekst. Trzeci miesiąc... Oczywiście. Mój wzrok padł na nią, potem na niego, z tą wymowną zwłoką, która nie potrzebowała dodatkowych słów. Trzy miesiące temu nie byli w zgodzie, dalecy od czułości, jakie dzielili teraz. Nie musiałam sobie dopowiadać - pamiętałam, jak przy stole, podczas paru okazji, potrafili ostentacyjnie milczeć, robiąc wszystko, żeby nie znaleźć się obok siebie, chłodni, jakby każde z nich wolało być wszędzie indziej. Wiedziałam, że były sprawy między nimi, które doprowadziły do tamtego chłodu, sprzed nie tak wielu tygodni, do rozstania, do wzajemnych pretensji. Nie wiedziałam, jakie, ale nie wnikałam, to była ich prywatność. A jednak, jak się okazuje, ten dystans nie przeszkodził im w rzeczach, które nie miały nic wspólnego z chłodnym uprzedzeniem. Teraz zaś siedzieli razem, splątani w coś daleko poważniejszego, niż chwilowe emocje. Najwyraźniej sprzeczki nie wykluczały namiętności, a namiętność - co było jasne - nie wykluczała konsekwencji. Widać niektóre mosty pali się tylko połowicznie. Zresztą - nie mogłam powiedzieć, by było to pierwsze takie zdarzenie w dziejach, ale różnica pomiędzy innymi, trochę bardziej obfitymi w szczęście parami a nimi polegała na tym, że skutki ich decyzji miały nieść się daleko - szerzej, niż tylko po ich własnej sypialni.
- To dla mnie żadne zaskoczenie. - Podjęłam dalej po chwili, gdy uznałam to za stosowne, poprawiając rękaw. - Jestem kobietą, potrafię rozpoznać pewne rzeczy, zwłaszcza kiedy znam je z własnego doświadczenia... I tak, moja droga. - Dodałam. - Zdaję sobie sprawę, że nie zrobiliście tego na złość radom. Trudno byłoby, byście z trzymiesięcznym wyprzedzeniem zaplanowali zajść... Komuś za skórę. - Uśmiechnęłam się lekko, ale moim w uśmiechu nie było ani odrobiny rozbawienia. - Ale fakty pozostają faktami. Spieszycie się. Ze wszystkim. A konsekwencje waszego pośpiechu będą nosiły wasze nazwisko, więc doprawdy... - Westchnęłam, wciąż zwracając się do nich spokojnym tonem. - Opinia publiczna będzie miała z tego nadzwyczaj smakowity kąsek. Uznane, jednak nieślubne dziecko, ślub zawarty w pośpiechu, do tego z kim? Z całym szacunkiem dla ciebie, moja droga... - Spojrzałam na Geraldine. Zrobiłam krótką pauzę, pozwalając, by obraz sam im się układał przed oczami. - Z enfant terrible, której nigdy nie brakowało odwagi, by igrać z konwenansami... I ponownie... Z całym szacunkiem, lecz z rodu, którego podejście do świata odbiega od tego, co zwykło się u nas uważać za... Bezpieczne. A potem, pół roku po ceremonii, przyjście na świat dziecka. - Nie mówiłam tego, by ich potępić, nie, byłam zbyt doświadczona, by potępiać młodych za namiętności, których nie potrafili powstrzymać, ale chciałam wiedzieć, czy naprawdę rozumieją ciężar tego, co zrobili. Czy wiedzą, że dziecko, które nosiła Geraldine, było nie tylko owocem ich uczuć, ale i pieczęcią, która naznaczy ich życie, rodziny, nazwiska.
Zrobiłam krótką pauzę. Spojrzałam w bok, na ogród za oknem, gdzie poranne mgły unosiły się jeszcze nad krzewami schnących róż. Nie zamierzałam słodzić, powiedzenie półprawdy bywa czasem bardziej szkodliwe niż brutalna szczerość. Wiedziałam, że prędzej czy później ktoś ze starszych członków rodziny - czy to jego, czy jej - ubrałby te same słowa w znacznie ostrzejszy ton. Ja wolałam, by usłyszeli to ode mnie - bez pogardy, bez jadu, ale i bez złudzeń. Oparłam się wygodniej o oparcie krzesła, splatając dłonie.
- Skoro już więc spodziewacie się pierworodnego... - Wróciłam do nich. - Myślę, że wszyscy jesteśmy tego samego zdania - należy podnieść głowę, wyprostować ramiona i wyjść naprzeciw temu, co i tak się wydarzy. Ludzie będą mówić, ludzie zawsze mówią, ale nic nie rozbraja plotek skuteczniej niż spokój i pewność siebie. Narracja o wcześniaku byłaby tu... Upokarzająca. - Zakomunikowałam, starannie dobierając słowa. - Dla was obojga, rodzin, wszystkich, którzy musieliby w to kłamstwo brnąć. Nie ma nic bardziej przezroczystego niż próba wmówienia opinii publicznej, że zdrowe, silne niemowlę pojawiło się w szóstym miesiącu. Już kilka tygodni, miesiąc za wcześnie, byłoby rozciągnięciem prawdy. Nie będzie nikogo, kto by w nie uwierzył. Wszyscy doskonale znają rachubę miesięcy, wszyscy potrafią liczyć, a udawanie, że nie, byłoby kpiną z własnej inteligencji. A skoro już o tym mowa... - Przeniosłam wzrok na Ambroise’a. Do tej pory siedział spokojnie, jakby próbował nie prowokować, ale teraz musiał usłyszeć to, co należało się jemu bardziej niż jej. - Nie chcę słyszeć, że „prawdopodobnie najlepiej po ślubie” pójdziecie do uzdrowiciela. - Powiedziałam ostrzej, tonem, który nie dopuszczał sprzeciwu. - To jest nieodpowiedzialność w najczystszej postaci. -  Teraz mówiłam ostro, z nutą wyniosłości, której nie starałam się nawet ukrywać. - Zwłaszcza z twojej strony, Ambroise, bo przecież sam jesteś uzdrowicielem. Powinieneś mieć więcej oleju w głowie. - Byłam gotowa spojrzeć im prosto w oczy, nie zamierzałam ani łagodzić swoich słów, ani udawać, że temat mnie nie obchodzi. Nie mogłam - to nie był już czas na delikatność, tylko na rzeczowość. - Jesteście dorośli, macie wziąć na siebie konsekwencje własnych czynów, lepiej wcześniej niż za późno. Oczywiście, musi to być ktoś odpowiedni. Ktoś, kto nie zacznie plotkować. To wymaga staranności w wyborze, ale to wasz obowiązek, wasze pierwsze zadanie, jako rodziców, chronić dziecko, zanim jeszcze przyjdzie na świat. - Oparłam się z powrotem o oparcie, spokojna i nieugięta zarazem. - A teraz... - Zakończyłam, znów sięgając po filiżankę. - Słucham was. Co zamierzacie zrobić?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (2812), Ambroise Greengrass (4343), Ursula Lestrange (4040)




Wiadomości w tym wątku
[17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine - przez Geraldine Yaxley - 24.09.2025, 11:49
RE: [17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine - przez Ambroise Greengrass - 24.09.2025, 15:43
RE: [17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine - przez Ursula Lestrange - 24.09.2025, 18:11
RE: [17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine - przez Geraldine Yaxley - 25.09.2025, 12:58
RE: [17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine - przez Ambroise Greengrass - 25.09.2025, 16:06
RE: [17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine - przez Ursula Lestrange - 25.09.2025, 22:02
RE: [17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine - przez Geraldine Yaxley - 26.09.2025, 09:10
RE: [17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine - przez Ambroise Greengrass - 27.09.2025, 00:09
RE: [17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine - przez Ursula Lestrange - 28.09.2025, 17:30
RE: [17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine - przez Geraldine Yaxley - 29.09.2025, 21:53
RE: [17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine - przez Ambroise Greengrass - 30.09.2025, 19:31
RE: [17.09.1972] it was predictable | Ursula, Ambroise & Geraldine - przez Ursula Lestrange - 30.09.2025, 23:30

  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa