13.10.2025, 22:57 ✶
Geraldine miała rację, chociaż zapewne nie do końca rozumiała, jak bardzo - suknia rzeczywiście była wyjątkowa, ale nie z powodu kroju, jedwabiu czy haftów. Materiał układał się na niej inaczej niż na mnie, ale w tym właśnie tkwił cały sens - każda z nas nadawała mu inne życie. Nikt z obecnych w rezydencji, prócz mnie, nie widział tej sukni wtedy, kiedy należała jeszcze do poprzedniego świata, ale nie czułam żalu - raczej dziwne, chłodne zadowolenie, że coś, co było tak ściśle moje, przestało już być tylko tym. Może to właśnie oznaczało dorosłość - oddawać coś z siebie bez teatralnych gestów.
Kiedy jednak zaczęła mówić o butach, poczułam, że zaraz wpadniemy w niebezpieczne rejony. Jej przywiązanie do tamtych trepów miało w sobie coś dziecinnego, upartego - wiedziałam, że gdybym tylko pozwoliła, pociągnęłaby za sobą ten sentyment aż do ołtarza i jeszcze dalej, może nawet zachowałaby je podczas nocy poślubnej, decydując się spędzić ją w namiocie lub, co gorsza, w lesie, pod gołym niebem.
- Czasem trzeba pozwolić, by coś zostało za nami, jeśli chcemy, by przyszłość w ogóle miała gdzie się zmieścić.
Nie wiedziałam, czy zrozumiała - nie oczekiwałam tego, zbyt dobrze znałam to przywiązanie do przedmiotów, które przechowują w sobie oddech przeszłości, miałam swoje własne relikwie, których nigdy nie potrafiłam się pozbyć. Yaxley miała w sobie młodzieńczą potrzebę trzymania się każdej drobiny własnej historii, jakby obawiała się, że bez nich zniknie. Ja nauczyłam się już, że przeszłość i tak zawsze wraca - choćbyś ubrała się w cudze jedwabie i stanęła w cudzych butach.
- Nie przesadzaj, moja droga. - Odpowiedziałam spokojnie, poprawiając fałdę materiału na jej ramieniu. - Suknia nie czyni kobiety wyjątkową, to raczej kobieta nadaje sens sukni.
Widziałam, jak lekko się prostuje, przybiera ten sposób trzymania głowy, który zdradzał, że w końcu w pełni zaczyna rozumieć wagę dnia. A ja… Cóż. Ja odsunęłam się na bok, jak ktoś, kto wykonał swoje zadanie. Nie potrzebowałam podziękowań, nie potrzebowałam też podziwu - wystarczyło, że na moment, przelotnie, w jej spojrzeniu zobaczyłam coś na kształt zrozumienia. Nie musiałyśmy o tym mówić - zresztą żadna z nas nie lubiła mówić za dużo.
Kiedy jednak zaczęła mówić o butach, poczułam, że zaraz wpadniemy w niebezpieczne rejony. Jej przywiązanie do tamtych trepów miało w sobie coś dziecinnego, upartego - wiedziałam, że gdybym tylko pozwoliła, pociągnęłaby za sobą ten sentyment aż do ołtarza i jeszcze dalej, może nawet zachowałaby je podczas nocy poślubnej, decydując się spędzić ją w namiocie lub, co gorsza, w lesie, pod gołym niebem.
- Czasem trzeba pozwolić, by coś zostało za nami, jeśli chcemy, by przyszłość w ogóle miała gdzie się zmieścić.
Nie wiedziałam, czy zrozumiała - nie oczekiwałam tego, zbyt dobrze znałam to przywiązanie do przedmiotów, które przechowują w sobie oddech przeszłości, miałam swoje własne relikwie, których nigdy nie potrafiłam się pozbyć. Yaxley miała w sobie młodzieńczą potrzebę trzymania się każdej drobiny własnej historii, jakby obawiała się, że bez nich zniknie. Ja nauczyłam się już, że przeszłość i tak zawsze wraca - choćbyś ubrała się w cudze jedwabie i stanęła w cudzych butach.
- Nie przesadzaj, moja droga. - Odpowiedziałam spokojnie, poprawiając fałdę materiału na jej ramieniu. - Suknia nie czyni kobiety wyjątkową, to raczej kobieta nadaje sens sukni.
Widziałam, jak lekko się prostuje, przybiera ten sposób trzymania głowy, który zdradzał, że w końcu w pełni zaczyna rozumieć wagę dnia. A ja… Cóż. Ja odsunęłam się na bok, jak ktoś, kto wykonał swoje zadanie. Nie potrzebowałam podziękowań, nie potrzebowałam też podziwu - wystarczyło, że na moment, przelotnie, w jej spojrzeniu zobaczyłam coś na kształt zrozumienia. Nie musiałyśmy o tym mówić - zresztą żadna z nas nie lubiła mówić za dużo.