07.10.2025, 22:26 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2025, 22:27 przez Brenna Longbottom.)
Brenna Longbottom śniła tej nocy koszmary – na całe szczęście były jednak wypełnione tylko ogniem i śmiercią, a nie Stanleyem Borginem, z nich dwojga więc zapewne ona trafiła lepiej. Anonimy od Stanleya wciąż spoczywały w pudełku, włącznie z tym z jadowitą tentakulą, która to pogryzła Borgina i zaiste sprawiła, że odgadła autora tych listów miłosnych pogróżek, ale nie myślała o nich przed snem i Stanley nie nawiedził jej w krainie snów. Może dlatego, że jej pan dzielił imię z wujem Brenny i miała u niego jakieś fory.
Brenna ze snu tymczasem stała za to przed ołtarzem, w białej sukni ślubnej, i uśmiechnęła się do pana młodego zupełnie tak samo, jak uśmiechała się setki razy na korytarzach Ministerstwa. Za to zupełnie jak nie Brenna pozwoliła mu mówić i w ogóle się nie odzywała, czekając cierpliwie aż skończy swoje tyrady, biegi do drzwi i z powrotem.
– Oczywiście, że nigdzie nie idziesz. Nie beze mnie, przecież już wszystko ustalone. I nadal tu jestem, bo będę przy tobie już zawsze. Skarbie, ciągle się dąsasz, że nie przefarbowałam włosów? – westchnęła w końcu, unosząc dłonie, by czule ująć jego twarz… albo trochę mniej czule, bo uścisk był zaskakująco mocny i jakoś trudno było się z niego uwolnić. – Przecież już i tak poszłam ci na rękę i nie założyłam dzisiaj szaty nauczycielki od zielarstwa… Ale dobrze, niech będzie, jeśli ma cię to uszczęśliwić, zrobię to na podróż poślubną, chociaż uważam, że blond nie będzie mi pasował. Dlaczego nie założyłeś czerwonego krawata? – dodała zaraz, dokładnie tak samo jak on wcześniej nie czekając nawet na odpowiedź i nie pozwalając sobie przerwać, puściła jego twarz i chwyciła za krawat, rzeczywiście nie czerwony, jakby chciała Stanleya udusić.
Rozległo się chrząknięcie, i każdy, kto spojrzał w stronę, z której dobiegło, zobaczyłby stojącego przy ołtarzu Sebastiana Macmillana, spoglądającego na nich z jakąś mieszanką zniecierpliwienia oraz rozżalenia, że państwo młodzi zachowują się w ten sposób przed ceremonią.
– No dobrze, przedyskutujemy sprawę kolorów później, zobacz, kapłan czeka, twój drużba ma obrączki, a moje druhny na pewno nie pozwoli ci stąd nigdzie uciec – powiedziała Brenna łagodnie, puszczając wreszcie krawat. I zaiste, za nimi stali Atreus w garniturze, który przewrócił oczami oraz Cynthia Flint i Victoria Lestrange, które spoglądały na Stanleya z taką miną, że należałoby się spodziewać najmniej połamania nóg, gdyby postanowił się ewakuować. Kto wie, może właśnie dlatego zostały wybrane do tej roli, bo było jasne, że Borgin przy nich będzie musiał się zachowywać…
Brenna ze snu tymczasem stała za to przed ołtarzem, w białej sukni ślubnej, i uśmiechnęła się do pana młodego zupełnie tak samo, jak uśmiechała się setki razy na korytarzach Ministerstwa. Za to zupełnie jak nie Brenna pozwoliła mu mówić i w ogóle się nie odzywała, czekając cierpliwie aż skończy swoje tyrady, biegi do drzwi i z powrotem.
– Oczywiście, że nigdzie nie idziesz. Nie beze mnie, przecież już wszystko ustalone. I nadal tu jestem, bo będę przy tobie już zawsze. Skarbie, ciągle się dąsasz, że nie przefarbowałam włosów? – westchnęła w końcu, unosząc dłonie, by czule ująć jego twarz… albo trochę mniej czule, bo uścisk był zaskakująco mocny i jakoś trudno było się z niego uwolnić. – Przecież już i tak poszłam ci na rękę i nie założyłam dzisiaj szaty nauczycielki od zielarstwa… Ale dobrze, niech będzie, jeśli ma cię to uszczęśliwić, zrobię to na podróż poślubną, chociaż uważam, że blond nie będzie mi pasował. Dlaczego nie założyłeś czerwonego krawata? – dodała zaraz, dokładnie tak samo jak on wcześniej nie czekając nawet na odpowiedź i nie pozwalając sobie przerwać, puściła jego twarz i chwyciła za krawat, rzeczywiście nie czerwony, jakby chciała Stanleya udusić.
Rozległo się chrząknięcie, i każdy, kto spojrzał w stronę, z której dobiegło, zobaczyłby stojącego przy ołtarzu Sebastiana Macmillana, spoglądającego na nich z jakąś mieszanką zniecierpliwienia oraz rozżalenia, że państwo młodzi zachowują się w ten sposób przed ceremonią.
– No dobrze, przedyskutujemy sprawę kolorów później, zobacz, kapłan czeka, twój drużba ma obrączki, a moje druhny na pewno nie pozwoli ci stąd nigdzie uciec – powiedziała Brenna łagodnie, puszczając wreszcie krawat. I zaiste, za nimi stali Atreus w garniturze, który przewrócił oczami oraz Cynthia Flint i Victoria Lestrange, które spoglądały na Stanleya z taką miną, że należałoby się spodziewać najmniej połamania nóg, gdyby postanowił się ewakuować. Kto wie, może właśnie dlatego zostały wybrane do tej roli, bo było jasne, że Borgin przy nich będzie musiał się zachowywać…
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.