07.10.2025, 10:04 ✶
Piję toast Oriona, grzecznie przepraszam i porywam Basiliusa do Victorii
Poczuł dreszcz, intuicja z łatwością pokierowała jego głową w stronę patrzącej ku okiennej dyskusji Victorii. Wypili znów, jeszcze w męskim gronie, pieczętując mordercze zapędy, a może topiąc w alkoholu żal po pannie Bulstrode. Poczucie winy? Anthony nie miał tylu emocji związanych z klątwołamaczką, w pewnym sensie - trzymając się z dala od Morpheusa - trzymał się z dala i od niej.
Co go jednak obchodziło, to ludzie, którzy byli tu zebrani. Poruszeni. Smutni. Razem. Nieco łatwiej było w takich okolicznościach tworzyć nowe supełki na wielkim gobelinie zależności. Szczególnie podczas tego typu spotkań. Ateus, Orien - rządni krwi - zanotowane w pamięci. Chodźmy jednak dalej, sprawy żywych są wciąż naglące.
Przeprosił braci Bulstrode i sprawnie otoczył ramieniem Prewetta, nadając mu pewien niewymuszony przecież kierunek.
– Proszę mi wybaczyć panie Prewett, bardzo mi zależy, żebyśmy z kimś porozmawiali razem. Pan zna pannę Lestrange, prawda? Ciężko jej nie znać od Beltane ja wiem, niemniej podejrzewam, że mógłby pana zainteresować... – mówił mu, nim doszli do kobiety, ale przerwał, gdy znalazła się w zakresie głosu: – Och Victorio! Wybacz radość na mojej twarzy, czy to nie pierwsze nasze spotkanie od Spalonej? – Dłoń Shafiqa zsunęła się z pleców lekarza tylko po to by objąć w eleganckim, wciąż bliskim geście królową nocy. Głos nie wykraczał bynajmniej nad linię toczących się przygaszonych okolicznością rozmów. – Znasz Basiliusa Prewetta prawda moja droga? Wybitny klątwołamacz, zajmuje się dziedziczną klątwą mojej serdecznej przyjaciółki, a jego maści ratują mnie z opresji, gdy kolejna banda niezrównoważonych czarodziei uznaje mnie za wroga publicznego numer jeden. Mam szczerze nadzieję, że w tym przypadku nie będzie działać "do trzech razy sztuka". – Przyznał nie opuszczając stonowanego filtra bieli i szarości, pewnego charakterystycznego dla styp tembru głosu. – Byłyście z Florence blisko? Współpracowała z biurem? – zapytał aurorkę, nie będąc pewnym koligacji.
Co go jednak obchodziło, to ludzie, którzy byli tu zebrani. Poruszeni. Smutni. Razem. Nieco łatwiej było w takich okolicznościach tworzyć nowe supełki na wielkim gobelinie zależności. Szczególnie podczas tego typu spotkań. Ateus, Orien - rządni krwi - zanotowane w pamięci. Chodźmy jednak dalej, sprawy żywych są wciąż naglące.
Przeprosił braci Bulstrode i sprawnie otoczył ramieniem Prewetta, nadając mu pewien niewymuszony przecież kierunek.
– Proszę mi wybaczyć panie Prewett, bardzo mi zależy, żebyśmy z kimś porozmawiali razem. Pan zna pannę Lestrange, prawda? Ciężko jej nie znać od Beltane ja wiem, niemniej podejrzewam, że mógłby pana zainteresować... – mówił mu, nim doszli do kobiety, ale przerwał, gdy znalazła się w zakresie głosu: – Och Victorio! Wybacz radość na mojej twarzy, czy to nie pierwsze nasze spotkanie od Spalonej? – Dłoń Shafiqa zsunęła się z pleców lekarza tylko po to by objąć w eleganckim, wciąż bliskim geście królową nocy. Głos nie wykraczał bynajmniej nad linię toczących się przygaszonych okolicznością rozmów. – Znasz Basiliusa Prewetta prawda moja droga? Wybitny klątwołamacz, zajmuje się dziedziczną klątwą mojej serdecznej przyjaciółki, a jego maści ratują mnie z opresji, gdy kolejna banda niezrównoważonych czarodziei uznaje mnie za wroga publicznego numer jeden. Mam szczerze nadzieję, że w tym przypadku nie będzie działać "do trzech razy sztuka". – Przyznał nie opuszczając stonowanego filtra bieli i szarości, pewnego charakterystycznego dla styp tembru głosu. – Byłyście z Florence blisko? Współpracowała z biurem? – zapytał aurorkę, nie będąc pewnym koligacji.