30.09.2025, 09:21 ✶
Rodolphus lubił ciszę. Gdy otaczała go wtedy ze wszystkich stron niczym ciasny, przyjemny w dotyku kokon, czuł się jakby był u siebie. Nie lubił mielenia ozorem po próżnicy i zdecydowanie mógłby się przyzwyczaić do częstszych wizyt u Jahnavi, gdyby nie ten królik. Gdy podawał kobiecie dłoń, czuł na sobie jego wzrok. Nie patrzył w stronę zwierzęcia, lecz wiedział: wiedział, że ten przerośnięty chomik wie. Zwierzęta go nie lubiły, wyczuwały od niego mrok, wiedziały że nie posiada w sobie zbyt wiele współczucia, a przejawy dobra były zaledwie kaprysami w jego jestestwie. To, że był miły, że nie krzyczał, ba - że obdarowywał ludzi prezentami, to była gra pozorów. Ludzie lubili miłe osoby, więc grał miłego na tyle, na ile potrafił.
Skrzywił się odruchowo, gdy igła przecięła skórę i dostała się do żyły. Intensywna, gorąca kropla czerwieni niemal natychmiast wypłynęła z palca, by skapnąć na mieszankę ziół i sproszkowanych kości. Zdziwił się, że niemalże od razu kobieta przyłożyła do rany wacik. Zaskoczenie odbiło się na jego twarzy, bo z reguły opinia o wróżbitach, którą miał, była... inna. Byli dziwni, nie dbali o innych, cięli po skórze tak, by dobrać się do krwi i linii losu, nie zważając na swoje ofiary. Cofnął rękę, gdy kobieta zabrała się za misę. Spojrzał w nią odruchowo, lecz nie zobaczył nic. Nie został obdarzony "darem", bo chociaż gardził wróżbami, to wiedział, że niektórzy zostali obdarzeni wizjami. Większość to była banda szarlatanów, których problemem było to, że nie potrafili interpretować przyszłości. Czy z Jahnavi było tak samo?
Goście.
Miał gościć Mulcibera, lecz ten wrócił do Londynu i słuch po nim zaginął. Miał gościć Blacka, lecz ten również wycofał się z ich układu. Miał gościć za to kuzynkę. Jeszcze nie wiedział, że ta się wycofała z układu, podobnie jak pozostali. Wszystko się w sumie zgadzało. No, prawie.
- Szczęście, czy chaos - uśmiechnął się nieco krzywo, przypominając sobie wyjca od Primrose. Pokręcił głową, mnąc wacik w dłoni. Schował go do kieszeni, wywali gdzie indziej, nie będzie przecież śmiecił, jest dżentelmenem. - Dziękuję.
W ogóle nie pokrywała się z tym, co mówił mu Morpheus. A może...? Goście, chaos, niby szczęście, ale w sumie to niebezpieczeństwo. Po namyśle wyciągnął jeszcze kilka sykli, zgarniając przy okazji kadzidła na sen.
- Żyjemy w ciężkich czasach, co pokazała nam noc pełna pożarów. Dobrzy ludzie zasługują na dobro - prawie się zadławił, gdy wypowiadał te banialuki, lecz okrasił to gówno, wypływające z jego ust, przyjemnym uśmiechem, wręczając Jahnavi monety. Odszedł, nie oglądając się za siebie, pogrążając się w myślach. Był ciekaw, czy kadzidła były tak dobre, jak te które zwykle kupował. Dzisiaj je wypróbuje - wróżbą nie planował zaprzątać sobie głowy, ale czy plany pokryją się z rzeczywistością?
Skrzywił się odruchowo, gdy igła przecięła skórę i dostała się do żyły. Intensywna, gorąca kropla czerwieni niemal natychmiast wypłynęła z palca, by skapnąć na mieszankę ziół i sproszkowanych kości. Zdziwił się, że niemalże od razu kobieta przyłożyła do rany wacik. Zaskoczenie odbiło się na jego twarzy, bo z reguły opinia o wróżbitach, którą miał, była... inna. Byli dziwni, nie dbali o innych, cięli po skórze tak, by dobrać się do krwi i linii losu, nie zważając na swoje ofiary. Cofnął rękę, gdy kobieta zabrała się za misę. Spojrzał w nią odruchowo, lecz nie zobaczył nic. Nie został obdarzony "darem", bo chociaż gardził wróżbami, to wiedział, że niektórzy zostali obdarzeni wizjami. Większość to była banda szarlatanów, których problemem było to, że nie potrafili interpretować przyszłości. Czy z Jahnavi było tak samo?
Goście.
Miał gościć Mulcibera, lecz ten wrócił do Londynu i słuch po nim zaginął. Miał gościć Blacka, lecz ten również wycofał się z ich układu. Miał gościć za to kuzynkę. Jeszcze nie wiedział, że ta się wycofała z układu, podobnie jak pozostali. Wszystko się w sumie zgadzało. No, prawie.
- Szczęście, czy chaos - uśmiechnął się nieco krzywo, przypominając sobie wyjca od Primrose. Pokręcił głową, mnąc wacik w dłoni. Schował go do kieszeni, wywali gdzie indziej, nie będzie przecież śmiecił, jest dżentelmenem. - Dziękuję.
W ogóle nie pokrywała się z tym, co mówił mu Morpheus. A może...? Goście, chaos, niby szczęście, ale w sumie to niebezpieczeństwo. Po namyśle wyciągnął jeszcze kilka sykli, zgarniając przy okazji kadzidła na sen.
- Żyjemy w ciężkich czasach, co pokazała nam noc pełna pożarów. Dobrzy ludzie zasługują na dobro - prawie się zadławił, gdy wypowiadał te banialuki, lecz okrasił to gówno, wypływające z jego ust, przyjemnym uśmiechem, wręczając Jahnavi monety. Odszedł, nie oglądając się za siebie, pogrążając się w myślach. Był ciekaw, czy kadzidła były tak dobre, jak te które zwykle kupował. Dzisiaj je wypróbuje - wróżbą nie planował zaprzątać sobie głowy, ale czy plany pokryją się z rzeczywistością?
Koniec sesji